Z biura wujka na mundial w Brazylii – hart ducha Mile Jedinaka
2014-06-18 20:47:01; Aktualizacja: 10 lat temuHistoria Mile Jedinaka to przykład tego, jak dużo w życiu można osiągnąć, jeśli postawimy wszystko na jedną kartę i pomimo wielu przeciwności będziemy walczyć o swoje marzenie – wtedy wszystko staje się możliwe.
„Gdzie wyobrażasz sobie siebie za dziesięć lat?” – to kluczowe pytanie, na jakie należy znaleźć odpowiedź, jeśli marzymy o sukcesie zawodowym, a przynajmniej taka jest opinia Anthony’ego Robbinsa, jednego z najbardziej znanych doradców życiowych, oraz wielu innych specjalistów od motywacji. Takie pytanie pewnie zadał sobie również Mile Jedinak w 2007 roku, kiedy po treningach w klubie z Cenrtal Coast w Australii, przemierzał kilka razy w tygodniu 180 km, aby studiować budownictwo i dorabiać w biurze swojego wujka w Sydney.
Na przestrzeni nawet nie dziesięciu, a zaledwie siedmiu lat, życie Jedinaka zmieniło się jednak o 180 stopni. Już nie pracuje w biurze wujka, lecz obecnie wyprowadza reprezentację „Socceroos” na brazylijskie boiska podczas Mistrzostw Świata 2014 jako kapitan, a na co dzień występuje w Crystal Palace w angielskiej Premiership. Nie muszę chyba dodawać, że tam również nosi opaskę kapitańską na ramieniu.
Ale wróćmy do 2007 roku, kiedy Australijczyk występował w Central Coast Mariners, gdzie jednak stanowił trzecioplanową postać, dostał szansę jedynie w ośmiu spotkaniach w sezonie, a jego krótkoterminowy kontrakt był na minimalnym poziomie finansowym. Zaczęło brakować mu pieniędzy na ciągłe podróże do Sydney, dlatego musiał szukać dodatkowego źródła zarobku. Znalazł je… w przedsiębiorstwie swojego wuja.Popularne
- Pracowałem w biurze mojego wujka w jego firmie Gyprock. Mój ojciec jest budowlańcem i dzieli biura z moim wujem – wyjaśnia Jedinak.
Praca nie była szczególnie skomplikowana – wypełnianie papierków, płacenie faktur, rozmowy z dostawcami- ale najważniejsze było, że teraz piłkarz miał zabezpieczenie finansowe i mógł kontynuować grę w klubie Central Coast.
- Wujek był dość szczodry, dostawałem od 300-400 dolarów za maksymalnie trzy dni pracy w tygodniu. W pozostałe dni chodziłem na zajęcia na uniwersytet, ale po jakimś czasie zdecydowałem się całą moją energię skupić na grze dla Mariners - kontynuuje zawodnik.
W tym momencie zdecydował się na znaczący krok i wykonał być może najważniejszy telefon w życiu, który był początkiem samych pozytywnych zdarzeń w karierze Jedinaka. Zatelefonował do trenera klubu Lawrie’ego McKinny i poinformował go, że dłużej nie chce być na okresie próbnym, lecz chce być pełnoprawnym członkiem drużyny. Już następnego dnia szkoleniowiec oddzwonił i powiedział, że od najbliższego weekendu Jedinak będzie grał z długoterminowym kontraktem. Zawodnik prawie oszalał ze szczęścia. Trzy dni później w meczu z Newcastle Jets nie wszystko poszło dobrze, bo Central Coast przegrali 1-3, ale sam piłkarz zdał sobie sprawę, że stać go na dużo i Mariners będą dla niego tylko przystankiem w drodze do wielkiej piłki.
- Po spotkaniu uświadomiłem sobie, że nie ma się czego bać. Nie powiedziałem tego nikomu, ale widziałem, że Central Coast to odskocznia w mojej karierze. Bardzo chciałem grać w A-League, chciałem żyć życiem piłkarza – opisuje swoje odczucia Mile Jedinak.
Czy jednak spodziewał się, że zostanie czwartym piłkarzem, po Peterze Wilsonie, Marku Viduce i Lucasie Neilu, który jako kapitan reprezentacji Australii wyjdzie na murawę podczas Mistrzostw Świata? Tego chyba przewidzieć się nie dało, ale determinacja i siła charakteru doprowadziły go do tego punktu kariery, w którym znajduje się obecnie. Jako nastolatek uważany był za spory talent i kilka razy przebywał na testach w Europie, bardzo blisko zatrudnienia w wieku 17 lat był w Dinamie Zagrzeb i Sturmie Graz. Rok później w końcu trafił do klubu na Starym Kontynencie, a konkretnie do chorwackiego Varteksu Varaždin, co prawda nie grał tam w ogóle, ale podjął ryzyko i być może właśnie dzięki tej odważnej decyzji trafił do kadry Australii na Młodzieżowe Mistrzostwa Świata 2003. Po sezonie wrócił do ojczyzny do swojego macierzystego klubu Sydney United, który występował w lidze stanowej, a jak mówi sam piłkarz:
- Ligę stanową od A-League dzieli przepaść, ale zawsze wiedziałem, że stać mnie na występy w tej drugiej.
Europejski epizod zaszczepił w nim pragnienie powrotu tutaj, jak tylko będzie taka możliwość. Po dwóch udanych sezonach w Central Coast jego marzenie stało się realne, bo do klubu wpłynęła oferta z tureckiego Gençlerbirliği. Jedinak nie zastanawiał się zbyt długo i w grudniu 2008 przeprowadził się do Ankary, a tam znowu pokazał swój upór, bo pomimo początkowych niepowodzeń już po 2,5 roku udało mu się wpaść w oko Crystal Palace, którzy występowali wtedy w angielskiej Championship. To była prawdziwa życiowa szansa, którą wykorzystuje Jedinak w pełni. W ciągu 15 miesięcy został kapitanem zespołu z Londynu, a następnie wprowadził go do upragnionej Premier League.
Debiutancki mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii przeciwko Tottenhamowi zostanie na zawsze w pamięci piłkarza:
- Przegraliśmy ten mecz, ale czułem, że zagrałem dobrze, i że to właśnie poziom na jakim chce grać. Poczułem smak Premier League i chciałem go próbować dalej. Bycie kapitanem w Premiership jest niesamowite.
Pochwał swojemu nowemu kapitanowi nie szczędzi selekcjoner „Socceroos” Ange Postecoglou:
- On może grać 190 minut. Przerwa po sezonie świetnie na niego wpłynęła. Jest olśniewającym kapitanem. Mam wrażenie, że stał się doskonałym liderem, ponieważ wzrosła jego wiara w siebie i pewność. Dzięki kapitanowaniu w Premier League potrafi przewodzić naszą ekipą.
Mile Jedinak potwierdza na razie słowa na swój temat, pokazując charakter i umiejętności na boisku na Mistrzostwach Świata w Brazylii. W dzisiejszym meczu z Holandią strzelił swojego pierwszego gola na mundialu, ale być może to nie koniec jego popisów – spotkanie z Hiszpanią będzie na to świetną okazją.