Niektórzy obiecują młodym Real czy Barcelonę. On sprowadza stamtąd piłkarzy [WYWIAD]
2016-09-16 11:37:57; Aktualizacja: 8 lat temu- Cenię kierunek, w którym podążają polskie kluby. Transfery coraz rzadziej opierają się na przypadku. Działacze oczekują zawodników, którzy dają jakość - mówi w rozmowie z Transfery.info Mateusz Ożóg.
Dani Abalo, Waleri Kazaiszwili,Miguel Palanca, Sito Riera... Ciekawych zawodników sprowadziłeślatem do Polski.
Każdyz nich ma swoje atuty. Głównie jeśli chodzi o aspekty techniczne igrę kombinacyjną. Nie ma jednak co ukrywać, wszyscy muszą jeszczedojść do szczytowej formy. Zwłaszcza Abalo i Riera będą musielijeszcze mocniej popracować przez kilkanaście dni. Gdy to zrobią,każdy może decydować o losach spotkań swojej drużyny.
Trzebapowiedzieć wprost - każdy z nich trafił do naszego kraju, żebyzostać gwiazdą Ekstraklasy.
Oczywiście.To chłopcy z bardzo fajną przeszłością. Trochę innymprzypadkiem jest tylko Waleri. To piłkarz, o którego Legia bardzozabiegała i dzięki pewnym okolicznościom, udało się doprowadzićdo jego wypożyczenia. Patrząc na to, w jakiej drużynie występowałi jaką stanowił jej wartość - nie był to ruch oczywisty. Towielkie wzmocnienie nie tylko Legii, ale i całej ligi. Jeśli chodzio Hiszpanów - do Korony i Śląska przechodzili oni jako wolnizawodnicy. Nie zmienia to jednak faktu, że w ich przypadku teżtrzeba liczyć na to, iż będą czołowymi postaciamiEkstraklasy.
Zostawmy na chwilę Kazaiszwilego.Hiszpanie. Transfery bardzo podobne do siebie i to pewnie nieprzypadek.
Jasne. Muszępowiedzieć, że cenię kierunek, w którym podążają polskiekluby. Transfery coraz rzadziej opierają się na przypadku.Działacze oczekują zawodników, którzy dają jakość. Takichpiłkarzy szukałem i takich poleciło mi biuro mojej agencji wHiszpanii. Sprowadzanie zawodników o mniejszej jakości nie miałobyracji bytu. Transfery faktycznie są dość podobne, bo postawiłemna określony profil piłkarza. Takiego, który jest potrzebnypolskiemu klubowi.
W Koronie grunt pod transferyAbalo i Palanki zrobił na przykład Airam Cabrera. Sprawdził się.
To na pewno ułatwiłosprawę, ale nie był to jedyny argument. Chęć sprowadzaniazawodników z Półwyspu Iberyjskiego do Kielc wynika z tego, żewielkim fanem hiszpańskiej piłki jest trener Wilman. Odbywał onstaże w tamtejszych klubach, mówi w tym języku. Te transferyinspirowane były więc głównie jego osobistymi preferencjami.Oczywiście z drugiej strony - taka, a nie inna osoba trenera byłateż kluczowa przy decyzji o przenosinach do Korony samychzawodników.
Przy tych transferach maczał palcePacheta?
Nie, nie, nie.Każdy z tych transferów zrodził się w głowach wyłącznie ludziz naszej agencji - kolegów z Hiszpanii, mojego asystenta PatrykaAdamika, mojej... To nasza robota. I oczywiście trenera Wilmana zdziałaczami Korony, bo bardzo im zależało na sprowadzeniu tychzawodników.
Którego z nich było najciężejprzekonać na przyjazd do Polski?
Największeoczekiwania dotyczące swojego nowego klubu, również te płacowe,miał Dani. To chłopak, który jeszcze paręnaście miesięcy temugrał z Ludogorcem w Lidze Mistrzów. Jego było namówićnajtrudniej. Miał sporo ofert z innych krajów, również dużolepszych pod względem finansowym.
Pod tym względemnie dogadaliście się finansowo ze Śląskiem.
Wtamtym okresie autoryzację na Śląsk miał inny agent. W tymokienku reprezentowaliśmy Daniego rozmawiając z innymi klubami, wtym właśnie z Koroną.
Czyli nie współpracowałeśz Abalo, gdy jakiś czas temu łączono go z Legią? Swoją drogą Legia i Korona to spora przepaść.
Wtedyjeszcze nie współpracowaliśmy. W zasadzie ciężko mi cokolwiek naten temat powiedzieć. Nie znam sprawy z Legią.
Copowiesz o Hiszpanach, jeśli chodzi o takie pozaboiskowe sprawy? Czyna razie nie było okazji, żeby się lepiej poznać?
Trzebapowiedzieć, że oni mają również swoich bezpośrednich agentów,z którymi są w ciągłym kontakcie. My, póki co, pomogliśmy im zewszystkimi sprawami organizacyjnymi. Nie ma co ukrywać, że doniedawna wolnego czasu było naprawdę niewiele. Ostatnie dnisierpnia spędziłem w zasadzie na Łazienkowskiej, finalizująctransfery do Warszawy. Ale teraz tych obowiązków jest mniej i napewno będziemy zacieśniać więzi na stopie prywatnej. Oczywiściejuż się trochę poznaliśmy.
Miguel to bardzo spokojny iułożony chłopak. Do Polski przyjechał z żoną i małymdzieckiem. W zasadzie od samego początku było widać, że to typ,który całkowicie poświęca się rodzinie. Nie wiem czy widziałeśmateriał Korona TV po ostatniej wygranej kielczan. Chłopakiświętowali w szatni i Miguel był tam właśnie ze swoim dzieckiem.Bardzo przyjemny obrazek.
Dani i Sito to chłopcy, którzymogą i chcą dać dużo polskim klubom, ale i sami sporo oczekują.Nie chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze, ale ogólne wsparcie,jakość drużyny... Mają wielkie ambicje. Oczywiście Miguelrównież.
Każdy z nich oddzielił grubą kreskąto, co było kiedyś? Palanca był w Realu, Riera w Barcelonie, alejednak czegoś im zabrakło, żeby się tam przebić.
Patrzącna występy w pierwszych drużynach tych klubów, tylko Migueluzbierał trochę minut w Realu. Coś takiego to oczywiście świetnarzecz w CV, ale jednak minęło już bardzo dużo czasu. Tak jużfunkcjonują największe kluby. W akademiach jest mnóstwo chłopcówi koniec końców nie każdy otrzymuje szansę. Niektórzy musząskręcić w nieco inną stronę i tak było z nimi. Teraz ma toniewiele wspólnego z rzeczywistością, ale wspomnienia z młodościna pewno mają wspaniałe. Zresztą, pewnie usłyszę jeszcze paręanegdotek przy kawie.
Oczywiście taka przeszłość dajepewność, że oni są wyszkoleni na najwyższym możliwym poziomie.Może i nie poradzili sobie w tych klubach, ale ich piłkarskiewykształcenie jest znakomite. Dzięki niemu mogą dać swoim nowymdrużynom to czego one potrzebują.
Wróćmy doKazaiszwilego. To zupełnie inna para kaloszy. Chłopak ma 23 lata,od kilku uchodzi za jeden z największych gruzińskich talentów.Każdy podkreśla, że gdyby nie Liga Mistrzów „Vako” na pewnonie przyszedłby do Polski. Potwierdzisz?
Absolutnienie. To bardziej fajny dodatek, taka „kropka nad i”. Postawiłbymsprawę inaczej - awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów dałprzekonanie ludziom z Legii, żeby się o niego starać. Dla „Vako”to spełnienie marzeń, o czym zresztą sam mówił, ale bezChampions League też byłyby szanse na taki ruch. Liga Mistrzów niebyła tutaj warunkiem koniecznym.
A Legii bez niejbyłoby na niego stać?
Ciężkopowiedzieć, nie siedzę w głowach ludzi pracujących w klubie. Alewydaje mi się, że bez Champions League pomysł by się nie zrodziłalbo nie zostałby do końca podchwycony. Mogłoby panowaćprzekonanie, że trudno będzie pozyskać zawodnika, który jestczołową postacią niezłego klubu z Holandii. Po awansie podejściemogło się zmienić. Ale to tylko moje przypuszczenia.
Copowiesz o negocjacjach? W grę od samego początku wchodziło tylkowypożyczenie?
Transferdefinitywny nie był możliwy. Przede wszystkim ze względu nawartość „Vako” i oczekiwania Vitesse dotyczące kwotytransferowej. Wypożyczenie było optymalnym ruchem. Legia mazabezpieczoną opcję wykupu i jeśli wszystko potoczy się wspodziewany sposób, pewnie będzie w stanie z niej skorzystać. Samenegocjacje z mistrzem Polski to przyjemność. Od początku byłowidać, że obie strony strony szybko się dogadają. Wszystkoprzebiegło gładko i przyjemnie. W zasadzie dopięliśmy to w ciągukilku dni.
Sam „Vako” miał jakieś szczególneżądania?
Nie. To bardzopodobna osobowość do Palanki. 23-latek ma już żonę i dziecko,którym jest całkowicie poświęcony. Widać, że zależy mu na jaknajlepszych warunkach dla rodziny. Ostatnio wynajął sobiemieszkanie, w którym wszyscy na pewno będą się czuć bardzokomfortowo. Jeśli chodzi o niego samego, nie miał żadnych dziwnychpróśb. Również dlatego jestem przekonany, że jest to facet,który bardzo pomoże Legii. Ma kapitalne podejście, można brać goza wzór. Ta współpraca powinna układać się wzorcowo. Popularne
Ostatniorozmawiałem z gruzińskim dziennikarzem. W zasadzie mówił to samo.Dodał, że w Gruzji cały czas bardzo dużo się po nim spodziewają.Co prawda Kazaiszwili nie ma już 18 lat, ale Legia wciąż ma byćtylko przystankiem.
Wszystkozależy od niego i Legii. „Vako” na pewno zrobił krok do przodu.Legia jest większym i silniejszym klubem od Vitesse. Twierdzę takzarówno ja, jak i on czy ludzie z holenderskiego biura naszejagencji. Pytanie czy i kiedy zrobi kolejny krok. Z całą pewnościąkorzyści mogą być obopólne. On może dać sporo warszawskiejdrużynie i Legia jemu również. Mistrz Polski jest ściśleobserwowany przez wiele zachodnioeuropejskich klubów. Tym bardziejteraz, gdy występuje w Lidze Mistrzów. Pierwszy występ nie byłzbyt imponujący, ale w pozostałych spotkaniach zawodnicy mogąjeszcze dużo pokazać. Szczególnie jeśli chodzi o popisyindywidualne. Skupiamy się na tym co teraz, ale oczywiście bierzemypod uwagę, że Legia może kiedyś sprzedać go za duże pieniądzedo większego klubu.
To inny przypadek, ale ostatniezdanie można też odnieść do Dominika Nagy'ego, który zimąpojawi się w Warszawie.
Faktycznieto coś innego. W przypadku „Vako” mówimy bowiem o doraźnympodniesieniu jakości podstawowej jedenastki Legii. OczywiścieDominik również ma wielki potencjał i może się okazać, że jegopobyt w Warszawie nie będzie długi. W samej Legii porównują go doOndreja Dudy. Podobny przypadek, przechwycony w ostatniej chwili. Pojesieni warszawski klub mógłby już nie mieć szans na jegosprowadzenie. Mowa w końcu o gwieździe Ferencvárosu, któraotrzymała powołanie do węgierskiej kadry. Ludzie z Legii byliszalenie zdeterminowani, żeby go pozyskać. Negocjacje z Węgramibyły ciężkie, ale udało się to dopiąć.
Negocjacje byłyciężkie bardziej przez Węgrów, którzy twardo stali przy swoimczy zainteresowanie jego osobą większych klubów?
Zewszystkich klubów to Legii zależało najbardziej, żebypozyskać go już teraz. Jeśli chodzi o samych Węgrów topamiętajmy, że Ferencváros jest taką węgierską Legią. Oni niechcieli sprzedawać swojego największego talentu. Przekonanie ichnie należało do najłatwiejszych rzeczy, ale udało się. Sporąpracę wykonał tutaj mój węgierski odpowiednik. Ale sam zawodnikrównież. W końcu Dominik wyraził wielką chęć przenosin doWarszawy. Naciskał na prezesów. Mimo pozycji Ferencvárosu narodzimym podwórku, dla niego to również wielki krok do przodu. Atrzeba dodać, że były momenty, w których ten transfer mocno sięoddalał.
Jak w ogóle ocenisz to minione okienko? Jesteśzadowolony czy ciekawych transferów mogło być znaczniewięcej?
Przyzwyczaiłem sięjuż do tego, że dużej części planów nie udaje się wykonać.Taka jest piłka i trzeba to zaakceptować. Nie udało sięzrealizować wszystkiego co sobie założyłem, ale wypaliło za tokilka rzeczy, których się w ogóle nie spodziewałem. Z okienkajestem zadowolony. Zrobiliśmy w sumie osiem bardzo fajnychtransferów.
Wspomnieć trzeba jeszcze oprzenosinach Rafała Gikiewicza do Freiburga.
Ito jest świetny przykład do tego, żeby podjąć temat oczekiwańprzed okienkami. Już zimą prowadziliśmy zaawansowane rozmowy zFreiburgiem. Wtedy ciężko go było jednak wykupić z Brunszwiku.Potem przyszło delikatne obniżenie formy. Kto wie, być możespowodowane właśnie zbyt intensywnymi rozmowami na temat transferu.Wiosną wydawało się, że temat upadł. Potem wrócił, żeby upaśćpo raz kolejny... Finalnie udało się jednak do niego doprowadzić,ale sinusoida była straszna. I tak jest co okienko. Żeby transferdoszedł do skutku, w jednym miejscu musi spotkać się masaprzeróżnych rzeczy. Czasami potrzebne jest po prostu zwykłeszczęście.
W ilu przypadkach latem go zabrakło?Pracowaliście nad większą liczbą transferów do Ekstraklasypokroju „Vako”?
Nie.Legia miała akurat bardzo sprecyzowane cele. Prezes Leśnodorskipowiedział zresztą kilka dni temu, że w drugiej fazie okienkawarszawiacy założyli sobie przeprowadzenie trzech transferów iwszystkie udało się zrealizować. Jeśli chodzi o mojedoświadczenia z mistrzami Polski, tego lata plan zostałzrealizowany w stu procentach.
Nie ma co ukrywać,że do niedawna można było Cię kojarzyć głównie ze wspomnianymGikiewiczem czy Emilijusem Zubasem. Teraz to się zmieniło, ale dlawielu osób nadal jesteś dość anonimową postacią.
Towynika chyba głównie z tego, że nigdy nie zabiegałem o to, żebybyć rozpoznawalny. Przynajmniej jeśli chodzi o ludzi spozaśrodowiska. Agentem jestem od ośmiu lat. Egzamin zdałem w 2008roku i od tamtej pory czynnie działam na rynku. Może faktycznie wnieco mniejszej skali niż obecnie, ale przeprowadziłem wiele -według mnie - ciekawych transferów. Przede wszystkim jednak bardzoskrupulatnie budowałem swoje kontakty zagraniczne. Zaowocowało totym, że mogłem wymienić swoje spostrzeżenia z władzami SEG-u.Okazało się, że nadajemy na tych samych falach i tak od bliskodwóch lat reprezentuję agencję na terenie Polski.
Trzebapowiedzieć, że jest ona bardzo rozbudowana.
SEGma przedstawicielstwa w około 20 krajach w Europie. Do tego dochodziMLS, a właściciele agencji cały czas pracują nad rozwojem narynkach azjatyckich. Oczywiście głównie chodzi o Chiny. Można byćprzekonanym, że gwiazdy europejskiego formatu dalej będą chciałytam przechodzić. Przykładem Robin van Persie. Zakładam, że wciągu kilkunastu miesięcy wyląduje w tym kraju.
W każdymz państw agencja ma swoje struktury - dyrektora, agentów i skautów.Taki mechanizm sprawdza się już od 16 lat. Pomysł był świetny.Teraz trzeba tylko dalej się rozwijać.
Kiedy wogóle wpadłeś na pomysł, żeby zająć się menedżerką? Jak tamyśl rozkwitała?
Z piłkązwiązana była moja rodzina i w zasadzie od najmłodszych lat byłemprzesiąknięty tym środowiskiem. Z lekkim przymrużeniem oka mogępowiedzieć, że wychowywałem się na stadionie GKS-u Bełchatów. Wzasadzie od zawsze wiedziałem, że chcę działać w piłce.
Alefurtek jest wiele. Można to robić na różne sposoby.
Niebyło dla mnie miejsca na boisku, więc szukałem miejsca gdzieśobok. Pomysł na bycie menedżerem pojawił się w liceum. Już wtedywiedziałem, że się tym zajmę, chociaż w zasadzie nie dało sięprzygotować do tego zawodu. Studiowałem zarządzanie w sporcie, alezbyt wiele z tego nie wyciągnąłem. To jednak specyficzna robota.Już w trakcie studiów zdałem wspomniany egzamin na agenta FIFA.Potem krok po kroku sobie działałem.
Jak mówisz- menedżerka to specyficzny zawód. Najbardziej absurdalna rzecz, zjaką spotkałeś się przy robieniu transferu?
Wieszco, właśnie nie mam takich wybitnie absurdalnych czy śmiesznychanegdotek. Sporo było takich sytuacji, w których wszystko było jużustalone, a zawodnik czy prezes siedzący z długopisem w ręcejednak nie podpisywali kontraktów. Ale takich prawdziwych hitów niemam, naprawdę. Być może to wynika też z tego, w jaki sposób odsamego początku prowadzę działalność. Zawsze starałem sięrobić wszystko bardzo przejrzyście i bazować na solidnie wykonanejpracy.
Camp Nou młokosom nigdy nieobiecywałeś?
Nie (śmiech).
No tak, ty działasz w drugą stronę.
Takjest (śmiech). Ale chyba właśnie o to chodzi - o gospodarowanieoczekiwaniami piłkarzy. Wielu młodych chłopców czy nawet ichrodziców łapie się na opowiastki o Camp Nou i Barcelonie czyinnych wielkich klubach. Daniel Weber ostatnio opowiadał otym zresztą na Weszło. Na szczęście tego jest coraz mniej.Świadomość mimo wszystko się zwiększa.
Faktycznie udałosię już ściągnąć do Polski zawodników z Camp Nou i SantiagoBernabéu... Nawet nie myślałem o tym w takich kategoriach, ale tojak najbardziej sympatyczny akcent.