Wsiadając na karuzelę, czyli kiedy zmienić trenera
2021-11-04 09:43:42; Aktualizacja: 3 lata temuZastępując gorszego trenera lepszym, kluby mogą ugrać nawet dziesięć punktów więcej w sezonie. Ale wciąż nie wiedzą, który jest który.
„Tuchel udokumentował raz na zawsze tezę, że jednak trener ma znaczenie” - tak po wygranym przez Chelsea półfinale Ligi Mistrzów napisał były właściciel Legii Warszawa Maciej Wandzel.
Znamy tę historię: Thomas Tuchel z niezłego zespołu stworzył zwycięzcę Ligi Mistrzów. Przeciętną defensywę przemienił w arcy skuteczną. Obrońcy, którzy dopiero co byli do wymiany, stali się czołowymi w Europie.
Dziś Tuchelem można uzasadnić każdą zmianę na ławce. Tak samo jak do niedawna Sir Alex Ferguson był naczelnym argumentem na trzymanie trenera na posadzie.Popularne
Tymczasem analitycy piłkarscy od lat głowią się nad rzeczywistym wpływem trenera na wyniki drużyny.
I od lat nie ma definitywnej, policzalnej metody.
Lepsi piłkarze ważniejsi niż trener
Z wydanej siedem lat temu książce „Futbol i statystyki” Chrisa Andersona i Davida Sally’ego dowiemy się jednak, że trener być może nie ma aż tak wielkiego znaczenia.
W ciągu dekady wydatki na pensje tłumaczą aż 89% wyników drużyn piłkarskich.
Anderson i Sally piszą: „Kluczową postacią futbolu nie jest więc trener, który panoszy się za linią boczną boiska, jakby był tam królem, tylko ten, kto trzyma w garści klubowe fundusze - prawdziwy władca”.
W tej dziesięcioprocentowej reszcie mieszczą się inne czynniki, a wśród nich - praca trenera.
A raczej trenerów, bowiem w ciągu tych dziesięciu lat kluby będą miały ich kilku.
Zresztą, w pięciu najsilniejszych ligach Europy nie ma żadnego trenera, który miałby przepracowane w jednym klubie dziesięć lat (choć niebawem powinno się to zmienić, bo dziesiąty rok pracy rozpoczęli Sean Dyche z Burnley, Christian Streich z Freiburga i Diego Simeone z Atletico Madryt).
Trenerzy pracują coraz krócej. W 1992 roku, z wielu względów dla futbolu przełomowego, średni czas pracy angielskiego menedżera wynosił 3,5 roku. W 2016 było to już ledwie 1,3 roku.
Przez dziesięć lat przeciętny klub piłkarski w Anglii poprowadzi więc ośmiu trenerów. W wielu innych miejscach jest podobnie. Legia Warszawa od 2011 roku trenerów miała jedenastu. Wisła Kraków - trzynastu. I to nie licząc tymczasowych.
I mimo tak wielu zmian, Legia, będąc zdecydowanie najbogatszym klubem w Polsce, sięgnęła w ostatnich dziesięciu latach po siedem tytułów mistrzowskich. A Wisła, wydając co roku coraz mniej pieniędzy, zajmuje coraz niższe pozycje w tabeli.
W ciągu dekady znaczenie jednego trenera rzeczywiście może być niewielkie (o ile rzeczywiście 10% to w sporcie niedużo). Tym bardziej, że kluby wybierają trenerów lepszych, gorszych, młodszych, starszych, defensywnych bądź ofensywnych.
A uśredniając - po prostu przeciętnych.
Jednak czasu w piłce nie odmierza się dekadami, lecz sezonami.
Guardiola zarabia pieniądze dla City
A w takiej skali efekt trenera może być o wiele większy. - Gdy patrzymy na pojedynczy sezon, zróżnicowanie pozycji ligowej dające się wyjaśnić wysokością zarobków spada do 59%. W tej sytuacji jest znacznie więcej miejsca na bezpośredni wpływ trenera - czytamy w “Futbolu i statystykach”.
- Wiemy z badań, że zmiana trenera sama w sobie nie gwarantuje sukcesu - to z kolei raport firmy konsultingowej Twenty First Group (dawniej 21st Club).
- Ale zatrudnienie odpowiedniego trenera w odpowiednich dla niego warunkach może być kluczowe w polepszaniu wyników, zwłaszcza w krótszych horyzontach czasowych. Taki progres wnosi klub na nowe, wyższe poziomy, tworząc realną wartość - piszą dalej analitycy.
Co to znaczy? Twenty First Group ukuło termin „coaching boost”, czyli wartość dodana szkoleniowca.
Załóżmy, że wydatki na pensje to bazowy poziom występów zespołu. Takich wyników od drużyny można oczekiwać. Jeśli klub wydaje na pensje mniej niż połowa stawki w lidze, można oczekiwać, że będzie osiągać wyniki na poziomie środka tabeli.
I teraz - wartością dodaną trenera jest to, czy udaje mu się polepszać grę zespołu bez zwiększania wydatków.
Czyli, przykładowo, jeśli jego zespół - mimo przeciętnych wydatków na pensje - gra na poziomie drużyny z czołówki, wówczas trener zaczyna dawać ten „coaching boost”.
Wydane w 2019 roku raporty 21st Club jako najlepszych trenerów pod kątem „boostowania” wyników wskazały: Mauricio Pochettino, Pepa Guardiolę, Juliana Nagelsmanna, Jurgena Kloppa oraz Marcelino (Boost wyliczało się na podstawie własnego rankingu powstałego w oparciu o tajemniczy algorytm).
Co istotne, nie były to wyniki z jednego sezonu, ale z całej kariery trenerskiej. Ci trenerzy więc regularnie wznoszą drużynę wyżej.
Zabawnie może przy tym brzmieć nazwisko Pepa Guardioli, ale gra jego zespołów jest tak dominująca nad resztą stawki, że często przewyższa nawet najwyższe w lidze wydatki na pensje.
„Przekładając wpływ Guardioli na finanse, ułożona przez niego gra zespołu przekłada się na „dodatkowe” 18 milionów funtów rocznie” - piszą analitycy z Twenty First Group.
Czyli około 350 tysięcy funtów tygodniowo. Tyle, ile wynosi pensja jednego z kluczowych graczy Manchesteru City.
Jak obliczyć wpływ na młodych piłkarzy?
Są więc trenerzy, których zespoły grają lepiej niż powinny. Muszą więc być tacy, których drużyny grają gorzej. Takie są losu dzieje.
W 2016 roku przeprowadzono analizę wpływu trenerów na wyniki w Bundeslidze. A raczej różnice między nimi.
Najlepszych 20% trenerów osiąga średnio o 0,3 punktu na mecz lepsze rezultaty niż 20% najgorszych trenerów. Przy 34 meczowym sezonie w Bundeslidze wychodzi więc ponad dziesięć punktów na sezon.
W poprzednim sezonie w niemieckiej ekstraklasie te dziesięć punktów było różnicą między spokojnym miejscem w środku tabeli a walką o utrzymanie.
Zmiana słabego trenera na lepszego po prostu przynosi efekty.
Szukając głębiej, Twenty First Club wyliczyło wpływ trenerów na młodych piłkarzy.
Wykorzystując własny wskaźnik „Player Contribution” badacze wywnioskowali, że przeciętny młody zawodnik polepsza się o około 5,9% co sezon. Ale u niektórych trenerów młodzi robią to szybciej.
Na przykład u Bruno Genésio młodzi są lepsi o przeszło 20%. U niego w Lyonie rozwijali się Nabil Fekir, Tanguy Ndombele, Corentin Tolisso czy Alexandre Lacazette. I przynieśli klubowi dużo pieniędzy.
Dużo danych trzeba było przeliczyć, by dojść do tak prozaicznych wniosków - dobry trener ma znaczenie.
Ale to - patrząc na dzisiejszą piłkę - wcale nie jest takie oczywiste. Kluby najczęściej sięgają po dostępnych, a nie najbardziej pasujących trenerów. Trzymają też za długo trenerów słabych, bo przecież nie można tak szybko zmieniać szkoleniowca. Dlatego w dalszej perspektywie osiągają po prostu przeciętne wyniki.
Kiedy zmienić, a kiedy zostawić trenera
Twenty First Group podaje więc prosty przepis jak kluby powinny zachowywać się na rynku trenerskim.
Po pierwsze, ustalić priorytety. Jakiego trenera potrzebuje klub? Specjalisty od wygrywania, czy kogoś, kto rozwija piłkarzy?
Po drugie, stworzyć „nasłuch” w globalnej piłce, by nieustannie szukać potencjalnych kandydatów. Nigdy nie wiadomo, kiedy będą dostępni.
Po trzecie, filtrować każdego trenera przez ten system.
I po czwarte, dorzucać jak najwięcej bonusów w kontrakty trenerów kosztem bazowej pensji. Zmniejsza to wypłatę odszkodowania przy zwolnieniu trenera.
Z tego przepisu na mądrze postępujący klub wyłania się obraz organizacji, która nie boi się zmieniać trenera, jeśli na rynku pojawi się ktoś, kto potencjalnie może wznieść klub wyżej. I nie boi się też powstrzymać się od zmiany, jeśli ufa swojemu obecnemu trenerowi.
Mądry klub ani nie trzyma na siłę trenera, który nie daje nic zespołowi, bo może być drugim Fergusonem, ani nie zmienia dla zasady, bo Tuchel odmienił rok temu Chelsea.
Mądry klub po prostu konsekwentnie dokumentuje tezę, że jednak trener ma znaczenie.
JACEK STASZAK