W pogoni za doskonałością. Guardiola znów o krok przed resztą

2015-11-29 18:45:23; Aktualizacja: 8 lat temu
W pogoni za doskonałością. Guardiola znów o krok przed resztą Fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski Źródło: Transfery.info

Kiedy Pep Guardiola słyszy, że w taktyce wymyślono już wszystko, na jego twarzy musi rysować się delikatny uśmieszek politowania. Od początku kariery trenerskiej Hiszpan udowadnia bowiem, że w taktycznych innowacjach nie ma sobie równych.

Kim dla współczesnego futbolu jest Pep Guardiola nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Hiszpański szkoleniowiec w Barcelonie stworzył najlepszą drużyną, jaką było nam dane oglądać w tym stuleciu. Wniósł przy tym niebagatelny wkład w rozwój taktyki piłkarskiej. Oparty na posiadaniu piłki styl gry, któremu daleko jednak było do tak znienawidzonej przez Guardiolę tiki-taki, czyli podaniowej sztuki dla sztuki. Wysoko ustawiona linia obrona, wysoki i znakomicie zorganizowany pressing oraz kontrpressing. Popularyzacja wyjścia La Volpe. Redefinicja pozycji napastnika i w ogóle pomysłu na fazę ataku polegające na rezygnacji z klasycznej „9” na rzecz fałszywej „9”. Powrót do stosowanego przez Johana Cruyffa systemu 1-3-4-3, w którym jednak Guardioli zdarzało się nie wystawiać ani jednego stopera. Wymyślenie na nowo samego siebie z czasów zawodniczych, czyli swojej boiskowej pozycji – „6” będącej jednak „4” w barcelońskim 1-4-3-3 – wcielając w tę rolę najlepszego obecnie defensywnego pomocnika świata Sergio Busquetsa

W Monachium Guardiola wylał te same fundamenty, co w Barcelonie: posiadanie piłki i budowanie ataków seriami podań, ale zarazem wybicie piłkarzom z głowy tiki-taki (i litery „U”), wymienność pozycji i nieustanny ruch piłki, a do tego wysoki i intensywny pressing. Bayern nie stał się jednak wierną kopią Barcelony. Guardiola wydaje się obecnie nieco bardziej pragmatyczny, czego rezultatem jest tzw. possession with a purpose, czyli gra w większym stopniu bezpośrednia, zorientowana na możliwie szybkie i częste wprowadzanie piłki w sektory w pobliżu bramki rywali, by tam tworzyć już sytuacje strzeleckie. W stosunku do pierwszego sezonu Guardioli, statystyka posiadania piłki spadła o 6% (per Squawka), monachijczycy posyłają też więcej długich podań. Ponadto, Pep nie tyle nie przestał, co na inny poziom wprowadził wspomnianą elastyczność taktyczną swojego zespołu. Bayern stał się drużyną wielu systemów, a autorzy przedmeczowych grafik za każdym razem mają niezła zagwozdkę – co tym razem wymyślił ten Guardiola? Według StatsZone, od początku rozgrywek sezonu 2013/2014 Hiszpan zestawiał swoich podopiecznych w dziewięciu różnych systemach. Co ważne jednak, wyliczenie to obejmuje jedynie ustawienie wyjściowe, które Guardiola lubi modyfikować nawet kilka razy w trakcie jednego meczu. I nie uwzględnia choćby tak niestandardowych ustawień jak 1-2-3-3-2.

Guardiola jest bodaj jedynym trenerem na tym poziomie, który tak często i tak odważnie rotuje systemami. Non-stop szuka nowych rozwiązań starając się przesuwać wytyczone granice i wyznaczyć je na nowo. Już samodzielnie. 

Ostatnią taktyczną nowinką Pepa jest nawiązanie do legendarnego menadżera Arsenalu, Herberta Chapmana. I tak jak Chapman zapisał się w historii futbolu stworzeniem rewolucyjnego w swoim czasie systemu „WM”, tak Guardiola w przyszłości może zostać uznany za tego, który koncept swojego wielkiego angielskiego poprzednika uwspółcześnił i udoskonalił. 

„WM”

Chapman był prawdziwym trenerskim postępowcem. Już jako piłkarz, a był to jeszcze XIX wiek, wykazał się nie lada inwencją. Jak pisze w Odwróconej piramidzie Jonathan Wilson, Chapman na angielskich boiskach wyróżniał się butami piłkarskimi w jasnożółtym kolorze, wówczas niespotykanym. Wierzył bowiem, że dzięki temu będzie otrzymywał więcej podań. Podobny modus operandi miał jako szkoleniowiec. Najpierw, prowadząc Northampton Town, doszedł do wniosku, że drużyna może czasem zbyt długo utrzymywać się przy piłce – cofnięcie się głębiej na własną połowę miało wyciągnąć rywali z ich strefy obronnej i sprawić, że na boisku zrobi się więcej miejsca na wyprowadzenie ataku. W Leeds City Chapman wprowadził natomiast – też wcześniej niestosowane – rozmowy z zespołem. Chapman był także pierwszym nowoczesnym menadżerem, z bardzo szerokim spektrum obowiązkowców – jak pisze Wilson – od selekcji zawodników do składu i wyboru taktyki, a kończąc na doborze płyt puszczanych widzom przez głośniki przed meczem i w trakcie przerwy. 

Kluczowym kontekstem dla powstania systemu „WM” była wprowadzona w 1925 r. zmiana przepisu o spalonym. Wcześniej przed zawodnikiem, do którego adresowane było podanie, musiało znajdować się trzech zawodników. Niektóre drużyny – np. Newcastle United – na tyle wyspecjalizowały się w stosowaniu pułapki ofsajdowej, że futbol stał się dyscypliną wręcz nudną, a zainteresowanie nią zaczęło maleć (nawet w razie nieudanej próby złapania na ofsajd, broniącym zostawał jeszcze cofnięty głębiej obrońca). Remedium na to miało być zmniejszenie z trzech do dwóch liczby graczy, których musiał mieć przed sobą piłkarz w momencie podania. To zaś pociągnęło za sobą zmianę stosowanego dotychczas systemu 1-2-3-5. 

Oddajmy głos Wilsonowi: Buchan [Charlie] od początku sezonu sugerował, że zmiana w przepisie o spalonym wymaga od gracza drugiej linii cofnięcia się i przejęcia zadań obronnych. Rozwiązanie to zastosowała właśnie drużyna Newcastle w zwycięskim meczu na St. James przeciwko Arsenalowi – Charlie Spencer, wystawiony teoretycznie w drugiej linii, pozostawał głęboko cofnięty na własnej połowie. W atakach praktycznie nie brał udziału, natomiast już w zarodku rozbijał wszelkie próby gości, dzięki czemu Newcastle opanowała plac gry, dominując pod względem czasu posiadania piłki. 

O ile więc samo cofnięcie jednego z pomocników do linii obrony, do czego Champana przekonał Buchan, nie było nowością, to już Chapman jako pierwszy dołożył do tej zmiany korekty w pozostałych liniach. Po przejściu z 1-2-3-5 na 1-3-3-4, Chapman doszedł do wniosku, że jego rewolucja taktyczna jest jeszcze niekompletna. Dokonała się ona dopiero wraz z pozyskaniem środkowego pomocnika o właściwym według Chapamana profilu – stricte defensywnym – w osobie Herbiego Robertsa oraz zastąpieniem Buchana Aleksem Jamesem. System „WM”, czyli 1-3-2-2-3 stał się faktem.

Znów Wilson: Najbardziej cofnięci obrońcy kryli skrzydłowych, a nie środkowych napastników, pomocnicy ustawieni na skrzydłach koncentrowali się na bocznych napastnikach, środkowy pomocnik cofnięty do obrony zajmował się środkowym napastnikiem, a obaj boczni napastnicy cofali się bliżej drugiej linii. (…) Nie chodziło nam o koncentrację gry w środkowym polu lub inwazję na pole karne przeciwnika… Nasze cele osiągaliśmy poprzez wciąganie rywali skutecznym cofaniem do obrony, by później powstrzymać atak przed linią pola karnego i wyprowadzić szybką kontrę dzięki długim podaniom do skrzydłowych.

Arsenal Chapmana wielokrotnie porównywany był do sprawnie działającej maszyny. Wyróżniała go nie tylko skuteczność w defensywie oraz w ofensywie, ale również znakomita organizacja gry w obu fazach. Drużyna była zbilansowana – pięciu graczy z zadaniami (raczej) defensywnymi i pięciu zorientowanych przede wszystkim na atakowanie. Zarazem nie był Arsenal zespołem nudnym, a wręcz przeciwnie – efektownym i ekscytującym. Co niezmiernie istotne, sukces Chapmana był sumą nowatorskiego systemu oraz znakomitych wykonawców, jakich zdołał dobrać do realizacji swojej koncepcji. Ten drugi element w dużej mierze sprawił, że system „WM” był bardzo trudny do naśladowania, a jego skuteczna implementacja udawała się nielicznym.

„WW”

W ostatniej kolejce Ligi Mistrzów Bayern pokonał Olympiakos Pireus 4:0. I byłby to zapewne jeden z wielu meczów z gatunku bez historii, w którym monachijczycy bezwzględnie rozprawiają się ze swoim przeciwnikiem, gdyby nie Guardiola. 

Źródło: Marca.

Guardiola Chapmanem XXI wieku – napisała po tym meczu hiszpańska Marca. I choć Guardiola wcześniej już eksperymentował z ustawieniami z de facto dwoma obrońcami, tym razem nadał mu bardziej wyraźne kształty. 

Od początku pracy w Bayernie Pep przykładał szczególną wagę do pozycji, jaką na boisku mieli zajmować boczni defensorzy. Nie podążał jednak za trendem, który zresztą sam wyznaczał prowadząc Barcelonę, kiedy to wymagał od bocznych obrońców operowania w fazie ataku jako de facto skrzydłowi. Pomysł Guardioli w ogólności zakładał przesunięcie bocznych obrońców nieco wyżej, tak aby już nominalnie ustawieni byli pomiędzy liniami obrony i pomocy. Na marginesie wypada wspomnieć, że koncept Pepa był bardziej złożony. „Fałszywi boczni obrońcy”, jak niekiedy określa się to rozwiązanie taktyczne, przewiduje bowiem odejście od przywiązania do flanek oraz klasycznego dualizmu obowiązków (defensywne versus ofensywne). W rezultacie nie tylko Alaba czy Lahm opuszczają boczne sektory boiska zagęszczając środek pola, a flanki zostawiając skrzydłowym, ale również pełnią rolę swoistych box-to-box, odpowiadając tak za rozegranie w fazie ataku, jak i za wsparcie stoperów w fazie obrony (bez jednak przypisanego miejsca na boisku). Można wręcz stwierdzić, że w Bayernie Guardioli nie ma takiej pozycji, jak boczny obrońca. Bywają mecze, w których pomimo wystawienia aż czterech nominalnych bocznych obrońców, żaden z nich roli tej de facto nie pełni. 

Wróćmy jednak do wtorkowego meczu. Duet środkowych obrońców stworzyli Badstuber i Boateng. Przed nimi trójka Rafinha-Vidal-Lahm. Mieliśmy zatem charakterystyczne dwie linie Guardioli – linię obrony oraz operujących wyżej „bocznych obrońców” oraz defensywnego pomocnika (6/8). Nominalnie tworzyli oni literę „W” (2-3). Drugie „W” stworzyła niezwykle ofensywna piątka – przesunięty ze skrzydła do środka na pozycję atakującego z głębi pola ofensywnego pomocnika Costa oraz spełniający podobną rolę Müller. Na skrzydłach Coman i Robben, w środku ataku zaś Lewandowski. Znów 2-3. 



„WW” nie było jedynie ustawieniem papierowym czy – trzymając się określeń Guardioli – numerem telefonu. W meczu zauważalny był – tak jak u Chapmana – bilansujący drużynę podział na dwie piątki. Pierwszą tworzyli Badstuber i Boateng za plecami wąsko operującego tercetu Rafinha-Vidal-Lahm, przy czym: (i) Chilijczyk był łącznikiem pomiędzy szeroko pojętymi obroną a atakiem, (ii) Rafinha i Lahm w fazie ataku zbiegali bliżej do osi boiska, by następnie, w zależności od sytuacji, albo utrzymywać tam nieco głębszą pozycję (np. asekurując Vidala), albo ustawiać się nieco szerzej (znacznie częściej Lahm niż Rafinha), (iii) Guardiola wystawił tylko jednego ofensywnego gracza na prawej flance, w związku z czym to częściej Lahma oglądaliśmy aktywnie uczestniczącego w atakach na skrzydle. W drugiej, ofensywnej piątce „W” było już mniej wyraźne. Z reguły zamiast wyjściowego 2-3 mieliśmy 4-1 lub 0-5.

Średnia pozycja zawodników Bayernu z piłką. Źródło: WhoScored.

Czerwona kartka, jaką Badstuber otrzymał już w 52. minucie, wymusiła na Guardioli korektę w ustawieniu (Benatia zmienił Lewandowskiego). Eksperyment „WW” dobiegł końca.

* * *

To, czy Guardiola będzie częściej korzystał z systemu „WW”, pozostaje na razie pytaniem otwartym. Jego dotychczasowa rotacja systemami i pewna zauważalna słabość do dwuosobowej tylko linii obrony daje szansę na to, że jeszcze parokrotnie za kadencji Hiszpana w Bayernie system ten zobaczymy. A system to zdecydowanie nowatorski, niestandardowy. System - podobnie jak „WM” Chapmana - wymagający perfekcyjnego dopracowania oraz odpowiednich wykonawców, w pełni rozumiejących koncept swojego szkoleniowca.  Guardiola ponownie jest krok (a może więcej?) przed całą resztą, ale tym razem skopiowanie pomysłu taktyka z Barcelona może okazać się zadaniem niewykonalnym.

MATEUSZ JAWORSKI



Więcej na ten temat: Hiszpania Anglia Niemcy Taktyka