Piłka nożna ponad wszystko: Emir Dilaver

2017-06-03 19:24:13; Aktualizacja: 7 lat temu
Piłka nożna ponad wszystko: Emir Dilaver Fot. Lech Poznań
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Cierpliwość zajmuje miejsce zaraz obok determinacji i nieopodal szacunku do barw. Jasno wyznaczone cele pomogły mu utrzymać kurs, chociaż droga do pierwszego składu Austrii Wiedeń wcale nie należała do najprostszych.

Jedna myśl

Pewnego dnia, nie tak długo po przyjeździe do Budapesztu, wybrałem się z żoną na krótkie zakupy. Mijaliśmy H&M, kiedy zatrzymał nas pewien mężczyzna i pokazał swój tatuaż. Orła. Był niesamowicie szczęśliwy, że mnie widzi i nawet odbyliśmy dłuższą pogawędkę.

„Ferencvaros to wielki klub z tradycjami. Nasi kibice są fanatykami i można odczuć presję z ich strony. Ale to miłe. Jako zawodnik, prawomocny członek Fradi, jesteś postrzegany zupełnie inaczej. Jesteś osobą rozpoznawalną absolutnie wszędzie i czujesz wsparcie płynące z całego miasta. Można poczuć się dumnym z barw”, opowiadał obrońca w obszernej rozmowie na spox.com. Miłość od pierwszego wejrzenia nie jest w żadnym przypadku hiperbolą. Emir Dilaver pokochał stolicę Węgier całym sercem i po zaledwie 7 miesiącach od  transferu nie bał się powiedzieć tego na głos: „Czuję się tutaj jak w domu”, wyznał na fradi.hu, jakby mieszkał w Budapeszcie od dziecka. We wszystkich wywiadach na pierwszy plan wybijało się jedno: ogromne zaangażowanie. Wpływ miała przychylność ze strony klubu. Defensor szybko wskoczył do pierwszego składu i zaraz obok bramkarza, Dibusza, był jedynym zawodnikiem, który nie opuścił żadnego meczu w rundzie jesiennej. Wydawało się, że problem może stanowić bariera językowa, ale Dilaver nie miał żadnych trudności z zaaklimatyzowaniem się w nowych barwach: „Musiałem zmienić garderobę… Fiolet, do którego byłem tak bardzo przywiązany, kojarzy się z największym wrogiem Ferencvarosu (przyp. red. Ujpest). Pewnego dnia przyszedłem na trening z fioletową torbą i natychmiast kazano mi ją zawieźć do domu. Już nigdy więcej jej nie zabrałem”, śmiał się w wywiadzie dla laola1.at. Poza tym jednym „incydentem”, nie odczuwał skutków przeprowadzki. Chociaż na początku wykazywał spory sceptycyzm w kontekście transferu, nie trzeba było go długo przekonywać – wystarczyło, żeby przyjechał na stadion i zobaczył wszystko na własne oczy. „Pracujemy na bardzo dobrych boiskach, mamy najwspanialszy stadion w całym kraju i panuje to zupełnie inna atmosfera: nie ma małych grupek. Wszyscy pracujemy na jeden sukces. Ludzie są po prostu inni. Żyją piłką, są nią zafascynowani. Weźmy choćby syna mojego przyjaciela, który lubi mnie przede wszystkim za to, że gram w Ferencvarosie. To niesamowite”, podkreślał Dilaver dla fradi.hu.

W klubie też nie mógł narzekać na brak dobrej zabawy. W czasie jednego z obozów przygotowawczych, obrońca wykopał piłkę… na pobliskie bagna. Udało się ją uratować tylko dzięki szybkiej akcji Bence Batika.

Bośniak zdecydował się na transfer nie tylko dlatego, że potrzebował zmiany otoczenia, ale także ze względu na ciągle zmieniającą się sytuację w Austrii Wiedeń. W rozmowie z spox.com przyznał, że winnych takiego stanu rzeczy jest naprawdę wielu: „Zmieniali się zawodnicy, zmieniali się trenerzy. Nie było stabilizacji”.

Wielozadaniowość od kołyski

Zawsze czuł ogromną wdzięczność, niezależnie od okoliczności i aktualnych problemów. Emir Dilaver z austriackim klubem był związany od najmłodszych lat i to on ukształtował go jako zawodnika, którego efektowny kanał obiegł niemalże cały świat.

Co prawda po tym zagraniu nie padł gol, ale widzieli je wszyscy: począwszy od Hiszpanii (Marca), kończąc na Turcji. Zachwycano się kunsztem technicznym zawodnika Ferencvarosu, a… śmietankę spijali kibice Austrii Wiedeń, „uzurpując sobie prawa” do wyrzeźbienia talentu.

Inklinacje ofensywne obrońcy nie wzięły się jednak znikąd. W rocznikach do 12. i 13. roku życia, Dilaver występował jako napastnik, a jeszcze w rozgrywkach do lat 21 pojawiał się na prawym skrzydle. „Tak właściwie jest w stanie odnaleźć się w każdym miejscu na boisku. Strzelał dużo goli, ale z wiekiem przesuwał się niżej, aż do linii obrony. Dzięki temu jest teraz wszędobylskim obrońcą, który stanowi potężne zagrożenie w ataku”, pisano 6 lat temu na fk-austria.net. Jego kariera nie poszłaby do przodu, gdyby nie jeden człowiek z przeszłości.

„Przygodę z piłką zaczynałem w Red Star Penzing i pewnego dnia mieliśmy grać sparing z SK Sturm. Wydawać by się mogło – dzień jak co dzień. Nagle, przeszedł koło mnie nie kto inny, a sam Ivica Vastić. Legenda austriackiego futbolu. Wybłagałem u niego autograf na piłce, którą wówczas ściskałem”, opowiadał defensor laola1.at.

Historia zatoczyła koło. Vastić wyciągnął Dilavera do pierwszej drużyny Austrii Wiedeń. Nigdy nie zapomniał o dzieciaku, dla którego był wzorem do naśladowania. Początki w austriackim klubie były bardzo trudne. Najpierw Hans Dihanich, trener drugiej drużyny, próbował dać mu szansę w pierwszej lidze, a lipiec 2009  w ogóle mógł być wielkim przełomem w życiu wówczas zaledwie 18-letniego chłopaka. Kilka dni później dostrzegł go Karl Daxbacher z pierwszej ekipy i wystawił w jednym ze sparingów. Tylko, że „przełomu” nie było. Obrońca wypadł z kadry i ponownie musiał budować swoją pozycję: „Trener miał swoich piłkarzy i ciągle przychodzili kolejni. W momencie, gdy do składu trafili Mader i Grunwald pomyślałem sobie – nie no, znowu będę musiał czekać… Ale nie żałuję. W międzyczasie trafiły się Mistrzostwa Świata w Kolumbii i w końcu karta się odwróciła. Stanowisko szkoleniowca objął Ivica Vastić”, wspominał obrońca. Nic więc dziwnego, że Dilaver do dzisiaj jest uznawany za największego wygranego zmiany trenera w Austrii Wiedeń.

Zmienna sytuacja w austriackim klubie nauczyła go cierpliwości i przywiązania do barw. To drugie jest bardzo wyraźnie widoczne w kontekście wyboru reprezentacji narodowej. Obrońca nie tylko nie wypiera się swoich bośniackich korzeni, a wręcz przeciwnie – wyraża chęć gry dla Żółto-Niebieskich. „Nie mam zamiaru grać dla Austrii. Chciałbym dostać zaproszenie od selekcjonera mojego kraju”, podkreślił defensor niecałe 3 lata temu w wywiadzie, który ukazał się m.in. na klix.ba. Od tego czasu niewiele się zmieniło, a Dilaver był zdecydowanie najbliżej kadry w grudniu 2014 roku, gdy znalazł się na liście rezerwowych selekcjonera Bazdarevicia.

W 2011 roku na fk-austria.net widziano w nim uosobienie słowa determinacja. I rzeczywiście, coś w tym musi być, bowiem Emir od najmłodszych lat nie odpuszcza, a uparcie dąży do jasno określonych celów. Nie zraził się, gdy w Austrii Wiedeń wystawiono go na próbę cierpliwości ani gdy 4,5 roku temu musiał zmagać się z lekkim wstrząśnieniem mózgu po powietrznym starciu z Sadio Mané. Ma to swoje odzwierciedlenie w jego zachowaniu na boisku: „Potrafię reagować bardzo gwałtownie. To moja słabość i jednocześnie ogromna siła, bo defensywny zawodnik musi być pewny tego, co robi. Nie możesz się wycofać, nagle odstawić nogi. Musisz pokazać, kto rządzi na boisku. Po zwycięstwie możesz śmiać się lub płakać, nieważne. Za to kocham piłkę nożną - kto nie okazuje emocji, tak naprawdę nie żyje”, mówił laola1.at. Jest zawodnikiem uniwersalnym, który z łatwością potrafi się dostosować do zmiennych wydarzeń meczowych i ma świetnie ułożoną nogę. W tym momencie trudno wyciągać wnioski ze statystyk, a zdecydowanie najbardziej na korzyść defensora działa… znajomość z trenerem Bjelicą (pod jego okiem 19 meczów w Austrii Wiedeń, w tym 4 w Lidze Mistrzów). Jedna prognoza powinna się jednak sprawdzić w 95%: będzie pod wrażeniem polskiej sceny kibicowskiej.

ŹRÓDŁA: fk-austria.at, kurier.at, fradi.hu, spox.com, klix.ba, laola1.at