Futbolowi hipsterzy, czyli jeśli nie Gran Derbi, to co?

2011-12-09 21:55:33; Aktualizacja: 12 lat temu
Futbolowi hipsterzy, czyli jeśli nie Gran Derbi, to co?
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

W dobie telewizji cyfrowych i meczów w Internecie mamy nieograniczony wręcz wybór tego, co jako fani futbolu chcemy oglądać. Jednak mecze Realu Madryt z FC Barceloną to coś, nad czym obecnie nie ma już nic.

 

Finał mistrzostw świata? Ligi Mistrzów? To chyba jednak jeszcze nie to. Nie te emocje, jakie budzi El Clasico. Co jednak, jeżeli ktoś się waha, czy oglądać popisy Ronaldo i Messiego, czy jednak przełączyć kanał i na ten czas zostać futbolowym hipsterem? Co piłka nożna ma do zaoferowania w drugi sobotni wieczór grudnia?

O godzinie 22:15 Colo Colo Santiago zmierzy się w rewanżowym spotkaniu ćwierćfinałowym Clasury z La Serena. Pierwsze spotkanie obfitowało w bramki i skończyło się wynikiem 6:2 na korzyść jednej z największych kuźni talentów Ameryki Południowej, przyjezdnych z Santiago. Jednak ich wiktoria wcale nie była tak lekka, łatwa i przyjemna, jak wskazywałby na to wynik. Czy to wystarczy, by przyćmić choć trochę Gran Derbi i przyciągnąć przed telewizory fanów futbolu spoza Chile? Wątpliwe.



W zaplanowanym na godzinę 20:45 spotkaniu Eredivisie pomiędzy PSV a Bredą wszystko powinno być jasne już do 60. minuty, kiedy to Real i Barcelona rozpoczną swoją wielką piłkarską wojnę. Szczególnie ze względu na podrażnioną ostatnią ligową porażką ambicję podopiecznych Freda Ruttena. Zespół z Eindhoven również może mieć problem, by ściągnąć przed telewizory choćby garstkę widzów spoza Holandii, którzy wiernie będą śledzić poczynania PSV i Bredy do ostatniej minuty.

Podobnie w meczu Sportingu Lizbona z Nacionalem Madera. Niby Sporting w tym sezonie gra znacznie lepiej niż w poprzednim, niby dużo przyjemniej się ogląda zespół, który znów gości w gronie wielkich portugalskich ekip. A jednak po pół godziny konkurencja Gran Derbi pozostawi chyba jedynie najzagorzalszych sympatyków obu zespołów z Półwyspu Iberyjskiego. Nie mówiąc już o reszcie świata.



O lidze Paragwaju wspomnieć wypada tylko z kronikarskiego obowiązku. Żeby ktoś, kto wybierze na wieczór tę opcję nie czuł się pokrzywdzony. Nic z tych rzeczy. Jeżeli znajdzie się zapaleniec, który z zapartym tchem będzie śledził walkę Nacionalu Assuncion z Guarani lub Rubio Nu z Sol de America - nie ma problemu.

Jedyną realną konkurencją w takim wypadku wydaje się być liga włoska. I to także dla polskich fanów piłki kopanej! Na szczęście chcąc oglądać przez okrągłe 90 minut zarówno popisy Artura Boruca w starciu Fiorentiny z Interem (ewentualnie mecz Palermo z Ceseną), jak i futbol w wykonaniu dwóch dominatorów Ligi BBVA, trzeba drugi telewizor od sąsiada pożyczyć tylko na ostatnie pół godziny pojedynku Nerazzurrich z Violą. Później można się delektować piękną grą podopiecznych Guardioli i Mourinho.

Wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują więc, że my, fani wielkiego futbolu, nie mamy wielkiego wyboru. Dnia 10. grudnia 2011, o godzinie 22. trzeba zasiąść w pubie, restauracji, czy choćby w domowym zaciszu, wziąć pilota do jednej, piwo do drugiej ręki i podjąć jedyny słuszny wybór. El Clasico.