Re-AEK-tywacja
2018-05-03 10:24:51; Aktualizacja: 6 lat temu Fot. Transfery.info
Pięć lat to w piłkarskim świecie kawał czasu.
Był 2013 rok, kiedy AEK Ateny znajdował się w prawdopodobnie najtrudniejszym momencie w swej długoletniej historii. Olbrzymie zaległości finansowe względem wierzycieli sprawiły, iż ekipa z greckiej stolicy z dnia na dzień z ligowego potentata przeistoczyła się w drużynę dolnej części tabeli. W trakcie rundy wiosennej sezonu 2012-13 wydawać się mogło, iż wszystkie siły sprzysięgły się przeciwko ateńczykom.
Najpierw na czołówki gazet z mało chwalebnych powodów trafiły nazwiska dwóch zawodników zespołu. Christos Akroudas został zdyskwalifikowany z powodu zażywania niedozwolonych substancji, zaś niedługo później od pierwszego zespołu odstawiono Georgiosa Katidisa, który po strzeleniu bramki w meczu z Verią wykonał nazistowski gest. Jakby tego było mało, po derbach stolicy z Panathinaikosem na boisko wtargnęli wściekli kibice AEK-u, przez co komisja ligi postanowiła ukarać go odjęciem trzech punktów od uzyskanego dorobku.
Prawdziwe tarapaty miały jednak miejsce w klubowych gabinetach, w których w owym czasie ziemia paliła się pod nogami praktycznie każdemu pracownikowi. AEK nie był bowiem w stanie spłacić licznych długów, jakie zaciągnął na przestrzeni minionych lat, przez co jednemu z najbardziej utytułowanych zespołów piłkarskich w Grecji zajrzało w oczy widmo bankructwa. Popularni „Énosis” płacili tym samym frycowe za lata życia w przepychu i sprowadzanie do Aten takich piłkarzy, jak m.in. Rivaldo czy Eiður Guðjohnsen. Tym bardziej bolesnym zdaje się być fakt, iż przez cały ten czas jedynym trofeum, po które udawało się sięgać piłkarzom z Aten był Puchar Grecji, podczas gdy ligowe mistrzostwo rokrocznie dzieliły między siebie do spółki Olympiakos i Panathinaikos.
Niedługo później nadeszło nieuniknione i AEK oficjalnie stał się bankrutem niemającym możliwości dalszego uczestnictwa w greckiej ekstraklasie. Klub niemal natychmiast poddany został restrukturyzacji mającej sprawić, iż nie zniknie on na dobre z piłkarskiej mapy Hellady. Było to możliwe jedynie poprzez odrodzenie się w trzeciej lidze jako klub amatorski.
Grupa byłych piłkarzy wespół z kibicami zespołu wzięła sobie do serca misję uratowania ukochanego zespołu i wspólnymi siłami zdecydowała się podjąć starania o jak najszybsze przywrócenie AEK-u na piłkarskie salony poprzez założenie nienastawionego na zysk stowarzyszenia ogłoszonego nowym właścicielem drużyny.
W ten oto sposób miejsce na ławce szkoleniowej zajął legendarny obrońca klubu, Traianos Dellas, którego nowymi podopiecznymi nie byli już zawodnicy z przeszłością na najsłynniejszych europejskich boiskach, a dotychczasowi juniorzy, którzy w wielu przypadkach grę w piłkę łączyli z codzienną pracą zawodową w innym charakterze.
Jak to zwykle bywa w tego typu przypadkach, dawny potentat niemal z miejsca rozpoczął swój imponujący marsz mający przywrócić go na piedestał. Podopieczni Dellasa w cuglach przebrnęli przez trzecioligową rzeczywistość, w której niejednokrotnie zmuszeni byli rozgrywać mecze na kompletnej prowincji, by w sezonie 2014-15 uczestniczyć już w rozgrywkach drugiej ligi. Także i tam piłkarze w charakterystycznych żółtych trykotach kontynuowali swą dobrą passę i przebrnęli przez zaplecze greckiej ekstraklasy nie ponosząc ani jednej porażki. Tym samym w niemal rekordowym tempie po dwóch latach pobytu na piłkarskich peryferiach AEK ponownie zameldował się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Właściciel klubu, jedna z najpotężniejszych osób w branży europejskiego transportu morskiego, Dimitris Melissanidis, postanowił na chłodno podejść do długo wyczekiwanego osiągnięcia nie zamierzając tym samym powtórzyć błędów z przeszłości, które doprowadziły do upadku AEK-u. Klubowe władze nie rozpoczęły więc agresywnej ofensywy transferowej, skupiając się głównie na pozyskiwaniu solidnych i tanich w utrzymaniu piłkarzy, wspieranych przez wychowanków miejscowej akademii, którzy przebyli z klubem drogę od trzeciej ligi. Jak pokazał rozwój wypadków, wystarczyło to, aby w ostatecznym rozrachunku uplasować się na trzeciej pozycji gwarantującej drużynie udział w eliminacjach do europejskich pucharów.
W międzyczasie ogłoszono, iż odrodzona drużyna przypieczętuje nową erę w swej historii wyniesieniem się z nielubianego przez kibiców Stadionu Olimpijskiego. Melissanidis postanowił zrealizować znajdujący się od wielu lat w planach projekt wybudowania nowego stadionu AEK-u, który ma zostać zlokalizowany w historycznej dzielnicy Nowa Filadelfia, gdzie przed laty znajdował się dawny obiekt zespołu. Mogący pomieścić ponad 30 tysięcy kibiców stadion zostanie nazwany „Hagia Sofia Arena”, uhonorowując tym samym bizantyjskie korzenie zespołu. Budowa obiektu ruszyła w lutym bieżącego roku i przewiduje się, iż zostanie ukończona w 2019.
Wyprowadzenie drużyny na prostą prędzej czy później musiało poskutkować satysfakcjonującymi rezultatami odnoszonymi na boisku. Już w minionym sezonie ateńczycy zdołali poważnie zagrozić zmierzającemu po tytuł Olympiakosowi, zaś przed startem bieżących rozgrywek klubowi działacze postawili przed prowadzącym drużynę Manolo Jiménezem jasny cel, którym miało być odzyskanie prymatu w greckim futbolu po ponad dwudziestoletniej przerwie.
AEK od początku rozgrywek zdawał się być jawnie skupiony na wyznaczonej sobie misji i już w początkowych fazach sezonu pokazywał plecy faworyzowanym zawodnikom Olympiakosu i PAOK-u. W międzyczasie zespół notował także znakomite wyniki w fazie grupowej Ligi Europy, w której bez większych trudności wywalczył sobie awans do wiosennej fazy rozgrywek, gdzie minimalnie lepsze okazało się już Dynamo Kijów.
Na krajowym podwórku stołeczni piłkarze toczyli jednak zacięty wyścig o zajęcie pierwszego miejsca na koniec sezonu. Prawdziwym majstersztykiem w wykonaniu Jiméneza i spółki był rozgrywany na początku lutego wyjazdowy mevx z Olympiakosem w Pireusie. Gospodarze dopingowani przez swych fanatycznych kibiców na dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem wysunęli się na prowadzenie, znacznie zbliżając się tym samym do objęcia fotela lidera ligi greckiej. Piłkarze AEK-u wykazali się jednak niesamowitą determinacją i wolą walki, dzięki którym w zaledwie sześć minut zdołali odwrócić losy spotkania i wywieźć z boiska rywala cenne trzy punkty.
To prawdopodobnie wtedy zawodnicy ci uwierzyli, iż rzeczywiście są w stanie przełamać trwającą siedem lat hegemonię Olympiakosu i zdobyć ligowe mistrzostwo. Tym bardziej, iż sami rywale zdawali się w wyraźny sposób ułatwiać spełnienie tego zadania.
Grecki futbol nie od dziś słynie z fanatycznych sympatyków tamtejszych drużyn, którzy niejednokrotnie swym zachowaniem zwracali na siebie uwagę całej piłkarskiej Europy. Wydarzenia z bieżących rozgrywek znacznie przerosły jednak wszelkie wyobrażenia o niecodziennych sytuacjach z udziałem fanów na meczach ligi greckiej.
Pierwszym incydentem, który zadziałał na niekorzyść rywali AEK-u w wyścigu po tytuł było karygodne zachowanie sympatyków Olympiakosu we wspomnianym wcześniej meczu, za które klub z Pireusu został ukarany odjęciem trzech punktów. Nie próżnowali także sympatycy innego bezpośredniego konkurenta do mistrzostwa, PAOK-u Salonki. Jeden z nich w trakcie meczu z Olympiakosem rzuconym przez siebie przedmiotem trafił w głowę szkoleniowca rywali, Óscara Garcię.
Prawdziwie niecodzienne sceny miały jednak miejsce w meczu pomiędzy AEK-iem a PAOK-iem rozgrywanym w połowie marca. Na chwilę przed końcem spotkania sędzia nie uznał gola zdobytego przez piłkarzy z Salonik, na co miejscowe trybuny zareagowały wściekłością i wtargnięciem na boisko. Wraz z rozjuszonymi kibicami na murawie stadionu zameldował się właściciel PAOK-u, Ivan Savvidis, który uzbrojony w broń palną ruszył w kierunku sędziego wykrzykując pod jego adresem słowne groźby.
Tuż po tym wydarzeniu komisja ligi uznała, iż czara goryczy została przelana i zdecydowała się zawiesić rozgrywki ligowe, zaś wspomniany mecz zweryfikować jako walkower dla AEK-u. Tym samym saloniczanie praktycznie na własne życzenie wyeliminowali się z dalszej batalii o końcowy triumf, pozostawiając klubowi ze stolicy niemal otwartą drogę na szczyt.
Jak można się domyśleć, AEK wykorzystał niemoc rywali i w kwietniowym meczu z Levadiakosem ostatecznie zakończył zawiły wyścig o upragnione trofeum. W ten sposób zakończona została niesamowita passa Olympiakosu, który mistrzem kraju zostawał nieprzerwanie od 2011 roku, a sam AEK sięgnął po dwunasty w swej historii tytuł mistrzowski. Na jego odzyskanie czekał długie dwadzieścia cztery lata, zaznając w tym czasie zarówno obecności w składzie gwiazd światowego futbolu, jak i gorzkiego smaku bankructwa, które zaprowadziło klub na najniższe sfery greckiej struktury ligowej.
Niewykluczone, iż dzięki dalszemu racjonalnemu zarządzaniu zespołem, AEK może na długie lata zdominować rozgrywki greckiej Super League. Obecność w składzie obytych w świecie piłkarzy, jak m.in. Dmytro Czyhrynski czy Marko Livaja w połączeniu z czołowymi reprezentantami Grecji na czele z Anastasiosem Bakasetasem i Lazarosem Christodoulopoulosem bez wątpienia sprawi, iż „Énosis” jeszcze przez długi czas będą rozdawać karty w tamtejszej piłce. Kolejnym celem na drodze do odzyskania dawnej chwały ma być przyzwoite zaprezentowanie się w Europie, gdzie podopieczni Jiméneza już latem wezmą udział w ostatniej fazie kwalifikacji do Ligi Mistrzów, w której po raz ostatni występowali jesienią 2006 roku.