Powrót syna (nie)marnotrawnego
2012-09-02 23:34:26; Aktualizacja: 12 lat temuPodobno dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki - Rafael van der Vaart łamie ten stereotyp i po 4 latach rozłąki, ponownie będziemy podziwiać jego grę na boiskach Bundesligi!
Kiedy 4 sierpnia 2008 roku Real Madryt oficjalnie potwierdził porozumienie z Hamburgerem SV w sprawie pozyskania holenderskiego rozgrywającego, Rafaela van der Vaarta, nie tylko klubowi sceptycy z Hamburga, ale i najoptymistyczniej podchodzący do sprawy kibice zespołu z Imtech Arena nie wierzyli, że będzie im jeszcze dane obejrzeć Holendra w trykocie HSV. Aż do wczoraj!
Rafael Ferdinand van der Vaart, Holender hiszpańskiego pochodzenia przyszedł na świat w holenderskim Heemskerk. Już od najmłodszych lat pałał chęcią do gry. Pierwsze kroki stawiał z De Kennemers, a już jako 10-latek dostał się do znanej i cenionej, nie tylko w Holandii, ale i na świecie przecież, szkółki Ajaxu Amsterdam. Młodzian zaimponował wszystkim nie tylko swoim dobrze rozwiniętym jak na ten wiek przeglądem pola, ale także bajeczną techniką. Pytanie jak młodziutki Rafael nauczył się tak świetnej kontroli piłki? Otóż rodzina van der Vaarta była Romami – to właśnie przez styl życia swoich rodziców jedynym miejscem, gdzie ich syn mógł rozwijać swój niemały przecież talent piłkarski była ulica.
- To sposób w jaki żyła moja rodzina. Mój ojciec się tam urodził i to był jego styl życia. Może nie było to normalne, ale zawsze to lubiłem. – mówi o swoim dzieciństwie Rafael.
Holender często podkreśla, że od małego wzorował swoją grę na Brazylijczyku, Romario. Mimo, że tak jak swój idol, chciał zostać napastnikiem, trenerzy młodzieży Ajaxu widzieli go jako rozgrywającego.
Van der Vaart trafił do szkółki Ajaxu, kiedy ta przeżywała przesyt wieloma piłkarskimi talentami. Oprócz Rafaela, w owym czasie grali tam m.in. Wesley Sneijder czy John Heitinga. Rywalizacja o miejsce w środku pola, nawet w drużynach juniorskich była dość spora, jednak nie przeszkodziło to van der Vaartowi zabłysnąć i w końcu zaliczyć debiut w seniorskiej drużynie w zremisowanym 1:1 meczu z FC Den Bosch, 14 kwietnia 2000 roku. Swoją dobra grą w sezonie 2000/01 bardzo zasłużenie został przez CalcioManager okrzyknięty Europejskim Talentem Roku.Popularne
Jego dobra, stabilna forma przyciągała zainteresowanie coraz to większej ilości klubów z całej Europy. Z początku Holender był silnie łączony z Milanem, jednak 1 czerwca 2005 roku podpisał warty 5,5 miliona Euro kontrakt z występującym w Bundeslidze HSV. Przejście van der Vaarta do Hamburgera wywołało sporo kontrowersji, tym bardziej, że przecież biło się o niego pół piłkarskiej Europy – tymczasem „El Barto” wylądował „jedynie” w lidze niemieckiej. Skąd u Holendra tak duże zainteresowanie HSV i decyzja o podpisaniu kontraktu? Tego nie wiemy do dziś.
Playmaker nie miał problemów z aklimatyzacją i w każdym ze swoich 4 pierwszych meczy dla hamburczyków strzelał bramki. Van der Vaart miał ogromny wpływ na grę „Rothosen” i zakończył wraz z nimi swój pierwszy sezon w Niemczech na 3 miejscu, będąc przy okazji najlepszym strzelcem HSV w sezonie 2005/06. Przez 3 owocne sezony dla Hamburgera van der Vaart wystąpił w 74 spotkaniach i zdobył 29 bramek, zaliczając przy okazji wiele cennych asyst.
Dzięki dobrej grze zainteresowanie usługami Holendra nie zmalało, wręcz przeciwnie, teraz o podpis rozgrywającego biła się większość futbolowej czołówki Europy. Po wielu plotkach i dywagacjach „El Barto” został w końcu zaprezentowany jako zawodnik „Los Blancos”. Wywołało to mieszane uczucia u kibiców HSV – jedni pogodzili się ze stratą, co rusz dziękując piłkarzowi za minione 3 lata w klubie z północnych Niemiec; inni natomiast nazwali van der Vaarta „judaszem” i „zdrajcą”, który wykorzystał występy dla hamburczyków tylko dla wypromowania własnego nazwiska.
Wielu obserwatorów wróżyło Holendrowi wielką karierę na Santiago Bernabeu i odegranie ogromnego wpływu na poczynania Realu. Początkowo wydawało się, że van der Vaart spełni pokładane w nim nadzieje – w jednym ze swoich początkowych meczy w barwach „Królewskich” ustrzelił pierwszego w swojej karierze hat-tricka. Niestety, później forma Holendra pozostawiała wiele do życzenia – obiecujący rozgrywający grał mało, a nawet kiedy wchodził z ławki – zawodził. Według plotek wpływ na grę Holendra miała kłótnia z trenerem, Juandem Ramosem. W ostatnim wywiadzie dla „Magazynu Futbol”, Jerzy Dudek w swoim „piłkarskim alfabecie” stwierdził:
- Być może w tamtym czasie było tam zbyt wielu Holendrów: on, Sneijder, Robben. Rafael czuł się przytłoczony i nie miał wystarczająco dużo sił, by się pokazać.
Możliwe, że jest w tym garść prawdy.
W końcu, w 2009 roku zaczęły pojawiać się informacje, jakoby czas Holendra na Estadio Santiago Bernabeu się skończył. Mimo wielu plotek, do odejścia nie doszło. Jak się później okazało, powodem tego była prośba van der Vaarta – związane to było z chorobą jego żony, Sylvie, która miała poddać się leczeniu raka w jednej z madryckich klinik.
Poświęcając się swojej żonie, Holender całkowicie stracił swój ostatni sezon w Realu, którego większość czasu spędził grzejąc ławkę. Nie wahał się więc, gdy otrzymał propozycje występów w północnym Londynie: chęć zakontraktowania pomocnika wyraziły Arsenal i Tottenham. Holender wybrał ofertę tych drugich i 1 września 2010 został oficjalnie zaprezentowany jako gracz „Kogutów”, podpisując 4-letni kontrakt z drużyną z White Hart Lane.
Van der Vaart przybył do Londynu jako gwiazda, jednak nie mógł ani na chwilę spuścić z tonu – z porównaniu z HSV, tu druga linia wyglądała dużo okazalej i Holender musiał pokazać Harry’emu Redknappowi, że zasługuje na miejsce w składzie obok Luki Modrica. Jego gole i asysty zapewniły Spurs udział w kwalifikacjach do Ligi Europy. W sezonie 2011/12 van der Vaart również pokazał się z dobrej strony. Jego świetna gra, kilka bramek i kilkanaście asyst pozwoliły „Kogutom” wrócić do TOP4 Barclays Premier League.
Kiedy z pracą pożegnał się Redknapp, a stery objął Andre Villas-Boas, na White Hart Lane nastało widmo radykalnych zmian w składzie. Nie wiadomo, czy portugalski szkoleniowiec przewidział w swoich planach van der Vaarta, możliwe jednak, że kupno Sigurdssona, Dembele czy Dempsey’a przekonało Holendra, by zakończyć swój epizod w lidze angielskiej.
Pozostaje pytanie: dlaczego HSV? Przecież van der Vaart ma 29 lat – dużo, niedużo. Czy wiek jest jednak ważny? Holender pokazuje, że nadal jest świetnym zawodnikiem. Dlaczego więc nie „rzucił” się na coś większego? Dlaczego nie spróbować ponownie w lidze angielskiej czy hiszpańskiej? Tu właśnie widać, że van der Vaart musi być wdzięczny zespołowi z Bundesligi, za to, że wypromował go i po części zrobił zeń wielkiego zawodnika. A może po prostu Rafael stęsknił się za żoną, która podczas pobytu męża w Londynie mieszkała w Hamburgu?
Na koniec pozostaje więc pytanie: powrót syna marnotrawnego czy niemarnotrawnego? Wydaje się mi, że ze wskazaniem na to drugie. Będąc ostatnio w Hamburgu, udałem się do jednego ze sklepów sportowych. Wielka ściana, na niej pełno gadżetów HSV: od koszulek, poprzez szaliki, po kubki. Obok mała półka z rzeczami BVB, Bayernu i Werderu i… pełno kupujących przy niej; natomiast przy tej z rzeczami HSV – ZERO. Smutne. Może zatem van der Vaart poruszy nie tylko grę Hamburgera, ale także sumę przychodów ze sprzedaży gadżetów? Osobiście uważam, że dla nas, kibiców, ważniejsze jest, aby Holender pokazał na boiskach Bundesligi piękny futbol. A to z pewnością potrafi!