Uparta Legia, bezzębny Lech - szlagier na remis
2014-09-27 23:37:28; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Mecz Legii z Lechem tym razem nie zawiódł. Zamiast nudnawego 1:0, przy Łazienkowskiej emocji nie brakowało, a wynik ważył się do ostatnich sekund. 2:2
Strategia Lecha
Lech przyjechał do Warszawy mocno osłabiony. Po pucharowym zwycięstwie z Wisłą Kraków i kontuzjach Sadajewa i Jevticia, Maciej Skorża przyznał, że jego pierwotna koncepcja na ten mecz stała się nieaktualna. Trener poznaniaków nie mógł nadto skorzystać z Linetty'ego i Ubiparipa, na domiar złego na rozgrzewce uraz odnowił się Lovrenciciowi. Pomimo problemów kadrowych, i Skorża i piłkarze stanęli na wysokości zadania – Lech był przez dobre 70 minut nieźle zorganizowany w defensywie, grał ostrożnie i nie dawał gospodarzom zbyt wielu szans na rozwinięcie skrzydeł (dosłownie i w przenośni). Najsłabszym ogniwem był Douglas, którego udało się Legii kilkukrotnie minąć dłuższym krosowym podaniem. Szkot był jednak na tyle dobrze asekurowany, że jego błędy nie okazały się poważne w skutkach.
Do przerwy Legia nie oddała celnego strzału na bramkę gości. Lech starał się grać możliwie jak najdalej od własnej bramki, uważając jednocześnie na to, by pomocnicy Legii nie minęli obrony gości długim prostopadłym podaniem.
Po wyjściu na prowadzenie Lech jeszcze bardziej skupił się na defensywie, powoli parkując autobus. Dla Legii taka strategia rywali znów okazała się niełatwa do przełamania i miała problem ze stwarzaniem sytuacji pod bramką Gostomskiego.
Gole
Do przerwy Lech niespodziewanie prowadził po golach Kamińskiego i Formelli. Oba gole nie były rezultatem jakichś starannie budowanych akcji, serii dokładnych zagrań czy szybkiego kontrataku. W obu przypadkach gościom walnie pomogli defensorzy Legii wraz z Kuciakiem, było też trochę szczęścia. Niemniej, te ćwierć- i pół-sytuacje trzeba było jeszcze wykorzystać – tutaj skuteczność Lecha była wręcz zabójcza.
Powrót Legii
To nie był dobry mecz w wykonaniu zawodników Henninga Berga. Legia przez długie fragmenty bez rezultatu starała się sforsować defensywę rywali, które wraz z upływem minut coraz bardziej się wycofywała. Taka taktyka Lecha i angażowanie w akcje ofensywne najwyżej trzech graczy powodowało, że Legia nie mogła korzystać z szybkich ataków po przechwycie, a zmuszona została do gry w ataku pozycyjnym. Dobrze zorganizowany Lech długo stawiał opór. Kluczowy i przełomowy okazał się controstrzał Brzyskiego. Fenomenalne uderzenie lewego obrońcy gości miało również niebagatelne znaczenie w sferze psychologicznej – lechici znaleźli się w odwrocie, Legia znalazła się na fali.
Ofensywa Lecha
To, że Lech nie wywiózł z Łazienkowskiej kompletu punktów, nie wynika ze słabej postawy defensywy, a momentami katastrofalnej gry w ofensywie. Najlepsze sytuacje, jakie Lech sobie stworzył – czyli nie te, po których padły bramki – zawdzięczał akcjom indywidualnym. Zawiodła skuteczność, mylili się Hamalainem i Kownacki. Obaj mieli stuprocentowe sytuacje przy stanie 2:0 i mogli skończyć mecz. Większym zawodem było jednak rozegranie w strefie ataku – parokrotnie Lech zdołał kilkoma podani przedostać się w okolice 20-30 metra przed bramką Kuciaka tylko po to, by następnie zepsuć całą akcję niedokładnym prostopadłym podaniem. Szczególnie irytował w tym elemencie Pawłowski, który nie potrafił znaleźć wspólnego języka z Kownackim.
Upór Legii, odwrót Lecha
Bramka Brzyskiego na 1:2 odwróciła role – od tego momentu to Legia była drużyną bardziej pewną swego, konsekwentnie i uparcie dążąc do wyrównania. Gospodarze byli aktywniejsi, szybciej dochodzili do piłek, wygrywali pojedynki 1na1. Im bliżej końca, tym gorzej Lech wyglądał fizycznie. Dali z siebie wszystko, jak powiedział po meczu Trałka. Ale to nie wystarczyło. Legia zepchnęła Lecha w pole karne i była coraz groźniejsza. Można było odnieść wrażenie, że Legia powoli zmierza po swoje, czyli przynajmniej po jeden punkt, Lech zaś nie za bardzo wiedział, jak jej w tym przeszkodzić. Bo choć zaangażowania w obronę wyniku odmówić nie można, to momentami brakowało chłodnej głowy, kalkulacji i cwaniactwa (czytaj: myślenia). Niepotrzebny faul na słabym tego wieczoru Rodoviciu dał Legii piłkę meczową, której nie zmarnowała. O końcowym wyniku zdecydował, znów, najlepszy tego dnia wśród podopiecznych Berga Brzyski, precyzyjnie dośrodkowując na głowę Dossy Juniora.
Po meczu
Po końcowym gwizdku to gospodarze sprawiali wrażenie bardziej zadowolonych. I chyba coś w tym jest – Legia nie zagrała dobrego meczu. Mistrzowie Polski nie potrafili sobie poradzić z blokiem obronnym przyjezdnych i – już w drugiej połowie – autobusem zaparkowanym przed bramką Gostomskiego. A mimo to udało się nie stracić punktów w tym prestiżowym spotkaniu.
A Lech? Ważne zwycięstwo wymknęło się dopiero w doliczonym czasie gry. Skorża może być zadowolony z tego, jak przez większość meczu „Kolejorz” prezentował się w destrukcji, lecz do gry zespoły w fazie ataku z pewnością będzie miał wiele zastrzeżeń.
MATEUSZ JAWORSKI
<a href="https://twitter.com/mat_jaw" class="twitter-follow-button" data-show-count="false" data-lang="pl" data-size="large">Obserwuj @mat_jaw</a>
<script>!function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0],p=/^http:/.test(d.location)?'http':'https';if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=p+'://platform.twitter.com/widgets.js';fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document, 'script', 'twitter-wjs');</script>