Wybuchowy poniedziałek: cios za cios na zakończenie kolejki

2016-12-12 19:24:49; Aktualizacja: 7 lat temu
Wybuchowy poniedziałek: cios za cios na zakończenie kolejki Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Grad goli, ogromna rola stałych fragmentów gry, kontrowersyjna decyzja sędziego i wola walki po obu stronach boiska. Arka nie miała zamiaru odpuścić, ale zabrakło jej mocy, żeby się odgryźć.

Niespodziewany kurs Arki

Powszechnie wiadomo, że statystyki nie grają, a gdy mroźne powietrze paraliżuje wszystkie, nawet najbardziej ukryte zakamarki ciała, wszelkie przedmeczowe założenia mogą wziąć w łeb. W spotkaniu arkowców z „Jagą” wcale nie było inaczej. Pomimo, że to podopieczni Probierza jako pierwsi rzucili się do ataku i ogólnie na boisku prezentowali lepszą postawę, to po pierwszej połowie nie mogli być z siebie zadowoleni.

Jagiellonia bardzo ładnie operowała piłką. Pierwsze ostrzeżenie posłał Świderski, który pokusił się o mocne i soczyste uderzenie sprzed pola karnego. Defensorzy Arki zostawili mu zdecydowanie za dużo miejsca i o mały włos nie musieli pokutować już na samym początku meczu.

Goście świetnie organizowali się na boisku. Zawiązywali akcje na flance, gdzie ogromną rolę odgrywali Frankowski (grający dzisiaj nieco niżej) i Chomczenowski, a następnie starano się dograć do rozpędzonego Świderskiego. Całość dopełniała wysoka dokładność podań, szybka gra i regulacja tempa.

Taka gra „Jagi” nie byłaby możliwa, gdyby nie ogromna wymienność pozycji w części ofensywnej formacji. Idealnie było to widoczne przy golu na 1:1, gdy nie samo dośrodkowanie Tomasika i domknięcie Cernycha na krótkim słupku było imponujące, a właśnie to, co działo się kilka sekund przed samym trafieniem.

Podopieczni Probierza bawili się piłką przed polem karnym Arki. Operowali nią na 1-2 kontakty, z łatwością przenosili ciężar gry i wklejali się w obronę przeciwnika. A chwilę przed bramką wydawało się nawet, że arkowcy rozczytali zamiary rywala i zaczęli się nawet lepiej ustawiać…

Festiwal stałych fragmentów gry

W obliczu takiej konkretnej i składnej gry gości, gdynianie mieli ogromne problemy z odnalezieniem się na boisku i złapaniem swojego rytmu. Główne trudności wynikały z prostych błędów technicznych – dużo akcji paliło na panewce na flance, gdzie próby przyspieszenia kończyły się stratą.

Przez większą część pierwszej połowy Arce brakowało środka pola. Yannick schodził między obrońców, Łukasiewicz również balansował w niskich sektorach, a wówczas brakowało łącznika, który doprowadziłby do zacieśnienia formacji. Powszechnie wiadomo, że Jagiellonii nie można zostawiać dużo miejsca.

Impuls wyszedł od… samego przeciwnika. „Jaga” tak nieudolnie usiłowała pozbyć się piłki z własnego pola karnego, że doprowadziła do kilku rzutów rożnych pod rząd. Początkowo Arka dość niemrawo zabierała się za te dośrodkowania, ale za którymś razem futbolówka wyleciała na długi słupek, a tam dopadł do niej Yannick. Niewiele myśląc dograł w kierunku bramki, Guti utrudnił pracę Kelemenowi, a na zamknięciu zameldował się Łukasiewicz. Jeden z najważniejszych piłkarzy gospodarzy nie miał łatwej sytuacji strzeleckiej, ale udało mu się otworzyć wynik spotkania. Gol dodał animuszu podopiecznym Nicińskiego. Coraz lepiej wyglądały kontrataki w ich wykonaniu, coraz śmielej poczynali sobie Hofbauer i Siemaszko. Za każdym razem brakowało jednak jednego: wykończenia. Aż do 37. minuty. Dzięki świetnej akcji Marcusa, który w bocznym sektorze dał próbkę swoich umiejętności technicznych, futbolówka trafiła do Sochy, a ten „nastrzelił” Siemaszkę, który wepchnął piłkę do bramki.

Na tym wcale nie zakończyła się rola stałych fragmentów gry. W drugiej połowie wejście smoka zanotował Vassiljev świetnie dośrodkowując na Gutiego. Brazylijczyk odbił się z jednej nogi, zawisł w powietrzu i z imponującą lekkością umieścił futbolówkę w siatce nic sobie nie robiąc z bliskiego towarzystwa Łukasiewicza.

Żadne cuda, to prawdziwy rzut wolny pośredni. No, prawie, bo podyktowany nie do końca słusznie. Sędzia Marciniak uznał, że Socha podawał do Steinborsa wygarniając piłkę spod nóg Cernychowi, gdy tak naprawdę były piłkarz Śląska zwyczajnie interweniował. Vassiljev nie miał większych problemów, żeby po takim sfg wyprowadzić swój zespół na prowadzenie po strzale z 7. metra.

Te dwa szybkie ciosy zdecydowanie podcięły arkowcom skrzydła. Podopieczni Nicińskiego jeszcze próbowali, ale brakowało im tego, co zwykle: wykończenia.

Jeszcze na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Abbott mógł wypuścić Błąda na czystą pozycję, ale zamiast tego pokusił się o niecelny strzał.

Arka po raz kolejny musiała obejść się smakiem chociaż zaprezentowała kawał niezłego futbolu. Futbolu pełnego niedociągnięć, ale bardzo zaangażowanego i w końcu konkretnego. Coraz mocniej klaruje się rola Hofbauera, który w kolejnym meczu pokazał, że warto na niego grać, także Wojowski daje silny sygnał szkoleniowcowi, że nie odpuści walki o pierwszy skład i co najważniejsze, arkowcy nie pozostawili „Jadze” zbyt wielkiego pola do popisu. Owszem, podopieczni Probierza „grali swoje”, ale byli mocno ograniczani.

Arka Gdynia – Jagiellonia Białystok 2:3 (2:1)
Bramki:
Antoni Łukasiewicz (25'), Rafał Siemaszko (37') - Fedor Černych (29'), Guti (64'), Konstantin Vassiljev (76')

Arka Gdynia: Steinbors [2] – Socha [4], Marcjanik [2], Sobieraj [2,5], Marciniak [3] – Yannick [2] (79' Abbott), Łukasiewicz [3,5], Marcus [4], Hofbauer [4], Wojowski [3] (84' Błąd) – Siemaszko [3,5] (64' Szwoch [2])

Jagiellonia Białystok: Kelemen [4] – Grzyb [3], Runje [2,5], Tomelin [4], Tomasik [3,5] – Góralski [2] (55' Mystkowski [3]), Szymański [2,5] – Chomczenowski [3] (46' Vassiljev [4]), [3], Cernych [3,5], Frankowski [4], Świderski [3,5] (84' Klimala)

Żółte kartki: Hofbauer – Góralski, Szymański

Sędzia: Szymon Marciniak [1,5]
Widzów:
4058

Plus meczu Transfery.info: Dominik Hofbauer (Arka Gdynia)