Zaangażowanie, chęci, dojrzałość: Lech nie zasłużył na porażkę
2015-11-05 22:22:08; Aktualizacja: 9 lat temu„Kolejorz” uległ Fiorentinie, ale nie złożył broni. Czapki z głów: wspaniała organizacja boiskowa podopiecznych Urbana wlała optymizm w serca kibiców.
Choć jeszcze na wczorajszym treningu warunki nie należały do sprzyjających, a gęsta mgła wprowadzała w iście melancholijny nastrój, lechici pokazali prawdziwą dojrzałość boiskową i udowodnili, że lokomotywa obrała dobry kurs i bynajmniej nie zmierza w stronę złomowiska. Entuzjaści poznańskiego Lecha mogą być dumni ze swojej drużyny nawet pomimo porażki: bo właśnie, nadal trudno przywyknąć do obrazu poznaniaków, którzy poruszają się jak jeden organizm i wiedzą po co tak naprawdę znajdują się na boisku.
Za podwójną gardą
Początek spotkania w wykonaniu „Kolejorza” należał do bardzo elektrycznych. Lechici za nic w świecie nie mogli odkleić ze swych kończyn sennej mgły, która ze wszystkich sił próbowała skrępować ich ruchy, utrudnić pole widzenia, rozmyć obraz gry i pozwolić rywalowi na przedarcie się w okolicę twierdzy Buricia. Fiorentina rozpoczęła spotkanie z trójką obrońców (Tomović, Rodriguez, Astori), licząc na to, że Lech nie będzie zbyt często organizował ofensywnych wycieczek pod ich pole karne i dzięki temu mogła rzucić większość sił na atak. Już w pierwszych sekundach meczu, Trałka musiał zejść do boku, by wspomóc Kędziorę i odegnać zagrożenie choćby na chwilę. Podopieczni Urbana potrzebowali dobrej, przeciągłej chwili, by odpalić lokomotywę i złapać stosowny rytm. Trudno się dziwić, mechanizm pociągu wymagał rozgrzania, by pasażerowi mogli odczuć prawdziwą radość z jazdy. Taka miała nadejść już za moment. Stopniowo, wraz z upływem czasu, coraz lepiej wyglądało organizowanie się Lecha w defensywie: momentami w obronie pojawiała się szóstka zawodników (z ofensywy zbiegali Formella i Pawłowski, którzy chyba złapali podwójny generator energii, by móc jednocześnie atakować i bronić) utrzymywana w jednej, naprawdę dobrze prezentującej się linii. Boczne sektory zostały zagęszczone przez co rywal nie miał zbyt dużego pola do popisu. Szczególnie dobrze wyglądała postawa Kadara, który do 8. minuty interweniował dwukrotnie. Błaszczykowski zdecydowanie nie miał z nim łatwego życia. Węgierski obrońca na boku prezentował wysoki poziom stabilności i nie odpuszczał Polakowi, nie pozostawiał mu ani centymetra, by mógł rozwinąć skrzydła. Wymowny okazał się być obrazek z jego pierwszej interwencji, gdy skutecznie przyblokował pomocnika, a następnie przybił mu piątkę. Później jeszcze w 21. minucie pokazał się ze świetnej strony, gdy w bardziej centralnym sektorze pola karnego popisał się skutecznym wybiciem. O pełni koncentracji defensywnej linii „Kolejorza” świadczy aż 5 spalonych, na których do 40. minuty zostali złapani piłkarze Fiorentiny. Taka zwarta taktyka zacieśniania szyków wymusiła na gościach oddawanie strzałów z dystansu, które porządnie rozgrzały Buricia.Popularne
Wynurzenie zza defensywnej kotary
Gra Lecha nie skupiała się jedynie na odpieraniu zmasowanych ataków rywala. Wręcz przeciwnie, podopieczni Urbana po elektrycznym wstępie, stanęli w szranki jak równy z równym i nawet zaczęli się porządnie odgryzać. Wszystko było dopełnione porządną dozą rozwagi. Gdy „Kolejorz” decydował się na ofensywne wyjście wymuszał pójście na obieg Kędziory, którego najczęściej uruchamiał Formella (w ogóle, współpraca pomiędzy tymi dwoma młodzieżowcami wyglądała naprawdę nieźle – zwłaszcza w końcówce pierwszej połowy, gdy wymieniali piłki na jeden kontakt w bocznym sektorze). Trzeba było jednak wziąć pod uwagę, że po takim ataku Fiorentina stanie się fioletowa ze złości i od razu ruszy z kontrą skłaniając gospodarzy do natychmiastowego odwrotu na z góry ustalone pozycje. Tak, Lech biegał bardzo dużo i nie będzie niczym dziwnym jeżeli jeszcze przez kilka dni będzie odczuwał trudy tego spotkania. W tych całych „szybkich-atakach” bardzo dobrze odnajdywał się Pawłowski, który już w 10. minucie mógł wywołać ryk całego stadionu, ale minimalnie chybił po tym, jak futbolówka po uderzeniu Linettego z rzutu wolnego wypadła poza pole karne. W pierwszej połowie miał jeszcze jedną szansę na wyprowadzenie swojego zespołu na prowadzenie, ale po raz kolejny zawiódł jego celownik.
W sferze psychicznej „Kolejorz” również nie miał sobie mocnych. Swoje ogromne pokłady energii i chęci do zdobywania terenu, punktowania uwidocznił w 16. minucie, gdy Hamalainen i Formella jak jeden mąż doskoczyli do Bernardeschiego o mały włos nie odbierając mu piłki. Wykonali jednak kawał naprawdę porządnej roboty, bowiem piłka i tak wyleciała do Linettego. Młody pomocnik dał się sfaulować i wywalczył stały fragment gry, po którym blisko gola był Kamiński. Lech rozpędzał się z każdą minutą. Początkowo schowana za podwójną gardą lokomotywa powoli wyłaniała się z tunelu czerpiąc energię z ożywczego światła dziennego, poruszała się coraz szybciej, coraz silniej naciskała na przeciwnika, by… skapitulować w najmniej oczekiwanym momencie. W 42. minucie, po naprawdę głupim faulu Dudki, sędzia wskazał na rzut wolnego, który na bramkę zamienił Ilicić.
Respekt do rywala? Nie tym razem!
Choć początek drugiej części spotkania malował się w barwach sepii wprowadzając w nastrój zadumy i doprowadzając do lekkiej senności, to lechici zdołali wrócić na właściwe tory i można pokusić się o stwierdzenie, że byli zespołem lepszym. Fiorentina mając to, po co tu przyjechała, znacznie się wycofała i starała się dłużej utrzymywać przy piłce, nieco rozegrać, zmęczyć przeciwnika nieustanną pogonią za futbolówką. Nie z „Kolejorzem” takie numery! Poznaniacy nieco poluzowali swoje bardzo zwarte szeregi, skłaniając się do ofensywnych wyjść dając wyraźny sygnał: ten mecz jeszcze nie jest przegrany. W całej plątaninie nóg bardzo dobrze odnajdywał się Szymon Pawłowski, który kolejny raz rozegrał bardzo dobrze zawody – na bok jego problemy z celownikiem, to jak uruchomił Lovrencsicsa posyłając mu piłkę po przekątnej było naprawdę genialne. Pomocnik ciężko pracował, by jak najmocniej napsuć krwi swojemu przeciwnikowi. Przedzierał się flanką, zdobywał teren, próbował dryblingu, ale za każdym razem czegoś brakowało. Jak całemu Lechowi, który nie zasłużył dzisiaj na taki wymiar kary. Już w samej końcówce meczu niefrasobliwe wyjście Kamińskiego umożliwiło Iliciciowi przyjęcie podania od Fernandeza i wyjście sam na sam z Buriciem.
Lokomotywa wraca na właściwe tory
Lech przegrał dwoma bramkami, ale wynik wcale nie oddaje tego, co działo się na boisku. Ktoś mógłby powiedzieć: „Ok, Fiorentina jest zespołem o klasę lepszym, to było do przewidzenia, że wywiezie 3 punkty z Poznania”. Nic bardziej mylnego. To „Kolejorz” pokazał prawdziwą dojrzałość boiskową w starciu z rywalem, który mógłby go zjeść na lunch. Urban zaczął budowę zespołu od tyłu i dzięki temu cała konstrukcja póki co nie grozi zawaleniem. Lechici bardzo dobrze organizują się w defensywie, którą uzupełniają szybkie skrzydła z ofensywy, zdolne w razie czego pospiesznie przenieść się spod jednej bramki pod drugą. Cała linia obronna jest zwarta i żeby ja sforsować w tym zbitym układzie, potrzeba naprawdę ogromnych umiejętności i koncentracji. Także środek pola „Kolejorza” zasługuje na pochwałę: to tam rodziły się kontry zdolne porządnie namieszać pod bramką Fiorentiny. Jedyne, czego tak właściwie brakuje poznaniakom, to wykończenie. Nie można zapominać, że Lech gra bez napastnika i ma ogromne problemy z mocno rozregulowanym celownikiem. To wszystko schodzi jednak na dalsze plany, gdy lechici serwują ucztę dla oka tak płynną i mądrą grą. Rozwaga aż biła od podopiecznych Urbana i jeżeli utrzymają ten kurs, będą w stanie umocnić więzy w drużynie.