0:29, zgłoś się

2014-06-17 02:20:12; Aktualizacja: 10 lat temu
0:29, zgłoś się Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Po porażce Portugalii z Niemcami, należało się zacząć zastanawiać, kto w tej grupie może powalczyć z bezzębną ekipą Paulo Bento o awans z drugiego miejsca. Wydawało się, że bardzo szybko poznamy odpowiedź.

A konkretnie - w 29 sekund. Jedni wtedy jeszcze odcedzali makaron na późną kolację, inni zastanawiali się, czy bez Boatenga i Essiena w pierwszym składzie Ghana będzie w stanie nawiązać walkę w środku pola z Amerykanami. Jeszcze inni siedzieli natomiast z szeroko otwartymi oczami po tym, co z obroną ekipy z Afryki zrobił Clint Dempsey. 
 
 
Po kolejnych kilkudziesięciu Twitter zapełnił się zestawieniami najszybszych goli w historii Mistrzostw Świata. I okazało się, że zawodnik Seattle Sounders wcale nie dokonał niczego wyjątkowego. Był... dopiero piąty. 
 
 
Wejść w mecz w taki sposób, strzelając gola - jak ktoś to słusznie nazwał "z szatni", Amerykanie mieli ze sobą spory handicap, którego zawodnicy Ghany długo nie potrafili zniwelować. Korepetycje z dośrodkowań brali chyba u Nigeryjczyków (z Iranem 0/20 dośrodkowań celnych - za Squawka.com), a gdy decydowali się na inne rozegranie akcji, kończyło się to albo na dobrze zorganizowanej defensywie USA, albo na robiącym wokół siebie show, bez przerwy posyłającym nam uśmieszki z powtórek telewizyjnych, Timie Howardzie.
 
Tak szczerze mówiąc, to już te pierwsze pół minuty sprawiło, że meczowi wystawiamy wyższą ocenę, niż temu Iranu z Nigerią. Chociaż nie. W zasadzie nawet przed golem Dempseya było ciekawiej.
 
 
Z każdą minutą, szczególnie w drugiej połowie, rosła przewaga Ghany. Gol wydawał się być nieunikniony, a trener reprezentacji z "Czarnego Lądu" zdecydował się posłać w bój najcięższe działa - Boatenga i Essiena. To musiało przynieść efekt, bo Amerykanie, którzy dzięki metodom treningowym Klinsmanna mieli być nie do zajechania, po godzinie biegania za piłką wyglądali jak amatorzy po przebiegnięciu maratonu. Skurcze, kontuzja Altidore'a, do tego starcie Dempseya. Mówią, że zwycięstwo rodzi się w bólach...
 
 
... ale najwyraźniej nie chciała o tym słyszeć Ghana. Starania się opłaciły, a Ayew wykończył strzałem zewnętrzną częścią stopy akcję chyba jeszcze piękniejszą od tej Dempseya. 
 
 
I co? I obudzili się "Jankesi". Choć może obudzili się to złe słowo. Dostali stały fragment gry i wprowadzony na boisko w przerwie Brooks trafił do siatki Kwaraseya.
 


 
Złośliwi powiedzieliby pewnie, że on jedyny (no, może jeszcze dwóch pozostałych zmienników) miał jeszcze w zespole USA siły, by pobiec do piłki. Szybko, jeszcze w trakcie spotkania, zaczęły się bowiem podnosić głosy, że niemiecki szkoleniowiec Amerykanów przetrenował swoich pilkarzy.
 
 
Ostatecznie jednak na wierzchu jest jego. Kto jednak chciałby przewidywać losy poszczególnych ekip w kolejnych kolejkach fazy grupowej, niech szerokim łukiem omija te z grupy G. Może poza Niemcami. USA źle przygotowane do walki przez 90 minut, Ghana ambitna, ale dziś dość pechowa i momentami zbyt chaotyczna, a do kompletu walczących o 1/8 finału Portugalia, upokorzona przez Niemców, prawdopodobnie bez Coentrao, Pepe i Almeidy do końca fazy grupowej. 
 
Wypada tylko mieć nadzieję, że, cytując klasyka, "liga będzie ciekawsza".

AUTORZY: ADRIAN KOWALCZYK I SZYMON PODSTUFKA