„Polski Neymar? Pamiętam jeszcze jak fryzjer się ze mnie podśmiewał” [WYWIAD]
2016-09-03 10:15:48; Aktualizacja: 8 lat temu- Teraz widzę, że gdybym wcześniej więcej pracował, mógłbym być w innym miejscu - mówi w rozmowie z Transfery.info Mariusz Rybicki.
W pewnym momencie Mariusz Rybickiuchodził za jeden z największych talentów w Ekstraklasie. Niewszystko potoczyło się tak jakby chciał, ale 23-latek się niepoddaje i walczy o realizację upragnionych celów. Porozmawialiśmyo spadkach z Widzewem, podejściu do piłki i uczuciu do łódzkiegoklubu oraz legendarnej ksywce. Zapraszamy!
Rozmowaprzeprowadzona przed wypożyczeniem Rybickiego do Miedzi Legnica.Popularne
Podobno mocno śledziłeś igrzyskaolimpijskie.
Prawdęmówiąc, średnio. Godzinowo nie zawsze wszystko pasowało. Alechyba wiem o co chodzi (śmiech). Wiem, jakie były wyniki turniejupiłkarskiego i to, że Neymar trafiał do siatki.
Szczerze- były momenty, w których ta ksywka mocno cię wkurzała?
Zawszemiałem spory dystans. Grając w Widzewie, gdy te porównania doNeymara pojawiały się najczęściej, bardziej się z tego śmiałemniż tym przejmowałem. Miałem specyficzną, podobną do niegofryzurę, ale nie było przecież tak, że się na nim wzorowałem.Po prostu miałem taki kaprys. Łatka została jednak przypięta.Pewnie zawsze będzie się to już za mną ciągnęło.
Szyderaw szatni była z tego duża?
Właśnienie. W szatni zbyt dużo się na ten temat nie gadało. Chłopakimnie znali i wiedzieli, jakie mam podejście. To wszystko bardziejpojawiało się ze strony kibiców i mediów. Koledzy mnie tak nienazywali. No może dosłownie kilka razy się przytrafiło. Nie byłow tym jednak nic złośliwego.
Kiedyśpowiedziałeś, że trzeba na dobre zaistnieć w Ekstraklasie, żebyw ogóle myśleć o grze w niezłym zagranicznym klubie. I tak sięzastanawiam, jak patrzysz na swoją dotychczasową przygodę z piłką.Pewnie spodziewałeś się o wiele więcej.
Zawirowańbyło sporo. Z Widzewa, w którym spędziłem bardzo dużo czasu,przeszedłem do Pogoni Siedlce. Musiałem się odbudować i myślę,że to zrobiłem. Rozegrałem niezły sezon w I lidze, choćoczywiście było mnie stać na jeszcze więcej. I tak trafiłem doKorony. Początek w Kielcach do najlepszych nie należał. Miałemkontuzję, która wykluczyła mnie z ważnych treningów. Tak jakjednak kiedyś pewnych rzeczy nie doceniałem, tak teraz jestzupełnie inaczej. Doceniam i szanuję miejsce, w którym sięznajduję. Na nic się nie obrażam i chcę udowadniać, że jestemwartościowym zawodnikiem.
Schody zaczęły się wmomencie spadku Widzewa z Ekstraklasy.
Tak,to był kluczowy moment. Z Widzewem zanotowałem dwa spadki, doktórych przyczyniły się jednak nie tylko aspekty sportowe. Głowabyła tak napompowana innymi rzeczami, że ciężko było grać, a -już później - znaleźć nowy klub. Rękę wyciągnął do mnietrener Sasal. Bardzo zależało mu na tym, żebym grał w Siedlach.To dla mnie zawsze bardzo istotna sprawa. Ważniejsza od tego, ilebędę zarabiał. Pobyt w Pogoni sporo mi dał. Nauczył mnie pokoryi ciężkiej pracy. Tego, żeby zawsze walczyć do końca
TrenerSasal pozbył się swojego przesądu dotyczącego cofania autobusem wdrodze na mecz?
Słyszałemo tym (śmiech). Ale nie mieliśmy okazji, żeby to sprawdzić. Osamym trenerze mogę wypowiadać się w samych superlatywach. Bardzow porządku człowiek. Naprawdę we mnie wierzył, a ja odpłacałemmu się za to na boisku. Relacja była świetna.
Alechyba zgodzisz się, że jest to dość specyficzna osoba.
Napewno. Ale według mnie to właśnie specyficzni szkoleniowcy,których pomysły są dla niektórych dziwne, osiągają sukcesy.Trzeba iść w zaparte w to, co się wierzy. Prędzej czy późniejprzyniesie to rezultat. Niektórzy mogą mówić, że trener Sasaljest taki i owaki, ale dla mnie to bardzo dobry szkoleniowiec. Śmiałomógłby znowu prowadzić ekstraklasowy zespół.
Copowiesz o samej I lidze? Wiadomo jak się tam gra, a taki zawodnikjak ty, może to szczególnie odczuć.
Faktycznieczęsto mam styczność ze wślizgami. Jestem zawodnikiem, którylubi poprowadzić piłkę, kiwnąć, pójść w drybling. Tego sięwymaga od graczy na mojej pozycji. Kontakt z rywalem to normalnasprawa i nigdy nie mam o to do nikogo pretensji. Wiadomo, że jakktoś wejdzie naprawdę brutalnie to nie jest to przyjemnie, ale nieprzypominam sobie aż tak jaskrawych sytuacji w I lidze. Nikt niemiał na mnie czerwonej kartki. Pod tym względem było bardzopodobnie do tego, co jest w Ekstraklasie.
Widziałemrabonę w meczu z Olimpią Grudziądz. Takich zagrań przemycałeśtam chyba więcej?
Szczególniepod koniec. Regularne występy przynoszą coraz więcej pewności.Nie można przesadzać, ale faktycznie lubię takie rzeczy.Oczywiście wszystko przychodzi spontanicznie. Instynktownie. Niejest tak, że wcześniej sobie planuję, że w tej i w tej akcji będęchciał popisać się tym i tym. Wtedy z Grudziądzem wyczułem, żemogę w ten sposób dograć piłkę i to zrobiłem.
Niemyślisz, że w pewnym momencie było tego zbyt wiele w twojej grze?Najwięcej zarzutów pojawiało się, gdy Widzew spadał po razpierwszy.
Momentami pewnietak było. Zawsze starałem się jednak pracować nad tym, żebypewne rzeczy rozgraniczyć. I uważam, że jest pod tym względemlepiej. Nie drybluję już tak często jak wcześniej, a jeśli torobię - efekty są zdecydowanie lepsze. Przez cały czas zresztąnad tym pracuję.
Któryś z dotychczasowychtrenerów miał szczególne pretensje do tych twoich indywidualnychwejść?
Żaden.W Widzewie nawet kazali mi robić to bardzo często. Wiedzieli, żemoże mi nie wyjść raz, drugi czy trzeci, ale już za czwartym sięuda. Dla samego zawodnika jest to oczywiście trochę ryzykowne, bojeśli są efekty - wszyscy biją brawo, ale jeśli nie, wszyscymówią, że za dużo kiwa i w ogóle nie podaje. Niektórzy myślelii pewnie cały czas myślą, że robię niektóre rzeczy tylko po to,żeby samemu się pokazać, a to nie prawda. Zawsze grałem z myśląo zespole. Bo co mi z tego, że przejdę trzech zawodników, skorozatrzymam się na czwartym.
To chyba twój tatawpoił ci myśl, że piłka nożna to przede wszystkim technika?
Bonie ma co ukrywać, że jest ona bardzo istotnym aspektem. Bez niejciężko grać na wyższym poziomie. Jeśli zawodnik wie o tym odsamego początku, łatwiej mu potem korygować wszystkie innerzeczy...
...Patrząc na Ekstraklasę, mimo wszystkociężko mówić, że bez techniki nie można grać na stosunkowowysokim poziomie.
Alespójrzmy na Legię. Każdy ma ją tam na ponadprzeciętnym poziomie.Myślę zresztą, że w innych zespołach też jest coraz więcejdobrych technicznych zawodników. Nie jest z tym tak źle.
Powiedziałeś wcześniej, że doceniasz teraz to,gdzie jesteś, że na nikogo się nie obrażasz. Wcześniej byłoinaczej?
Trafiłem nanajwyższy szczebel w młodym wieku. Miałem 18 lat. Nie powiem, żenie dawałem z siebie maksa na meczach, bo zawsze dawałem... Ale niebyło tak, że zostawałem po treningach i ćwiczyłem więcej odinnych. I nie chodziło o warunki, które na przykład w Koronie mamteraz znakomite. Bardziej o chęci. Teraz widzę, że gdybymwcześniej więcej pracował, mógłbym być w innym miejscu. Trochężałuję.
Może poczułeś się za mocno. Byłasodówka?
Pewnie tak. Zperspektywy czasu inaczej tego nazwać nie można. Gdybym skupił siętylko i wyłącznie na piłce, wszystko mogło potoczyć sięinaczej.
Masz na myśli imprezowanie?
Nie.Właśnie tę większą pracę na treningach i poza nimi. Wiadomo,imprezy czasami się zdarzały, ale z reguły brali w nich udziałwszyscy. Przed meczami czy na tygodniu ich nie było.
Amoże to media trochę cię zagłaskały?
Napoczątku chyba tak. W pewnym momencie mocno się mnązainteresowały. A potem przyszedł słabszy moment i każdy zacząłmówić, że jestem niespełnionym talentem. Pojawiła sięfrustracja, złość. I wychodziło coraz mniej.
Porozmawiajmyjeszcze o tych widzewskich czasach. W momencie największegozainteresowania twoją osobą, w zasadzie wszędzie pojawiałeś sięz Mariuszem Stępińskim.
Zdarzałysię wspólne wywiady, byliśmy też razem w Lidze Plus Extra.Faktycznie w pewnym momencie sporo osób nas ze sobą kojarzyło.Obecnie Mariusz jest w trochę innym miejscu niż ja i należy mu sięza to wielki szacunek. W Ekstraklasie robił to, co do niego należało- strzelał gole. A sposób, w jaki to robił, pokazywał tylko jakbardzo się rozwinął.
Odskoczył mi, ale oczywiście żadnejzawiści u mnie nie ma. Cieszę się, że mu się powodzi. Ja teżnie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Będę dążył do tego,żeby tak jak on wyjechać na zachód.
Nie było trochę tak, że od samegopoczątku to jemu bardziej zależało na szybkim wyjeździe zagranicę? W ogóle na tym, żeby znaleźć się naświeczniku?
Gonitwy międzynami nie było. Trzeba też powiedzieć, że my jakoś tak mocno nietrzymaliśmy. Po prostu byliśmy kumplami z drużyny. Szanowaliśmysię, graliśmy razem, ale nie przyjaźniliśmy się. Oczywiście niebyło też tak, że były między nami jakieś konflikty. Po prostuto media bardziej nas ze sobą łączyły. Jeśli chodzi o wyjazd,Mariusz po prostu otrzymał szansę przejścia do Norymbergi. Czy jabym z takiej oferty skorzystał? Nie wiem. Pewnie tak. Celem każdegomłodego zawodnika jest to, żeby próbować swoich sił coraz wyżej.Czasami takie propozycje już się nie powtarzają.
Typewnie też miałeś wtedy niezłe oferty?
Umnie było sporo perypetii dotyczących Widzewa i SzkołyMinisterstwa Sportowego. Obie strony miały pewne ustalenia. SMSmusiał dostać sporą część z transferu. Nie będę mówił,jakie kwoty wchodziły w grę, bo nie wypada, ale niektóre kluby poprostu nie były w stanie tego zapłacić. Bo jakieś propozycje siępojawiały.
Z wymarzonej Hiszpanii?
Raczejnie, na to było jeszcze trochę za wcześnie. Chodziło o zespoły zekstraklasowej czołówki.
Zainteresowana byłaLegia. Pamiętam nawet mecz, w którym miałeś bezpośrednio walczyćo angaż w obecnym mistrzu Polski.
Teżgo pamiętam. Byłem wtedy po kadrze i wszedłem na murawę w drugiejpołowie. Słabo zagrałem. Nie było tak, że nie poradziłem sobiez presją. Po prostu rozegrałem słabsze spotkanie. Czy zmarnowałemokazję? Naprawdę nie traktowałem tego jako okazji. Nie jechałemna Legię po to, żeby tam od razu zostać. To media tak toprzedstawiały. Reprezentowałem barwy Widzewa i to się dla mniewtedy liczyło. Sam temat Legii nie był jakiś konkretny. Mówiłosię o zainteresowaniu, ale od zainteresowania do transferu jestdaleko jak stąd do Rosji.
Jeślinie ze Stępińskim, to z kim trzymałeś najbardziej w Widzewie?
Głównie z VeljkoBatroviciem. Spędzaliśmy naprawdę sporo czasu. Był też PatrykWolański, potem Alex Bruno...
...Robinho...
Dokładnie.Mieliśmy bardzo fajną ekipkę. Byli jeszcze Bartek Kasprzak, którygra teraz w Sandecji Nowy Sącz czy Maciek Krakowiak. Taką grupkągrało się na konsoli albo gdzieś wychodziło.
Czystopiłkarsko tamten Widzew miał solidny skład.
Właśnienajlepsze jest to, że do tej pory nie umiem wytłumaczyć, dlaczegoto się tak skończyło. Mieliśmy naprawdę dobrą drużynę.Szczególnie już w I lidze. Doszli wtedy Straus, Bernhardt, w bramcebył Perdijić... Przyszli tacy zawodnicy, że wydawało się, żemusimy zjeść tę I ligę. Życie przyniosło jednak coś innego.Już zawsze będę powtarzał, że wcale nie jest tam łatwiej niż wEkstraklasie.
Może właśnie zlekceważyliścierywali?
Możliwe, że coś wtym jest, ale przewagę nad rywalami z reguły mieliśmy sporą.Zdarzało się, że nie dotykali oni piłki. Potrafiliśmy się przyniej utrzymać. Problem zaczynał się jednak, gdy dochodziliśmy doszesnastki. Ciężko było nam cokolwiek skonstruować. Czasamibrakowało też zwykłego szczęścia.
Każdemuzależało na dobrych wynikach?
Tak,tego typu rzeczy nie było. Nam po prostu wtedy nic nie sprzyjało.Sytuacja w klubie była, mówiąc łagodnie, średnia. Zaczęłypojawiać się wiadomości, że klub upadnie. Takie rzeczy wchodząna głowę. Szczerze mówiąc, mi wchodziły bardzo. Gdy słyszałem,że Widzew ma upaść czy zaczynać od czwartej ligi, było mi poprostu smutno. I pewnie wielu chłopaków miało to samo.
Zfinansami było tragicznie.
Kilkuzawodników miało naprawdę duże problemy. Klub, którego prezesembył wtedy pan Cacek, nie płacił na czas. Ja miałem o tylełatwiej, że mieszkałem wtedy jeszcze z rodzicami. Narzekać nabrak pieniędzy nie mogłem. Miałem dach nad głową, jedzenie...Gorzej było z tymi, którzy mieli już pozakładane rodziny. Widzewto klub z wielkimi tradycjami i rzeczy, które się tam działy,kompletnie do tej otoczki nie pasowały. W ogóle nie powinny miećmiejsca.
Myślisz Cacek - mówisz...?
Niechcę się na ten temat wypowiadać. To już przeszłość. ObyWidzew wrócił tam, gdzie jego miejsce. Już z nowym zarządem istadionem, który jest zresztą bardzo ładny.
Ciebiete wszystkie zawirowania bolały pewnie bardziej niż innych. Zawszepowtarzałeś, że jesteś widzewiakiem z krwi i kości.
Takjest. Jestem rodowitym łodzianinem, który wychował się naWidzewie i spełnił tam swoje marzenia z dzieciństwa. Nie wiem,jakim musiałbym być człowiekiem, żeby mówić teraz coś innego.Kocham Widzew i zawsze będę miał go w sercu. Nie kryję się ztym. Jeśli ktoś to szanuje, to świetnie, jeśli nie - to nie.Zawsze oddaję jednak całe serducho za drużynę, w którejwystępuję.
Kiedyś pewnie fajnie będziezakończyć karierę w ekstraklasowym Widzewie?
Jeślifaktycznie miałbym już kończyć karierę, to nie musiałaby byćnawet Ekstraklasa. Zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Życiepisze różne scenariusze.
Patrząc na to wszystkoco już przeżyłeś, jesteś przekonany, że najlepsze dopiero przedtobą?
Z całego serca w towierzę. Gdyby było inaczej, pewnie spokojnie grałbym sobie terazgdzieś niżej. Ja jednak walczę do końca. Będę to robił, pókitylko pozwoli mi na to zdrowie. Chcę osiągnąć cel, który sobiezałożyłem. Ale nie będę mówił, o co chodzi.
Strzelam,że o grę w Hiszpanii.
Niema co ukrywać - bardzo chciałbym tam kiedyś trafić.
Muszę...A wolałbyś poznać Neymara czy Leo Messiego?
Noi najcięższe pytanie (śmiech). Mimo wszystko Messiego. W ogólejestem fanem całej Barcelony i do Katalonii na pewno jeszcze polecę.Do tej pory tego nie zrobiłem. Neymara oczywiście lubię za to, corobi na boisku, za ten luz, ale jednak idolem numer jeden jest Messi.To on jest dyrygentem i kreatorem.
Fryzura, która już nigdy się odciebie nie odczepi, po prostu ci się znudziła?
Możepo prostu wpłynęło mi do głowy więcej oleju... Pamiętam jeszczejak byłem u fryzjera i poprosiłem go, żeby mi coś takiego zrobił.Trochę się podśmiewał, ale miałem to gdzieś. Chyba nie zdawałemsobie sprawy z tego, że zrobi się takie zamieszanie. Tak jakmówiłem - łatki pewnie już się nie pozbędę, ale niech każdymówi i pisze co chce. Nie przejmuję się tym.