Z drugiego planu do finału Champions League

2012-05-19 18:24:41; Aktualizacja: 12 lat temu
Z drugiego planu do finału Champions League Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Już dziś wieczorem wszystkie teleodbiorniki będą ustawione na jedną relację. Na wypełnionej po brzegi Allianz Arenie w Monachium będziemy świadkami spotkania na najwyższym europejskim poziomie.

W odbywającym się tam finale Ligi Mistrzów spotkają się drużyny Bayernu Monachium oraz Chelsea Londyn. I mimo, że są to zespoły ze światowej czołówki, to jednak wielu kibiców spodziewało się w tym widowisku zupełnie innych aktorów.

Droga do finałowego starcia nie była łatwa dla obu zespołów. Co prawda zarówno dla Bayernu jak i dla Chelsea faza grupowa okazała się formalnością, jednak w 1/8 finału natrafili na pierwsze problemy. Oba kluby przegrały swoje wyjazdowe spotkania i wydawało się, że będziemy mieć pierwsze sensacje fazy pucharowej. Po ciosie jakim była porażka 1:0 z  Basel, Bayern na Allianz Arenie podniósł się wyśmienicie. Niesiony dopingiem kibiców zmiótł rywali aż 7:0 stając się przy tym jednym z faworytów rozgrywek. Rewanżowe spotkanie na Stamford Bridge wydawało się być jeszcze większym wyzwaniem dla gospodarzy, niż monachijskie starcie. Świetnie dysponowane Napoli, które bez skrupułów ograło londyński klub na włoskiej ziemi aż 3:1, nie wytrzymało jednak ciążącej presji i ostatecznie poległo 4:1.

O ile w 1/8 rywale obu gigantów co najmniej do rewanżowych starć mogli liczyć na sprawienie niespodzianki, to ćwierćfinałowe starcia okazały się formalnością. Londyńczycy swój dwumecz zakończyli zwycięstwem 3:1, nie pozostawiając rywalom złudzeń i wygrywając z nimi obie gry. Podobną taktykę zastosował Bayern. Dwa zwycięstwa 2:0 wywindowały klub do półfinału, gdzie czekał Real Madryt.

Właśnie ta faza rozgrywek była do tej pory najbardziej dramatyczna. W momencie, gdy monachijczycy pokonali „Galacticos” 2:1, Chelsea właściwie jedną akcją rozstrzygnęła starcie z Barceloną, ustanawiając wynik 1:0. Jak dowiedzieliśmy się potem to był dopiero przedsmak emocji. Zaczęło się dziać dopiero w Hiszpanii. Po dramatycznym meczu, przez większość którego „The Blues” grali w dziesiątkę, awans do finału stał się faktem. Remis 2:2 nie zostawił nadziei Katalończykom, którzy ze spuszczonymi głowami musieli pogodzić się z porażką. Dzień później, na Santiago Bernabeu mecze miał zupełnie inny przebieg. Real wydawał się kontrolować grę, strzelił dwa gole i był faworytem do miejsca w finale. Wtedy to, po rzucie karnym, Arjen Robben doprowadził do wyrównania, pozostawiając awans jako kwestię wciąż otwartą. Wynik 2:1 utrzymywał się aż do 120 minuty, kiedy to sędzia zarządził serię rzutów karnych. Po niesamowitych emocjach, słynnym pudle Ramosa oraz obronionych strzałach Kaki i Ronaldo, skład finału ostatecznie się wykrystalizował. Europę elektryzowała wieść o starciu Bayernu Monachium z Chelsea Londyn.

Jednakże oba zespoły dziś płacą frycowe półfinałowych starć. Wyeliminowanie hiszpańskich gigantów kosztowało kluby utratę kilku kluczowych graczy. Tak jak dla wielu dzisiejsze starcie jest jedynie rezerwowym – gdyż wiele osób liczyło na kolejne „El Clasico” – tak i składy drużyn pozostawiają wiele do życzenia.
    

W zespole Chelsea największą stratą jest utrata kapitana, Johna Terrego, który dopuścił się bezmyślnego faulu na piłkarzu Barcelony, za co został ukarany czerwoną kartką. W linii obrony zabraknie również Branislava Ivanovica. Reprezentant Serbii będzie pauzował za zgromadzone żółte kartki. Podobny los czeka dwa ważne ogniwa ze środka pola. Bez Ramiresa oraz Raula Meirelesa ciężko będzie zapewnić płynne rozegranie piłki. Szczególnie, że obaj gracze wyśmienicie zaprezentowali się w „bitwie” z Barceloną.
    

W przypadku Bayernu również główne straty dotyczą formacji defensywnej. Strata Holgera Badstubera i Davida Alaby wydaje się być nawet bardziej dotkliwa niż luki w defensywie dzisiejszych rywali. Najmniej drużyna straci na żółtych kartkach Luisa Gustavo, który raczej z kiepskiej strony pokazał się w meczach z Realem Madryt.
    

Luki w obronie Chelsea zostaną załatane przez parę stoperów Cahill – Luiz, którzy również w ostatniej chwili dołączyli do zespołu po kontuzjach. W pomocy najprawdopodobniej zobaczymy wracającego do formy Michaela Essiena, który w duecie z Obi Mikelem postara się zastąpić wykartkowanych graczy. W Bayernie sytuacja w obronie wygląda dużo gorzej. W zasadzie nie ma klasowych zmienników, więc rolę środkowego defensora spełni nominalny pomocnik Anatoliy Tymoshchuk. Na lewej obronie wystąpi z kolei Contento, który klasą zdecydowanie ustępuje Alabie.
    

Przeanalizowawszy składy ciężko oprzeć się wrażeniu, że w obu zespołach dużo ważniejsza może okazać się gra ofensywna, niż defensywna. Po zmianach w podstawowym składzie możemy spodziewać się błędów i wielu bramek. Z drugiej strony menadżerowie, sparaliżowani presją, mogą zdecydować się na ultra defensywne ustawienia i obronę remisu za wszelką cenę.
    

Dla obu klubów jest to ostatnia szansa na udowodnienie swojej klasy. Tak Chelsea, jak i Bayern na krajowym podwórku poniosło porażkę. O ile londyńczycy w swojej kolekcji mają jeszcze Puchar Anglii, tak Bayern – ośmieszony przez „polską” Borussię Dortmund – wciąż czeka na pierwsze w sezonie trofeum. Pozwala to nam oczekiwać wyśmienitego widowiska, niesamowitej determinacji i dążenia do zwycięstwa. Do zobaczenia przed telewizorami!

 

Piotr Motrenko