Powrócił horror sprzed czterech lat. Legia ponownie przegrywa na finiszu rozgrywek!
2016-05-11 23:36:59; Aktualizacja: 8 lat temuLechia wykorzystała przewagę własnego boiska i pewnie wygrała z Legią Warszawa. Dzięki zwycięstwu podopieczni Piotra Nowaka pozostają w grze o europejskie puchary.
Niedzielne zwycięstwo nad Piastem Gliwice przybliżyło piłkarzy Legii do upragnionego mistrzostwa Polski, a w stolicy już powoli zaczęto składać zamówienia na szampan i konfetti. Jednak trzy punkty przewagi nad drużyną Radoslava Latala to bezpieczne – aczkolwiek niewystarczające - prowadzenie, dlatego podopieczni Stanislava Czerczesowa nie mogli stracić zarówno koncentracji, jak i odpowiedniej motywacji. Wszak powtarzając za Bertrandem Russellem: To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy, tak pełni wątpliwości. A przecież w poprzednim sezonie rolę tego pierwszego znakomicie odegrali legioniści…
Kombinacje
W przypadku meczów wyjazdowych Legii motywacja i koncentracja to sprawy kluczowe. Piłkarze Czerczesowa w ostatnich trzech ligowych spotkaniach poza Łazienkowską zdołali ugrać AŻ dwa punkty – złożyły się na to dwa bezbramkowe remisy w Chorzowie i Szczecinie oraz porażka z Zagłębiem Lubin. Zawodnicy Piotra Stokowca brutalnie wykorzystali słabszy dzień warszawian, którzy mieli olbrzymie problemy ze złapaniem własnego rytmu gry.Popularne
Odpowiednie nastawienie to jedno. Opiekun Legii nie mógł skorzystać w Gdańsku z Ondreja Dudy, Jakuba Rzeźniczaka, Aleksandara Prijovicia i Tomasza Jodłowca, którzy narzekają na kontuzje. Jeżeli przeanalizujemy obecny sezon wicemistrzów Polski, to stratę reprezentanta Polski możemy porównać do braku Luki Modricia w Realu Madryt. „Jodła” jest kluczowym zawodnikiem w zespole Czerczesowa, gdzie idealnie spełnia rolę łącznika między obroną i atakiem i jest królem środka pola. Bez niego Legia ma spore problemy w walce z przeciwnikami, a teraz czekał ją pojedynek z gdańską Lechią, która w ostatnich siedmiu domowych spotkaniach ani razu nie zaznała smaku porażki (sześć zwycięstw i jeden remis).
Przeklęty Gdańsk
Piłkarze aktualnego lidera tabeli przyjechali nad Morze Bałtyckie niezwykle zmotywowani, bo doskonale wiedzieli, że zwycięstwo zapewni im mistrzostwo Polski. Natomiast media wracały do sytuacji sprzed czterech lat, kiedy podopieczni Macieja Skorży przegrali w Gdańsku po pięknym golu Jakuba Wilka i pogrzebali swoje szanse na tytuł. Dodatkowym smaczkiem była postać sędziego Tomasza Musiała, który dwukrotnie prowadził mecz tych drużyn i za każdym razem nad polskim morzem wygrywali gdańszczanie.
Jednak nieoczekiwanie kluczową rolę w tym spotkaniu odegrał Stanisław Czerczesow. Rosyjski szkoleniowiec musiał się obejść bez kilku kluczowych zawodników, ale jego wyjściowa jedenastka zaskoczyła nawet szefa banku informacji Lechii. Brzyski z Hlouskiem (jako środkowy obrońca) w obronie, w środku pomocy Vranjes z Guilherme i na skrzydłach Michał Masłowski z Michaiłem Aleksandrowem. Najbardziej dziwiło zestawienie pomocy. Bośniak wraz z Brazylijczykiem mieli nikłe szanse na zdominowanie Kovacicia, Chrapka, Krasicia i Mili, a równie dobrze zamiast Polaka, Czerczesow mógł wystawić kierownika własnej drużyny. Warszawianie przegrali większość pojedynków w środku pola, mieli problemy ze stosowaniem pressingu, a ofensywa… istniała tylko teoretycznie.
Problemy wicemistrzów Polski nie interesowały gospodarzy. Podopieczni Piotra Nowaka rozegrali świetne spotkanie: doskonale w defensywie, skutecznie w centralnej strefie boiska i świetnie pod bramką Arkadiusza Malarza. Chociaż na pochwały zasługuje cały zespół, warto wyróżnić środkowych pomocników, którzy swoją agresywnością zdominowaliby niejednego niedźwiedzia, a Milos Krasić.. Czapki z głów!
Wracając do Russella. To ostatni moment na to, aby obudzić się i znowu nie wyjść na tych głupich. Piast świetnie otrząsnął się po ostatnim laniu na Łazienkowskiej, ale czy piłkarze Legii dorównają swoim rywalom?