Pojawiam się i znikam - ciężka przypadłość Mesuta Özila
2014-03-17 17:00:16; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Real wiedział, co robi. Choć niektórzy przecierali oczy ze zdumienia po odejściu Özila, w Madrycie byli spokojni. W sezonie gra się tak naprawdę kilka ważnych meczów i w ich perspektywie Niemiec był zbyteczny.
Najczęstszy zarzut wobec Mesuta Özila podczas jego okresu na Santiago Bernabeu po krótce brzmiał: "wyłącza się z kluczowych meczów". Portal Goal.com w styczniu 2012 roku sporządził zestawienie z krótkim komentarzem do wszystkich występów Niemca w meczach z Barceloną, a więc tych najważniejszych dla "Królewskich" na krajowym podwórku. Co się okazało? Najlepszy asystent La Liga ubiegłego sezonu był w nich mocno bezproduktywny. Tylko raz zagrał od początku do końca, w pozostałych ośmiu przypadkach był wprowadzany na boisko bądź relatywnie szybko zmieniany. Średnia ocena jego występów? 5,9 w 10-stopniowej skali.
W zasadzie jedyny udany mecz z tamtego okresu to starcie w Superpucharze, kiedy szybko zanotował bramkę i kilka bardzo udanych zagrań. No właśnie, słowo "szybko" to jeden z pozostałych kluczy do tajemnicy Niemca. Do rozwiązania zagadki, czemu na Bernabeu nie płakano za nim zbyt długo. Bo jeśli szybko nie asystował lub nie strzelał, to z każdą minutą, z każdym zagraniem przygasał. Nie będzie wielkim odkryciem stwierdzenie, że rozgrywający Arsenalu nie dysponuje wytrzymałością, pozwalającą mu na bieganie od linii do linii przez 90 minut. I że po około godzinie mocno traci swój blask. A w intensywniejszych spotkaniach, czyli po prostu w tych najważniejszych, nawet wcześniej.
Liczby są dla niego bezlitosne.
Oceny portalu WhoScored.com nie kłamią - z zespołami, które obecnie wraz z Arsenalem tworzą Top Four angielskiej ekstraklasy Niemiec gra po prostu przeciętnie, by nie powiedzieć słabo. Jego oceny za cztery dotychczasowe ligowe potyczki z tymi drużynami to kolejno: 7,13, 6,52, 6,39 i kompromitująca 4,27. Gdyby były to stałe spadki formy, to można by było ewentualnie tłumaczyć Niemca, że przy takiej częstotliwości spotkań słabsze gry muszą się zdarzyć. Ale przed słabiutkim występem z Liverpoolem z lutego, Özil zaprezentował się poprawnie w meczu z Crystal Palace, a po - zagrał znakomite zawody z Manchesterem United, w których zaliczył aż siedem kluczowych podań, grając przy tym na 85% dokładności. A wcześniej, gdy dwa razy z rzędu został nisko oceniony za niewielki wkład w grę zespołu w spotkaniach z Manchesterem City? Wcześniej wybrano go dwukrotnie najlepszym graczem meczu za spotkania z Hull i Evertonem.
Z mocniejszymi rywalami Niemiec wykonuje także znacznie mniej podań w najgroźniejszą strefę - tzw. attacking third. I bynajmniej nie wynika to z mniejszego posiadania piłki przez Arsenal - w meczach z Chelsea czy Liverpoolem jest ono wciąż w granicach 60%.
Wygląda na to, że mimo początkowych "ochów" i "achów", których było co niemiara, Özil to wciąż zawodnik, który nie potrafi dać swojemu zespołowi stu procent w tych kluczowych momentach, gdy trzeba silniejszemu rywalowi podyktować tempo gry i może nawet w pojedynkę wygrać mecz. To nie neguje geniuszu rozgrywającego Arsenalu, jednak stawia go w sytuacji, w jakiej jeszcze parę lat temu był Cristiano Ronaldo. Najlepszy obecnie zawodnik świata, któremu niejednokrotnie zarzucano, że w najważniejszych spotkaniach nagle znikały wszystkie jego atuty i umiejętności. Póki tak było, Realowi ciężko było o trofea i zwycięstwa w prestiżowych Gran Derbi z Barceloną. I to samo może tyczyć się Özila. Póki nie odblokuje się w meczach z tymi największymi i nie zacznie tam na poważnie istnieć, Arsenal może jeszcze poczekać na trofea.
Wypada więc spytać, bez cienia złośliwości: trochę na nie już czeka, nieprawdaż?