Anglicy wciąż chcą Kuciaka [WYWIAD]

2015-11-30 18:49:32; Aktualizacja: 9 lat temu
Anglicy wciąż chcą Kuciaka [WYWIAD] Fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek Źródło: Transfery.info

- Dusan nie zmienił zdania, które wyraził, przychodząc do Legii. Powiedział wtedy, że jeżeli pojawi się kiedyś możliwość wyjazdu do wyżej notowanej ligi, na pewno pochyli się nad taką propozycją.

Napewno nie chce jednak odejść tylko po to, żeby odejść - mówi w rozmowie zTransfery.info menedżer Michał Karpiński.

***

- Rozmawialiśmy już z kilkoma agentami, którzy przed wkroczeniem na rynekbyli dziennikarzami. Pan od zawsze chciał być menedżerem?
- Gdy zaczynałem pisać o piłce, o zawodzie menedżera mało kto słyszał.Wszystko dopiero raczkowało. Pomysł wpadł mi do głowy już w trakcie pracy dziennikarskiej.

- Pisał pan dla „Gazety Wrocławskiej”?
- Dokładnie. Pracowałem w dziale sportowym, zajmowałem się głównie piłką.Zacząłem w trakcie studiów.

- Na nich kształcił się pan razem z Krzysztofem Świątkowskim. Znacie się odliceum. To spory kapitał, że może pan współpracować ze swoim dobrym znajomym.

- Faktycznie. Tym bardziej, że środowisko jestspecyficzne. O wiele lepiej czuję się, współpracując z osobami, które znam.Mogę zaufać im w stu procentach.

- Pańska agencja wchodzi w skład grupy menedżerskiej FAME. Niech pan powiecoś więcej, jak to wszystko się rozkłada?
- Piłkarzy, którymi zajmuję się samodzielnie jest stosunkowo niewielu.Jestem zresztą zdania, że lista klientów powinna być tak długa, żeby można byłonad wszystkim zapanować. Ogromny procent czasu zajmuje mi promowanie piłkarzymoich przyjaciół i partnerów z zagranicy. Od początku mocno skupiłem się nadsprowadzaniem do Polski zawodników właśnie z lig zagranicznych.

- Nie ma co ukrywać, że chodzi głównie o Słowację.
- To fajny rynek. Zawodnicy zarabiają tam mało, przynajmniej porównując todo tego, co mamy w Polsce. Sama liga nie jest atrakcyjna. Słowacy nie majątakich stadionów jak my, w dodatku rozgrywki nie są ładnie opakowanemarketingowo. Przekłada się to na liczbę kibiców. U nas jest lepiej i towszystko zachęca słowackich zawodników, żeby przyjeżdżali. Kluby chętnie ponich sięgają również dlatego, że jesteśmy bardzo podobni kulturowo. To dużyatut.

- Najlepszych młodych zawodników z Żiliny, Trencina czy Slovana polski klubnie wyciągnie.
- Oczywiście, bo akurat system akademii jest u nich o wiele bardziejrozwinięty. U nas to dopiero raczkuje. Spójrzmy na topowe europejskie ligi -jest w nich o wiele więcej nastoletnich piłkarzy ze Słowacji niż z Polski. Niechodzi o to, że mamy słabszych agentów. Po prostu Słowacy świetnie szkolązawodników i Anglicy czy Włosi bardzo szybko zaczynają się nimi interesować. Aoni są w stanie zapłacić za zawodnika, który rozegrał kilka dobrych meczów wkadrze do lat 17 czy 18 kilkaset tysięcy euro. To jasne, że polski klub nierozpocznie licytacji.

- Pamięta pan swój pierwszy transfer w karierze?
- Oczywiście. Zaczęło się też międzynarodowo. Sprowadziłem czeskiego lewegoobrońcę Josefa Petrika do Pelikana Łowicz. Drużyna grała wtedy na zapleczuEkstraklasy. Później Josef trafił jeszcze do Gorzowa Wielkopolskiego i PogoniSzczecin.

- Wszystko poszło jak z płatka?
- Właśnie byłem wręcz zaskoczony, że wszystko potoczyło się dokładnie tak,jak sobie zaplanowałem.

- A pewnie nie zawsze tak jest.
- Wiadomo, to bardzo skomplikowany zawód. Czasami ktoś myśli, że już nic nieoczekiwanegonie może się zdarzyć i transfer na pewno dojdzie do skutku. Może. I to niejedna, tylko sto różnych rzeczy. Do tej pory dokonałem około 130 transferów. Szacuję,że podobna liczba transakcji wysypała się właśnie na ostatniej prostej.

- Niektórzy agenci żartują, że gdy wszystko idzie zaskakująco łatwo, tylkoczekają, aż coś się wywali.
- Dla mnie osobiście do momentu złożenia podpisów przez piłkarza i prezesa,transferu nie ma. Idealnym przykładem są niedoszłe przenosiny Ricardo Nunesa doLechii Gdańsk. Umowa była wynegocjowana, zawodnik podpisał już wcześniej pre-kontrakt.To był styczeń 2014 roku. Ricardo przyleciał do Gdańska na szczegółowe badaniai gdy wyszło, że wszystko jest w porządku, zaproszono nas na podpisanie umowy.O problemach dowiedzieliśmy się… w taksówce, 100 metrów od stadionu. Okazałosię, że transferu nie będzie w związku ze zmianami właścicielskimi. Miesięcznapraca w jednej chwili poszła na marne.

- To była zima. Nunes ostatecznie trafił do Pogoni Szczecin, ale dopiero latem.
- Szczecinianie interesowali się nim już wcześniej, zaraz po całej sytuacjiw Gdańsku. Ostatecznie trafił on jednak do Levskiego Sofia, który z powodówproblemów finansowych klubu, szybko opuścił. No i w nowym sezonie był już wSzczecinie. Obecnie dochodzi do siebie po pechowej kontuzji. Mam nadzieję, że wrundzie wiosennej wróci do formy.

- Latem najczęściej zabierał pan głos w sprawie przyszłości Dusana Kuciaka.Słowak został w Legii, a ostatnio sporo mówi się o propozycji nowego kontraktu.
- Dusan nie zmienił zdania, które wyraził, przychodząc do Legii. Powiedziałwtedy, że jeżeli pojawi się kiedyś możliwość wyjazdu do wyżej notowanej ligi,na pewno pochyli się nad taką propozycją. Legia to jednak uznana marka, w samejWarszawie fajnie się żyje, więc poczynanie jakichś kroków na siłę też nie masensu. Ciężko powiedzieć, jak to się skończy. Na obecną chwilę Dusan możezarówno zostać, jak i wyjechać. Na pewno nie chce odejść tylko po to, żebyodejść.

- Cały czas jesteście w kontakcie z Hull City? Anglicy nadal sązainteresowani?
- Tak.

- A inne oferty?
- Jest sporo zapytań, ale mamy listopad i większość klubów dopiero kończy swojelisty życzeń i rankingi na wszystkich pozycjach.

- Przypuśćmy, że jest pan prezesem Legii. Patrząc na chęć wyjazdu, jakąwykazuje zawodnik i dotychczasowe zasługi dla klubu, co by pan zrobił latem?
- Trudne pytanie, ale jedno jest pewne - osoba prowadząca firmę, w tymwypadku klub piłkarski, ma prawo patrzeć tylko i wyłącznie na własny interes.To jej święte prawo i nie można tego kwestionować. Sentymenty są indywidualnąsprawą.

- Jak się panu w ogóle współpracuje z Kuciakiem? Ma specyficzny charakter.
- Dusan jest bardzo sympatycznym człowiekiem o wyrazistych poglądach.Wiadomo, że każdy jest inny, z każdym współpracuje się inaczej, ale ja nikogonie szufladkuję.

- Co słychać u Roberta Picha, który kilka miesięcy temu pożegnał się zeŚląskiem Wrocław?
- Jest trochę zniecierpliwiony tym, że cały czas nie gra w pierwszymskładzie Kaiserslautern. Zabrakło szczęścia. Dwa dni przed meczem, w którymmiał wybiec w podstawowej jedenastce złapał kontuzję. Nie ma co ukrywać, żeRobert chciałby znaleźć się w słowackiej kadrze na Euro 2016. Selekcjoner całyczas bacznie mu się przygląda. Ostatnio powołał go na listę rezerwową. Jednojest pewne, na wyjazd musi sobie zapracować.

- Nie przychodzą wam do głowy myśli, że może jednak lepiej było obraćkierunek turecki?
- Z perspektywy czasu każdy z nas analizuje swoje wybory. Ale poczekajmy ztym jeszcze kilka miesięcy.

- Najśmieszniejsze jest to, że Pich cały czas jest w czubie zawodnikówŚląska jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia w tym sezonie.
- Od momentu jego odejścia Śląskowi się nie wiedzie. Drużyna strzela małogoli. Być może zmiany, do których doszło ostatnio w klubie sprawią, że końcówkasezonu będzie dla wrocławian lepsza. Ale to fakt, na początku sezonu zespół zPichem w składzie prezentował się lepiej.

- Legia faktycznie była daleka pozyskania Słowaka?
- Daleka? Powiedziałbym, że bliska.

- W takim razie bardzo bliska?
- Powiedziałbym, że tak. To był jeden z głównych wariantów. Ostateczniewybraliśmy jednak Kaiserslautern.

- Możliwość przenosin Picha do Warszawy bardzo nie spodobała się trenerowiPawłowskiemu. Wtrącił swoje trzy grosze?
- Nie sądzę. Porozumieć trzeba się z klubem, nie z trenerem. Przynajmniejja nie dostrzegłem w całej sprawie żadnej ingerencji trenera.

- Przyznam szczerze, że całkiem niedawno dowiedziałem się, że współpracowałpan w przeszłości z Mateuszem Piątkowskim. Jak pan to wspomina?
- To szalenie inteligentny chłopak o bardzo szerokich horyzontach. Byłjednym z najbardziej wymagających piłkarzy, z jakimi współpracowałem.

- W jakim sensie? Zbyt wiele od pana wymagał?
- Nie, nie chodzi mi o jakieś kaprysy czy zachcianki...

- ...Nie od dziś wiadomo, że Piątkowski ma specyficzne podejście domenedżerów.
- Zakończyliśmy współpracę w momencie, gdy zaczynał kolejny sezon w Polkowicach.Potem oczywiście byliśmy w kontakcie. Ostatnio nawet omówiliśmy sobie tamtelata i nie wyczułem, że te negatywne oceny dotyczyły właśnie mnie.

- To pan powiedział mu w pewnym momencie, że jest za stary na grę wEkstraklasie?

- Wiem, że Mateusz powiedział tak jednemudziennikarzowi, ale mówił mi później, że wypowiedź nie była autoryzowana. Nigdyczegoś takiego ode mnie nie usłyszał. Gdy miał 27 lat powiedziałem mu tylko, żez każdą kolejną rundą szanse są coraz mniejsze. Ameryki nie odkryłem. Zawodnikóww tym wieku na najwyższy szczebel trafia niewielu.

- Spodziewał się pan, że tak potoczy się jego kariera?
- Oczywiście, wiedziałem na co go stać. Od zawsze dysponował szeroką paletąatutów. Nie spodziewałem się tylko tego, że już w drugim sezonie może powalczyćo koronę króla strzelców Ekstraklasy. Znamy się jeszcze za czasów jego gry wGawinie Królewska Wola. Wielokrotnie proponowałem go ekstraklasowym klubom, alenie było zainteresowania. Ja namawiałem, ale na końcu zawsze słyszałem „nie”.

- Zostając przy rzeczach spodziewanych i niespodziewanych - spodziewał siępan, że Radosław Janukiewicz zostanie odstrzelony przez trenera Michniewicza zPogoni?
- To było dla mnie ogromne zaskoczenie.

- Żałowaliście, że nie skorzystaliście wcześniej z oferty z Japonii?
- Nie.

- Powie pan coś więcej?
- Nie byłem głównym inicjatorem tego transferu. Cały czas jestem jednakprzy Radku i wspólna decyzja była taka, a nie inna. Zdecydowanie więcej byłominusów niż plusów.


- Jest pan witany z honorami w Bielsku?
- Nie jestem (śmiech). Ale faktycznie byliśmy kiedyś w bardzo dobrychrelacjach. Przekazanie Podbeskidziu dwóch zawodników, którzy stali sięsymbolami wejścia bielskiego klubu do Ekstraklasy sprawiło, że kontakt stał sięmocno przyjacielski.

- Pamięta pan w ogóle jeszcze te transfery Demjana i Zajaca?
- Przenosiny Rysia do Bielska były trochę przypadkowe. Podbeskidzie miałojuż upatrzonego bramkarza, ale z tego co pamiętam zdecydował się na innąofertę. Dostałem telefon z zapytaniem czy na słowackim rynku nie znalazłoby sięgolkipera, który spełniałby ich wymagania. Wspomniałem o Zajacu, Podbeskidzie pojednym dniu testów powiedziało „tak”.

- Jak było z Demjanem?
-
Robert był na zakręcie, nie grał w Viktorii Zizkov. Występował wrezerwach, bo nowy trener był nieprzychylnie nastawiony do Słowaków. Do tegoklub nie był stabilny finansowo. Nie widziałem go w akcji zanim przyjechał doPolski, ale mój wspólnik ze Słowacji, Michal Holescak był przekonany, żeidealnie pasuje do naszej ligi. Taką informację przekazałem Podbeskidziu.

- Rosja, Turcja, Ukraina - po zdobyciu korony króla strzelców faktyczniemiał multum ofert?
- Było ich dużo, ale to nic dziwnego. Taki tytuł działa jak błyskotka. Królstrzelców danych rozgrywek musi uchodzić za dobrego zawodnika. Na tym się potembazuje, choć oczywiście nie całkowicie. Zawodnika trzeba jeszcze prześwietlić ifaktycznie sprawdzić. Czasy zakupów z YouTube'a minęły.

- Jak pan oceni jego pobyt w Belgii?
- Nie występował zbyt wiele na swojej pozycji. Gdy na niej grał, dużo dawałzespołowi. Niekoniecznie chodzi mi o bramki, ale taka jest specyfika gryRoberta. Nawet wcześniej w Bielsku przez długi czas nie był strzelcemwyborowym. Jego głównym atutem jest umiejętność utrzymania piłki. Robi toświetnie. W Belgii pokazywał to samo. Nowy szkoleniowiec nie widział go jednakw swojej koncepcji, więc zdecydowaliśmy się na powrót do Polski. W Beveren jegolicznik zatrzymał się na 2 golach i 4 asystach.

- Szykuje pan prawdziwe bomby na najbliższe okienko?
- Słowo „bomba” w obecnej sytuacji politycznej jest raczej nie na miejscu(śmiech). Ciężko pracuję i zobaczymy co z tego wyniknie. Jak to mówi mojamałżonka, transfery to wielka loteria.

- Jakiś czas temu napisał pan na Twitterze: „Napastnik, poniżejtrzydziestki, mecze w Premier League, 40 występów w kadrze. Odpowiedź zligowego średniaka? Szału nie ma”. O kogo chodziło?
- O ile dobrze pamiętam, o Simeona Jacksona, reprezentanta Kanady zjamajskimi korzeniami. Wiadomo jakie Jamajczycy mają predyspozycjeszybkościowe, a on w dodatku jest bardzo silny. Wydaje mi się, że mógłby zostaćczołowym napastnikiem Ekstraklasy. Byłem w szoku. Zrozumiałbym jeszcze, gdybyza taką odpowiedzą stała wnikliwa analiza, ale takiej nikt nie przeprowadził.„Nie, bo nie”.

 

ROZMAWIAŁ MATEUSZ MICHAŁEK