ANALIZA: Podwójna garda Mourinho, dwa proste i Wenger znów przegrywa

2014-10-07 15:50:12; Aktualizacja: 10 lat temu
ANALIZA: Podwójna garda Mourinho, dwa proste i Wenger znów przegrywa Fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski Źródło: Transfery.info

W szlagierze Premier League Chelsea pokonała na Stamford Bridge Arsenal 2:0 i umocniła się na pozycji lidera.

***
 
Przypominamy o nowym, taktycznym cyklu na Transfery.info. Co tydzień będziemy publikować analizę najciekawszego, naszym zdaniem, meczu czołowych lig europejskich. W przypadku weekendów obfitujących w hity, Wasze sugestie co do wyboru będą mile widziane. W poprzednich tygodniach pisalismy o:
 
 
***
 
USTAWIENIE 
 
Jose Mourinho zdecydował się na najczęściej stosowane przez siebie ustawienie, tj. 1-4-2-3-1. W bramce Courtois, szybko zmieniony, z powodu urazu głowy, przez Cecha. Linię obrony tworzyli Azpilicueta, Terry, Cahill i Ivanović. Przed nimi Fabregas i Matić. Ofensywne trio to Hazard, Oscar i Schuerrle. Jedynym nominalnym napastnikiem był Costa.
 
Arsene Wenger również nie eksperymentował i postawił na 1-4-1-4-1. W bramce Szczęsny. W linii obrony: Gibbs, Koscielny, Mertesacker i Chambers. Przed nimi Flamini. W środku pola Wilshere'owi partnerował Cazorla. Na lewym skrzydle operował Sanchez, po drugiej stronie natomiast Oezil. Jedynym napastnikiem był Welbeck
 
 
 
MOURINHO A SPRAWA FABREGASA
 
Początek sezonu w wykonaniu Chelsea, a zwłaszcza strzelaniny, w jakie londyńczycy wdali się z Evertonem (6:3) i ze Swansea (4:2), zdawały się sugerować, że w potyczkach z zespołami z TOP 4/5/6 Mourinho korzystał będzie raczej z ustawienia 1-4-3-3, nie zaś 1-4-2-3-1. Wszystko za sprawą Fabregasa. W systemie 1-4-2-3-1 Hiszpan operuje zaraz obok Maticia, pełniąc rolę głęboko ustawionego rozgrywającego. Febragas odpowiada nie tylko za  przeprowadzenie piłki, otrzymanej od środkowych obrońców, na połowę rywali, nadzorując w ten sposób wstępną fazę ataku, ale także włącza się w jej rozegranie już w strefie ataku (stąd aż sześć asyst do meczu z Arsenalem). Choć więc ustawiany nieco głębiej, zorientowany jest na przede wszystkim na fazę ataku i kreowanie partnerom sytuacji bramkowych. Tym niemniej, wraz z Maticiem odpowiadają za należytą asekurację strefy przed linią obrony i przerywanie w tym sektorze akcji rywali. Frabregas nie był i nie jest graczem szczególnie przydatnym w destrukcji. To powoduje, że Matić nie zawsze jest w stanie należycie zabezpieczyć kluczową skądinąd strefę przed linią obrony
 
Weźmy za przykład wygraną 4:2 ze Swansea: do przerwy to podopieczni Garry'ego Monka tworzyli więcej sytuacji bramkowych i, przede wszystkim, wygrali walkę o strefę środkową. Mourinho zestawił swych podopiecznych w 1-4-2-3-1, czyli tak samo jak przeciwko Arsenalowi. Goście z łatwością przeprowadzali ataki środkiem boiska i w ten sposób dochodzili do sytuacji strzeleckich, wykorzystując przede wszystkim to, że Mariciowi partnerował właśnie Fabregas. To trio Ki, Shelvey i Sigurdsson zdominowało środek pola. Jak twierdził po meczu Gary Neville, Swansea obnażyło wszystkie słabości ustawionego na tej pozycji Hiszpana, czyli brak dyscypliny taktycznej, problemy z właściwym ustawieniem się oraz nieskuteczność w odbiorze. Reakcja Mourinho była momentalna – w przerwie, przy stanie 1:1, i za Schuerrle wprowadził Ramiresa. Przed linią obrony Chelsea miała więc już dwóch typowych, świetnych w odbiorze defensywnych pomocników; Fabregas zaś mógł operować nieco wyżej i z istotnie mniejszymi zadaniami w defensywie. W drugiej połowie gospodarze byli o wiele bardziej zbilansowani, co przełożyło się na aż trzy zdobyte gole i tylko jeden stracony, w dodatku przy stanie 4:1. W wyjazdowej potyczce z Manchesterem City Mourinho zastosował ten wariant od pierwszej minuty.
 
Chelsea w posiadaniu piłki. Fabregas i Matić operują dosyć głęboko, w rejonie koła środkowego.
 
Czy zatem portugalski menadżer zlekceważył Arsenal, wystawiając Fabregasa obok Maticia? I tak, i nie. W stosunku do wspomnianej potyczki ze Swansea w dało się zaobserwować w jego grze niewielki postęp. Cztery odbiory, przechwyt, dwa wybicia i zablokowane uderzenie to dorobek całkiem przyzwoity. Fabregas nie był już tak pasywny i zgubiony, jak to miało miejsce w starciu z zespołem z Walii. Wydaje się też, że Mourinho nie chciał - a przynajmniej nie od początku spotkania - rezygnować z gracza ofensywnego na rzecz defensywnego pomocnika i zestawiać swój zespół nazbyt zachowawczo, nadmiernie zaś uszczuplając siłę rażenia, zwłaszcza wobec "pozytywnego" nastawienia gospodarzy przed przerwą.
 
 
Niemniej jednak, o czym dalej, Arsenal bez większych problemów przedostawał się w okolice pola karnego Chelsea właśnie środkiem boiska. Problem ten Mourinho rozwiązał na dobre dopiero w drugiej połowie, gdy na boisku pojawił się Obi Mikel.
 
 
POMYSŁ NA ATAK
 
Koncepcje obu menadżerów co do tego, jak sforsować defensywę rywali, były zgoła odmienne. W dodatku w przerwie Mourinho zmienił swą wyjściową koncepcję.
 
W fazie ataku oglądaliśmy zatem Chelsea w 1-4-2-3-1, z operującym głęboko – momentami nawet pomiędzy środkowymi obrońcami – Fabregasem i asekurującym go Maticiem. Ustawiony na lewym skrzydle Hazard nie ograniczał się do strefy przy linii bocznej. Belg często schodził do środka, gdzie starał się atakować z głębi pola. Nominalne ustawienie atakujących odbiegało od tego, co widzieliśmy na murawie. Spora wymienność pozycji skutkowała tym, że Schuerrle i Costa poruszali się w zasadzie po całej szerokości boiska, Oscar ze środka schodził raz na prawe, raz na lewe skrzydło. Natomiast po przerwie Brazylijczyk przesunął się bliżej Maticia i Fabregasa, tworząc trzyosobową drugą linię w systemie 1-4-3-3.
 
Przed przerwą Chelsea można było określić jako bardziej proaktywną niż reaktywną. Gospodarze wymienili więcej podań (173/220 przed i 168/209 po przerwie), wśród których przeważały krótkie zagrania; pod bramkę Szczęsnego próbowali się przedrzeć właśnie seriami krótkich podań, wykorzystując przede wszystkim boczne sektory boiska i operujących tam Sancheza i Oezila. Chelsea dosyć rzadko korzystała jednak z dośrodkowań (ledwie 14 prób, w tym 2 udane). W poczynaniach „The Blues” na całej szerokości boiska dominowały natomiast prostopadłe podania przez linię obrony Arsenalu. Drugim wariantem były ataki z głębi pola Hazarda – reprezentant Belgii schodził do środka i otrzymywał piłkę w okolicach 40 metra; dzięki temu miał więcej miejsca i czasu, by się rozpędzić. Nacierającego Hazarda oskrzydlali pozostali gracze formacji ofensywnej. Niezwykle istotna była rola Costy, który schodził do boku, czym nie tylko zabierał nie tylko „czyścił” środek Hazardowi, zabierając jednego ze środkowych obrońców, ale również stwarzał możliwość zagrania doń prostopadłego podania (choć z tej opcji Hazard nie korzystał).
 
Fabregas podaje do Hazarda. Belg ma na tyle miejsca i czasu, że zdąży nabrać prędkości i rywali będzie mijał nie z miejsca, a już w pełnym biegu, stopniowo przyspieszjąc. Costa, ustawiony w pasie środkowym, sprintuje do narożnika pola karnego i zabiera ze sobą Mertesackera.
 
 
Hazard z łatwością urywa się Flaminiemu i omija Wilshere'a. Dzięki ruchowi Costy, sektor przed polem karnym Arsenalu został wyczyszczony i Hazard ma taką sytuację, jaką chciał - 1na1 z Koscielnym. Francuz ryzykuje - zamiast próbować "nakierować" rywala poza światło bramki, jak najbardziej do boku - i fauluje przeciwnika. Rzut karny.
 
Od początku drugiej połowy Chelsea nastawiona była już stricte reaktywnie. Gospodarze ustawieni byli głęboko na własnej połowie i oddali inicjatywę Arsenalowi. Zachowując zawsze co najmniej dwie zwarte linie za piłkę, podopieczni Mourinho skoncentrowali się na przerywaniu ataków rywali. Strategia ofensywna była dosyć prosta – po odbiorze piłki miała być ona jak najszybciej, za pomocą długiego, górnego podania, dostarczona do Costy. Ten zaś, wykorzystując swoje przyspieszenie, szybkość oraz siłę fizyczną miał bądź to momentalnie urwać się parze Koscielny-Mertesacker i ruszyć na bramkę Szczęsnego, bądź też futbolówkę opanować, przytrzymać i zaczekać partnerów – najwyżej dwóch – którzy sprintem wspierali go w kontrach.
 
Dwa szybkie, krótkie podania i dokładne zagranie Fabregasa na wolne pole do Costy.
 
Warto też wspomnieć, że po kontratakach doskonałą okazję na podwyższenie rezultatu miał Hazard (po wprowadzającym, z lewego skrzydła, podaniu Costy). 
 
Dwie z trzech zarysowanych powyżej strategii przyniosły Chelsea bramki. Hazard wywalczył rzut karny po ataku z głębi pola, z kolei Costa ustalił wynik wykorzystując długie podanie Fabregasa za środkowych obrońców Arsenalu. 
 
Arsenal z kolei, konsekwentnie, konstruował swoje akcje przez środek boiska. Duet Wilshere-Cazorla wspomagany był przez ścinających Sancheza i Oezila, w miejsce których mieli wchodzić boczni obrońcy. Jednakże Gibbs i Chambers dosyć szybko złapali żółte kartki i byli zdecydowanie bardziej ostrożni w ofensywie. Żaden z nich też nie był tam zbyt produktywny.
 
 
Jeśli idzie o poczynania w ofensywie, występ Arsenalu na Stamford Bridge był – wbrew wynikowi oraz niektórym pomeczowym opiniom – całkiem przyzwoity (z pewnym zastrzeżeniem, o którym za moment). W tym sezonie francuski menadżer trzyma się ustawienia 1-4-1-4-1, bez klasycznych skrzydłowych, za to z czterema nominalnymi środkowymi pomocnikami, (skrajni ścinają do środka); ofensywa opiera się natomiast na rozegraniu piłki krótkimi podaniami w strefie środkowej i następnie wprowadzeniu jej w pole karne (wszystkie bramki w tym sezonie, a było ich 11, padły po strzałach z obrębu pola karnego).
 
Na papierze Arsenal miał przewagę w środku pola (Wilshere, Cazorla i Flamini vs Matić i Fabregas) i znalazło to potwierdzenie na boisku, z tym że zmianie ulegał jej rozmiar. Momentami bowiem goście mieli w tych strefach aż czterech zawodników, tym samym pozbawiając asekuracji Terry'ego i Cahilla. Choć, jak wspomniano, Fabregas starał się wspierać Maticia, „Kanonierzy” zaskakująco łatwo przedostawali się środkiem na skraj szesnastki Chelsea. Bliżej środka boiska, dzięki tej przewadze goście byli w stanie wymienić kilka podań i nadać akcji tempo, by następnie, już bliżej bramki Courtois/Cecha, szybko przegrać ją do skrzydła i z powrotem do środka. Wilshere lub Cazorla swoim ruchem bez piłki wyciągali najczęściej Cahilla do boku, przez tworzyli przestrzeń, w którą mógł wbiec drugi z nich.
 
Oezil zabrał ze Azpilicuetę i wykorzystując bierność Fabregasa, mija rywala prostopadłym podaniem do Cazorli. Matić chce pomóc partnerom, przez co gubi Wilshere'a i traci do niego ok. 2 metrów. Terry kryje Welbecka, zaś Cahill doskoczy do Cazorli, który otrzyma podanie. Wilshere wbiegnie w powstałą lukę, by dostać podanie od Cazorli. Reprezentant Anglii źle przyjmuje piłkę - ta mu odskakuje i pada łupem Cecha.
 
Tym razem na skrzydle, z piłką, znajduje się Sanchez. Wilshere zabiera ze sobą Cahilla i znów tworzy lukę, w której podanie otrzymuje Cazorla. 
 
Dziewięć sytuacji bramkowych, dziesięć strzałów na bramkę.  Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle? Jak wspomniano, ofensywa Arsenalu wyglądała nieźle jedynie do okolic 16-20 metra od bramki Chelsea. O ile tam gracze Arsenalu potrafili wprowadzić piłkę, dalej nie potrafili już zrobić z niej użytku. Z każdym razem czegoś brakowało – czy to dokładnego finalnego podania, czy to właściwej decyzji, czy też lepszego przyjęcia piłki. Inna sprawa, że po ostrzeżeniu otrzymanym chwilę po bramce na 1:0 – powyższa „setka”, którą Wilshere zmarnował przez prosty błąd techniczny – defensywa Chelsea, pomimo „dziurawego” przedpola, stanowiła prawdziwą zaporę i była trudna do sforsowania. Z drugiej jednak strony, od Arsenalu można było wymagać więcej precyzji w rozegraniu piłki w strefie ataku, zwłaszcza w końcowych fazach akcji.
 
 
Arsenal w rezultacie nie oddał celnego strzału, z czego osiem zza pola karnego (w tym trzy zablokowane). Podopieczni Wengera nie byli w stanie, zwłaszcza w drugiej połowie, sforsować podwójnych lub nawet potrójnych zasieków defensywnych Chelsea. Pozytywem, choć niewielkim i do czego Arsenal zdążył przyzwyczaić, było wprowadzenie piłki do strefy ataku. Traci on jednak na znaczeniu, gdy zestawić go z tym, jak Arsenal (nie) radził sobie w kluczowych, finalnych fazach akcji. A kiedy już gościom udało się wypracować niezłą sytuację, nie byli w stanie z niej skorzystać (i chodzi tu o uderzenia celne w ogóle, a nie o bramki). Wszystko rozbiło się o właściwe decyzje.
 
 
 
 
DEFENSYWA, CZYLI ZMIANA PIERWOTNEGO PLANU
 
Obaj menadżerowie reagowali na sytuację na boisku, wprowadzając korekty w zakresie ustawienia swoich zespołów w defensywie.
 
Początkowo Chelsea broniła w ustawieniu 1-4-4-2, z Oscarem i Costą jako zawodnikami najbardziej wysuniętymi. Hazard i Schuerrle nie zawsze – zwłaszcza po stracie piłki – byli jednak w stanie na czas zająć miejsce na skrzydłach i wspomóc Maticia z Fabregasem. Oglądaliśmy zatem, choć przed przerwą raczej rzadko, Chelsea broniącą w 1-4-3-3, z cofniętym Oscarem. 
 
Chelsea broniąca w 1-4-4-2.
 
Chelsea broniąca w 1-4-3-3 (przed przerwą).
 
Po przerwie oglądaliśmy już inaczej zestawioną Chelsea. Mourinho, po pierwsze, chciał zapobiec dalszemu, dosyć swobodnemu wjeżdżaniu Arsenalu przez strefę środkową, zarazem jednak tracąc możliwie jak najmniej z potencjału ofensywnego drużyny. Oscar został więc przesunięty do tyłu i przez większość okresu pomiędzy 45' a 70' minutą, gdy to Arsenal miał piłkę, operował ramię w ramię z Maticiem i Fabregasem. Mieliśmy zatem, z nielicznymi wyjątkami, przejście na 1-4-3-3.
 
Zwraca uwagę, jak zwarte są linie obrony i pomocy Chelsea, a także niewielkie odległości pomiędzy zawodnikami wewnątrz formacji. Z ustawienia 1-4-3-3 Chelsea chwilami płynnie przechodziła na 1-4-4-2 - Oscar mógł wówczas "odpocząć", a bardziej zaangażowani w destrukcję byli Hazard i Schuerrle.
 
Ustawienie Oscara w fazie obrony wpłynęło na fazę ataku – gdy bowiem w posiadaniu piłki znajdowała się Chelsea, Brazylijczyk częściej operował nieco głębiej, rzadziej zaś zajmując miejsce za plecami Costy czy też na skrzydle.
 
 
Tak jak Jordan Henderson jest piłkarzem w praktyce na nowo stworzonym przez Brendana Rodgersa, tak Oscar staje się piłkarzem stworzonym przez Mourinho. Jeszcze dwa sezony temu Brazylijczyk był niemal nieprzydatny w defensywie. W niedzielę zaś, w szczególności w drugiej połowie, nie tylko miał więcej zadań w destrukcji, ale ponadto bardzo dobrze się z nich wywiązywał – po cztery odbiory i przechwyty, do tego dwa wybicia i jeden, ale za to jakże efektowny, zablokowany strzał.
 
 
Po drugie, Chelsea cofnęła się. Drużyna Mourinho ustawiła się głęboko na własnej połowie, odległości pomiędzy zawodnikami oraz formacjami były niewielkie, kompresując w ten sposób pole gry i jeszcze bardziej utrudniając Arsenalowi stworzenie zagrożenia pod bramką Cecha. Po odbiorze piłki następowało długie podanie do Costy.
 
Gdy w 70' minucie Obi Mikel zmienił Schuerrle, Chelsea definitywnie przeszła na 1-4-3-3. Nigeryjczyk wraz z Maticiem odpowiadali za defensywę, co pozwoliło przesunąć się wyżej Fabregasowi. Hiszpan został niemalże zwolniony z obowiązków w defensywie i bez tych obciążeń mógł zdecydowanie bardziej zaangażować się w fazę ataku. Na efekty nie trzeba było długo czekać – 77' minuta i świetne podanie Fabregasa za plecy Koscielnego i Mertesackera na bramkę zamienił Costa.
 
Była przyczyna, był też skutek. Cofnięta Chelsea „zaprosiła” Arsenal na własną połowę, co wymusiło na Koscielnym i Mertesackerem zajęcie pozycji zdecydowanie wyżej niż to miało miejsce od przed przerwą. Arsenal wszak od początku spotkania nie zostawiał Chelsea zbyt wiele miejsca na to, by posłać długie podanie za plecy obrońców. W drugiej połowie proporcje się odwróciły – to głęboko ustawiona Chelsea nie zostawiała Arsenalowi miejsca ani przed, ani za linią obrony, z kolei przestrzeń powstała za plecami środkowych defensorów Arsenalu. Gospodarze inicjowali kontrataki najczęściej błyskawicznym długim podaniem na Costę. W ten właśnie sposób losy meczu zostały rozstrzygnięte – Arsenal dał się wciągnąć Chelsea na jej połowę i został ukarany błyskawiczną kontrą. Raz już kolejny połączenie wysoko ustawionej linii obrony i nie dość szybkich środkowych obrońców skończyło się stratą gola.
 
 
 
WNIOSKI
 
Choć mecz nie należał w najbardziej efektownych czy widowiskowych, trudno było spodziewać się czegoś innego. Z jednej strony był bowiem do bólu pragmatyczny Mourinho, z drugiej zaś Wenger, który – przynajmniej w teorii – odrobił lekcje. I tym razem jednak Portugalczyk przechytrzył swojego rywala. 
 
Chelsea w okresie, w którym była nastawiona bardziej proaktywnie, zdołała wyjść na prowadzenie i jednocześnie nie stracić bramki. Następnie, mając już korzystny wynik, Mourinho mógł pozwolić sobie na oddanie inicjatywy i przyjęcie nastawienie zdecydowanie bardziej defensywnego. Dzięki temu, że jego drużyna jest znakomicie zorganizowana i zdyscyplinowana taktycznie w defensywie, Arsenal po przerwie nie zdołał zagrozić bramce Cecha; jednocześnie „Kanonierzy” wpadli w zastawioną na nich pułapkę. Wciągnięci na połowę przeciwników, narazili się na kontry Chelsea – z trzech groźnych wypadów jeden przyniósł rozstrzygające trafienie. 2:0, po meczu.
 
MATEUSZ JAWORSKI