Finał mistrzostw świata? Ligi Mistrzów? To chyba jednak jeszcze nie to. Nie te emocje, jakie budzi El Clasico. Co jednak, jeżeli ktoś się waha, czy oglądać popisy Ronaldo i Messiego, czy jednak przełączyć kanał i na ten czas zostać futbolowym hipsterem? Co piłka nożna ma do zaoferowania w drugi sobotni wieczór grudnia?
O godzinie 22:15 Colo Colo Santiago zmierzy się w rewanżowym spotkaniu ćwierćfinałowym Clasury z La Serena. Pierwsze spotkanie obfitowało w bramki i skończyło się wynikiem 6:2 na korzyść jednej z największych kuźni talentów Ameryki Południowej, przyjezdnych z Santiago. Jednak ich wiktoria wcale nie była tak lekka, łatwa i przyjemna, jak wskazywałby na to wynik. Czy to wystarczy, by przyćmić choć trochę Gran Derbi i przyciągnąć przed telewizory fanów futbolu spoza Chile? Wątpliwe.
W zaplanowanym na godzinę 20:45 spotkaniu Eredivisie pomiędzy PSV a Bredą wszystko powinno być jasne już do 60. minuty, kiedy to Real i Barcelona rozpoczną swoją wielką piłkarską wojnę. Szczególnie ze względu na podrażnioną ostatnią ligową porażką ambicję podopiecznych Freda Ruttena. Zespół z Eindhoven również może mieć problem, by ściągnąć przed telewizory choćby garstkę widzów spoza Holandii, którzy wiernie będą śledzić poczynania PSV i Bredy do ostatniej minuty.
Podobnie w meczu Sportingu Lizbona z Nacionalem Madera. Niby Sporting w tym sezonie gra znacznie lepiej niż w poprzednim, niby dużo przyjemniej się ogląda zespół, który znów gości w gronie wielkich portugalskich ekip. A jednak po pół godziny konkurencja Gran Derbi pozostawi chyba jedynie najzagorzalszych sympatyków obu zespołów z Półwyspu Iberyjskiego. Nie mówiąc już o reszcie świata.
O lidze Paragwaju wspomnieć wypada tylko z kronikarskiego obowiązku. Żeby ktoś, kto wybierze na wieczór tę opcję nie czuł się pokrzywdzony. Nic z tych rzeczy. Jeżeli znajdzie się zapaleniec, który z zapartym tchem będzie śledził walkę Nacionalu Assuncion z Guarani lub Rubio Nu z Sol de America - nie ma problemu.
Jedyną realną konkurencją w takim wypadku wydaje się być liga włoska. I to także dla polskich fanów piłki kopanej! Na szczęście chcąc oglądać przez okrągłe 90 minut zarówno popisy Artura Boruca w starciu Fiorentiny z Interem (ewentualnie mecz Palermo z Ceseną), jak i futbol w wykonaniu dwóch dominatorów Ligi BBVA, trzeba drugi telewizor od sąsiada pożyczyć tylko na ostatnie pół godziny pojedynku Nerazzurrich z Violą. Później można się delektować piękną grą podopiecznych Guardioli i Mourinho.
Wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują więc, że my, fani wielkiego futbolu, nie mamy wielkiego wyboru. Dnia 10. grudnia 2011, o godzinie 22. trzeba zasiąść w pubie, restauracji, czy choćby w domowym zaciszu, wziąć pilota do jednej, piwo do drugiej ręki i podjąć jedyny słuszny wybór. El Clasico.