Uratują sezon kosztem europejskich pucharów? Cercle Brugge już wie, co to pocałunek śmierci
2025-02-26 10:11:14; Aktualizacja: 5 godzin temu
Minęło kilka miesięcy, a los ponownie skrzyżował w europejskich pucharach polską drużynę z Cercle Brugge. Tym razem pokonać Belgów spróbuje Jagiellonia Białystok, która z wielu względów powinna przystąpić do tego dwumeczu pełna nadziei.
Bo nie ma się czego bać. W pamięci widzów śledzących występy polskich zespołów już na etapie kwalifikacji Cercle zaistniało za sprawą wyeliminowania Wisły Kraków. Wówczas czwarta siła poprzedniego sezonu belgijskiej ekstraklasy kwestię awansu do fazy zasadniczej Ligi Konferencji przypieczętowała od razu przy Reymonta, gdzie padł rezultat 1-6. Co prawda w następnym tygodniu „Biała Gwiazda” dzielnie walczyła i w pewnym momencie wydawało się, że jest nawet całkiem blisko odrobienia strat, lecz wówczas rajd wprowadzonego z ławki rezerwowych Alana Mindy oraz jego asysta do Felipe Augusto pozbawiła nas wszelkich złudzeń.
Tyle że perspektywa patrzenia na zespół z Brugii przy okazji pojedynku z Jagiellonią Białystok ulega zmianie. Bynajmniej naprzeciw belgijskiej drużyny stanie teraz mistrz Polski w całej swojej okazałości. Mistrz Polski, który skutecznie zaprzecza negatywnej teorii wygłoszonej niegdyś przez Michała Probierza, że gra w europejskich pucharach to dla polskich ekip „pocałunek śmierci”.
A i sam rywal białostoczan nie zasiewa ziarna niepokoju.Popularne
Z nieba na ziemię
Najwyższa lokata poza podium rodzimej ligi to dla Cercle wyrównanie najlepszego wyniku z obecnej dekady. Zarazem to dopiero drugi raz, kiedy po reformie związanej z formatem rozgrywek „Groen-Zwart” (zielono-czarni) zakwalifikowali się do grupy mistrzowskiej. Jednocześnie w decydującej części byli jedynym zespołem, który w obu spotkaniach urwał punkty późniejszym mistrzom, piłkarzom Clubu Brugge. Na koniec w tabeli skończyli wyżej od Genku i Royalu Antwerp FC, nie wspominając o Gent czy płynącym w nieznane Standardzie Liège.
Dodatkowo spoglądając w personalia kadry można było dostrzec między innymi króla strzelców ligi belgijskiej, wyrzeźbionego Kévina Denkeya (autora 27 bramek). To, jaką wartość w poczynania zespołu wnosi skuteczny snajper potrafiący doskonale utrzymać się przy piłce, będąc odwróconym plecami do bramki przeciwnika, w Cercle przekonują się na własnej skórze od połowy grudnia.
Po awansie do Ligi Konferencji tryskająca młodzieńczą energią drużyna u sterów Mirona Muslicia kompletnie zaniedbała własne podwórko. Z początku wydawało się jednak, że wraz z upływem kolejnych tygodni austriacki szkoleniowiec zdoła zapanować nad kryzysem. Nic z tego. Dziewiąta ligowa porażka, zanotowana ledwie na początku grudnia, w starciu z „czerwoną latarnią” ligi położyła kres ponad dwuletniej kadencji ówczesnego trenera na Jan Breydel Stadion.
Osiem dni i dwa mecze później Cercle powitało jego następcę. Kontrakt obowiązujący do końca obecnego sezonu z opcją przedłużenia parafował Ferdinand Feldhofer. 45-letniego szkoleniowca w Brugii prześwietlano jeszcze przed podjęciem współpracy z Musliciem, więc gdy pod koniec zeszłego roku nadarzyła się okazja, aby wyciągnąć go z gruzińskiego Dinama Tbilisi, to z tej opcji skorzystano.
Feldhofer ma budować na fundamentach położonych przez swojego poprzednika - wysokim odbiorze piłki, gegenpressingu oraz dużej intensywność - a samemu zaszczepić w zespole chęć do rozgrywania futbolówki po murawie, zamiast kopania jej górą do przodu. Problem tkwi w tym, że czasu na wdrożenie tych założeń nie miał za wiele, bo Cercle gorączkowo walczy o uniknięcie gry w grupie spadkowej, więc wszelkie kombinacje na razie odsunięto na bok i w wielu fragmentach spotkań piłka częściej wędruje nad głowami zawodników niż przy ich stopach.
Rękę nowego szkoleniowca widać natomiast w liczbach. Za jego kadencji Cercle tylko raz na przestrzeni dwunastu meczów straciło więcej niż jedną bramkę. Z drugiej strony raptem raz w jednakowej liczbie pojedynków strzeliło więcej niż jednego gola. Na podstawie suchych statystyk można więc wywnioskować, że defensywa „Groen-Zwart” stała się hermetyczna, z kolei ofensywa straciła siłę rażenia.
Rekordowa sprzedaż zawodnika do MLS
Niebagatelny wpływ na ogólną dyspozycję całej drużyny wywarło zimowe odejście Kévina Denkeya. Togijczyk na belgijskich boiskach wyrobił sobie markę bardzo solidnego napastnika. Zresztą podczas ostatnich miesięcy pobytu w Brugii udowodnił swoje umiejętności także na scenie europejskiej. W czterech potyczkach fazy zasadniczej Ligi Konferencji zaliczył cztery trafienia i cztery asysty. Profil 24-latka idealnie wpisywał się w założenia taktyczne, jakie zaimplementował Miron Muslić.
Feldhofer z usług Denkeya skorzystał dwukrotnie. Panowie nie zdążyli się nawet lepiej poznać, a najlepszy strzelec ubiegłych rozgrywek, zgodnie z parafowanymi kilkanaście dni wcześniej dokumentami, w połowie grudnia spakował walizki i wyleciał do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez co najmniej trzy lata ma ubierać koszulkę FC Cincinnati. Cercle zarobiło na tej operacji gwarantowane 15,3 miliona euro (wraz z premiami kwota może wzrosnąć do 16,6 miliona euro), w związku z czym nie tylko został pobity rekord sprzedażowy belgijskiego klubu, ale ustanowiono również nowy rekord zakupowy w dziejach amerykańskiej Major League Soccer.
Zimą szeregi Cercle opuścił też Kazeem Olaigbe. Po transferze Denkeya oczekiwano, że to skrzydłowy weźmie ciężar gry na własne barki, ale i jego za chwilę z Brugii wykupiono. Na 22-latka połasiło się francuskie Stade Rennais, które dokonało przelewu w wysokości 5,25 miliona euro.
Tym sposobem Cercle zostało pozbawione wiodącego oraz ważnego piłkarza w jednym okienku. I o ile w miejsce Olaigbe sprowadzono Heriberto Jurado z meksykańskiego Necaxa, tak w rolę Denkeya docelowo ma wcielić się ktoś z kwartetu Felipe Augusto, Paris Brunner, Abdoul Kader Ouattara i Steve Ngoura. Na tę chwilę żaden z dostępnych obecnie atakujących nie jest jednak w stanie sprostać ogromnym oczekiwaniom.
Mimo to w kadrze nadal drzemie spory potencjał, który przejawia się obecnością takich zawodników, jak: 22-letni obrońca Christiaan Ravych (w trwającym sezonie 37 meczów, dwa gole, lider defensywy), 19-letni obrońca Emmanuel Kakou (22 występy, bramka), 21-letni obrońca Ibrahim Diakité (27 spotkań, gol), 21-letni lewy obrońca albo wahadłowy Flávio Nazinho (28 rozegranych starć, bramka, cztery asysty), 20-letni pomocnik bądź prawy wahadłowy Erick Nunes (28 meczów, bramka, asysta), 21-letni pomocnik Lawrence Agyekum (34 występy, asysta), 21-letni skrzydłowy Alan Minda (trzy gole, sześć asyst), 21-letni ofensywny pomocnik Bruninho (gol i asysta) czy wszyscy wymienieni wyżej atakujący. Balans utrzymują posiadający nieco większy bagaż doświadczeń 28-letni bramkarz Warleson, 26-letni obrońca Lucas Perrin, 28-letni obrońca Senna Miangue, 25-letni prawy obrońca lub wahadłowy Gary Magnée, 31-letni pomocnik Hannes Van Der Bruggen (najstarszy piłkarz w kadrze Cercle) oraz 25-letni Thibo Somers (kapitan, zawodnik wszechstronny).
Ratować sezon
Choć w ramach pierwotnego założenia Cercle docelowo ma pełnić rolę miejsca, w którym ogłady przed przejściem do seniorskiego zespołu AS Monaco nabierają utalentowani i perspektywiczni gracze (przykład Radosława Majeckiego), obecnie belgijski klub znajduje się na etapie, który pozwala mu koncentrować się na sprzedażach piłkarzy. Cercle ściąga ich do siebie młodych zawodników, daje im przestrzeń i narzędzia do rozwoju, a potem sprzedaje z zyskiem.
Podstawowy warunek takiego funkcjonowania stanowią jednak występy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gdy osiem lat temu w klubie dokonano zmiany właściciela, rok później Cercle awansowało do belgijskiej ekstraklasy, gdzie nieprzerwanie znajduje się aż do dziś. To pokazuje, jaką wagę przywiązują w Brugii do tego, aby co sezon uczestniczyć w zmaganiach razem z najlepszymi drużynami w kraju.
Format belgijskich rozgrywek po zakończeniu fazy zasadniczej determinuje podział tabeli na trzy grupy. W pierwszej - grupie mistrzowskiej - sześć zespołów walczy o tytuł i europejskie puchary. W drugiej, po dziesięciu dodatkowych kolejkach, najlepsza ekipa gra baraż o udział w kwalifikacjach do jednego z międzynarodowych turniejów z czwartym zespołem grupy mistrzowskiej. Pozostałe pięć zespołów pozostaje teoretycznie z niczym, ale zajmując miejsca od 7. do 12. po 30 kolejkach, gwarantuje sobie utrzymanie.
Cztery najgorsze drużyny sezonu zasadniczego walczą o przetrwanie w ośmiu kolejnych pojedynkach (mecz i rewanż) w grupie spadkowej. Dwie ostatnie czeka degradacja, z kolei trzecia od końca przystępuje do „meczu o wszystko” ze zwycięzcą baraży niższego szczebla. Tylko jeden zespół, ten najlepszy z najgorszych, może odetchnąć z ulgą.
Przekładając to na aktualny układ tabeli, trzy kolejki przed finiszem Cercle plasuje się na ostatniej bezpiecznej pozycji poza grupą spadkową, lecz przewaga podopiecznych Feldhofera nad 13. KVC Westerlo to raptem punkt. Oprócz tego to Cercle posiada zdecydowanie najtrudniejszy terminarz spośród wszystkich drużyn zamieszanych w batalię o utrzymanie już na etapie zasadniczym. W trzech najbliższych kolejkach „Groen-Zwart” skonfrontują swoje siły na tle Royalu Antwerp FC (5.), Clubu Brugge (2.) oraz Anderlechtu (4.). Między tymi spotkaniami przystąpią do starć z Jagiellonią Białystok.
Pierwszorzędnym celem Cercle jest co najmniej zachowanie obecnej lokaty. Owszem, do dwumeczu z mistrzem Polski belgijski zespół odpowiednio się przygotuje, lecz na ten moment uwaga w Brugii została przekierowana na to, żeby nie zawalić po całości w lidze, gdzie i tak Cercle narobiło już sobie gigantycznych kłopotów. Stąd wydaje się, że białostoczanie powinni optymistycznie podejść do konfrontacji z Belgami.
Zasadnicza różnica polega na tym, że Jaga, która w przeważającej części przedsezonowych przewidywań Ekstraklasy była uwzględniana poza czołówką, ze strony otoczenia nie doświadcza aż tak dużej presji i na własnym podwórku „może”, a uwikłane w poważne tarapaty Cercle „musi”.