Latem Carlo Ancelottiego na stanowisku menedżera Evertonu zastąpił Rafa Benítez. Od samego początku było jasne, że zmiana ta nie wpłynie na plany transferowe klubu. Zespół przed startem sezonu i tak musiał zostać wzmocniony, a dyrektor sportowy Marcel Brands i jego współpracownicy od dawna przygotowywali już listę z potencjalnymi kandydatami.
Na pierwszej konferencji prasowej hiszpański szkoleniowiec również dał do zrozumienia, że zespół potrzebuje wzmocnień. Zaznaczył jednak od razu, że nie będą to spektakularnie drogie transfery. Powodem takiej decyzji są oczywiście finanse, które przed pandemię koronawirusa zostały mocno nadszarpnięte.
Everton źródła zastrzyku gotówki szuka natomiast w swojej własnej kadrze. Z drużyną mają pożegnać się Bernard, Cenk Tosun i Fabian Delph. Do tego Benítez niekoniecznie widzi miejsce w składzie dla wracającego z wypożyczenia Moise Keana.
Na Goodison Park chcieliby wzmocnić kadrę nowym skrzydłowym. W tym miejscu głównym kandydatem do tego wydaje się Leon Bailey, który jest już obserwowany przez klubowych skautów od dwóch lat. Przez ten czas uważnie mu się przypatrywali i w raporcie oznajmili, że pasuje idealnie do stylu gry angielskiego zespołu.
Jamajczyk w Bundeslidze zwrócił na siebie uwagę przede wszystkim niesamowitą szybkością oraz umiejętnością dryblingu. Te dwie cechy byłyby kluczowe w kontekście Evertonu, który lubi grać z kontrataków, bazujących na szybkiej wymianie podań i natychmiastowym przedostaniu się pod bramkę przeciwników.
To nie pierwszy raz, kiedy 23-letniego skrzydłowego łączy się z przeprowadzką do Premier League. Wcześniej, kiedy jeszcze był zawodnikiem KRC Genk, zainteresowanie jego osobą wykazywał Manchester United, Liverpool, Chelsea, czy Manchester City.