Boom na Fantasy Premier League. Tak szeroko jeszcze nie było
2022-08-11 11:05:37; Aktualizacja: 2 lata temuFantasy Premier League może przekroczyć w tym sezonie barierę nawet dziesięć milionów graczy. To znowu pokazuje siłę najlepszej ligi świata, która przyciąga fanów statystyk i powoli robi z tego oddzielną dyscyplinę sportu. Grają też piłkarze, co wywołuje kontrowersje.
Ta kula śniegowa już się nie zatrzyma. Równo dziesięć lat temu graczy Fantasy było tylko dwa i pół miliona, a potem z każdym sezonem robiło się ich coraz więcej. Zasięg gry jest tak duży, że półtora roku temu wywołał skandal w Aston Villi. Gdy na jaw wyszła kontuzja Jacka Grealisha, wściekły trener Dean Smith mówił: „Żyję w realnym świecie, a nie w jakiejś fantazji”. Problem w tym, że to w tej fantazji członkowie sztabu zaczęli sprzedawać Grealisha, co było sygnałem dla kibiców i informacją o urazie. Chwilę potem reprezentant Anglii był na każdym portalu, a piłkarze Villi dostali zakaz gry w Fantasy.
To jest niesamowite jak ten świat urósł. Zwykła gra, w której wybierasz 15 graczy i zarządzasz budżetem 100 milionów funtów, doczekała się stałej obecności w telewizjach, ma swoich youtuberów, podcasty i całe środowiska, które żyją tym z tygodnia na tydzień. Możesz nie lubić przykładowego Liverpoolu, ale i tak koniec końców zdecydujesz się kupić Mohameda Salaha, a potem dać mu opaskę kapitana, bo nikt tak dobrze nie punktuje, jak Egipcjanin. Rozpoczęty już sezon nie jest inny: znowu pod względem wyceny rządzi Salah, kosztujący 13 milionów funtów. Milion więcej od Kevina de Bruyne.
GRA SCHEMATUPopularne
W Fantasy punkty zbiera się za gole, asysty, czyste konta itd. — wszystko bazuje na realnych meczach. O ile jednak w rzeczywistości Harry Kane gra przeciwko Erlingowi Haalandowi, to tutaj nie ma barier i jeśli odpowiednio zarządzisz pieniędzmi, to możesz mieć ich obu obok siebie. Podobne symulacje istnieją w różnych krajach pod różnymi nazwami, ale to Fantasy Premier League przebiła mur, wpychając się do mainstreamu. To nie jest skrywane w domowym zaciszu hobby skrojone pod nastolatków. Gra nawet Magnus Carlsen i co chwilę z dumą to podkreśla.
Globalna ikona szachów widzi tu mnóstwo schematów. Wygrywa ten, kto przewidzi kilka albo kilkanaście ruchów do przodu. Liczy się też skupienie i cierpliwość. Carlsen, nazywany „Jordanem szachów” ma to wszystko w jednym palcu, więc nie ma przypadku, że w niektórych kolejkach gościł w pierwszej dziesiątce Fantasy Premier League w chwili, gry w całą grę grało dziewięć milionów ludzi.
Norweg powiedział kiedyś, że to chwila uniesienia podobna do wygrania tytułu mistrz świata w szachach. Jego wizytówka na Twitterze w pierwszej kolejności przedstawia go jako arcymistrza, ale zaraz obok jest adnotacja o Fantasy. Norweskie telewizje prześcigają się, by zrobić z reportaż o tym, jak ustala skład. Udało się połowicznie pod koniec sezonu, gdy przy włączonych kamerach śledził na żywo ostatnią kolejkę ligi.
Z GARAŻU DO INTERNETU
Carlsen gra już osiem sezonów. O rywalizacji pierwszy raz dowiedział się z The League, serialu telewizyjnego, gdzie grupa przyjaciół założyła ligę w Fantasy NFL. Amerykanie pierwsi wymyślili sposób jak podsycić emocje podczas oglądania sportu. Potrafili tak mocno angażować ludzi, że w latach 90. idea przypłynęła do Wielkiej Brytanii. Jej pomysłodawca Andrew Wainstein trafił w idealny moment, bo kraj wciąż rozpływał się w entuzjazmie po mundialu we Włoszech. Zaraz miała powstać Premier League, a gazety coraz mocniej pompowały zainteresowanie piłką.
Fantasy Football stał się znakomitym dodatkiem, by poprawić sprzedaż gazet. Nie było Internetu, więc zmian dokonywało się… za pomocą telefonu, dzwoniąc w piątkowe popołudnie. Pierwszą edycję firmowaną przez „Daily Telegraph” wygrał… 12-latek z Blackburn. Nagrodą były dwutygodniowe wakacje, co pokazuje jak raczkujący był to projekt. Wkrótce do zabawy dołączyło radio, a liczba drużyn pierwszy raz przekroczyła barierę trzech tysięcy.
Wainstein mieszkał jeszcze wtedy z rodzicami na londyńskim przedmieściu Highgate. Zaczął godnie zarabiać, gdy obok radia pojawiła się też telewizja i dedykowany Fantasy program w BBC. Firma Wainsteina warta była wtedy pięć milionów funtów. Użyczyła praw ponad stu podmiotom. Rosło to tak szybko, że wkrótce osoba ojca chrzestnego gry zaczęła być przesuwana na dalszy plan. Do tortu dopchali się duzi gracze. Od 2002 roku gra firmowana jest przez Premier League i całkowicie przeniosła się do internetu.
ŹRÓDŁO ZAROBKU
To jest w tej chwili kura znoszącą złote jaja. Swoje uwielbienie dla Fantasy wyrażał choćby tenisista Andy Murray. Gary Lineker już dawno głośno mówił o grze w kultowym magazynie „Match of the Day” w BBC, a swoje ligi zakładają piłkarze Patrick van Aanholt albo Ben Foster. Ten ostatni ma zresztą swój kanał na Youtubie, gdzie robi o tym specjalne audycje. Jamie Vardy też grywa i co tydzień ma siebie na kapitanie. Hitem jest książę Abdullah Bin Mosaad, właściciel Sheffield United. Facet cztery raz był w pierwszej dziesiątce kolejki.
Jego taktyka była prosta: nie brać graczy Sheffield i analizować dogłębnie statystyki. Powstają już nawet algorytmy pomagające graczom albo płatne strony jak ta, która należy do Marka Suthernsa. Fantasy Football Scout za 20 funtów daje dostęp do analiz i liczb. Futbol coraz mocniej idzie w tym kierunku, do czego Fantasy też dokłada cegiełkę. Jakiś czas temu „The Sun” podawał przykład Marka McGettigana, który w 2018 roku wykładał półki w supermarkecie, a dziś zarabia na tym, że prowadzi konto o FPL na Twitterze i doradza w sprawie gry.
To, że na wiedzy można zgarnąć dobrą kasę pokazał Rui Marques, były skaut Legii Warszawa. Portugalczyk jest byłym finansistą, wygrywał ligi Fantasy organizowane przez dzienniki w Anglii i Niemczech, gdzie jednorazowe nagrody wynosiły nawet 75 tysięcy euro.
HUŚTAWKA EMOCJI
Niektórzy mówią, że Fantasy to dobra alternatywa dla bukmacherki. Można lepiej emocjonować się piłką, ale nie trzeba stawiać na szali własnych pieniędzy. Gra bazuje na podobnych mechanizmach adrenaliny: uwalnia dopaminę i huśta emocjami, ale dużo łatwiej zachować przy niej zdrowy rozsądek.
Świetne jest to, że mając w składzie zawodnika przykładowego Bournemouth, bo takich też trzeba kupować, żeby robić przewagę, nagle zaczynamy oglądać mecze… Bournemouth. Premier League ma znakomite narzędzie do pobudzania zainteresowania ludzi: robi to w ponad 200 krajach, a na końcu wystawia rachunek. Żadna liga na świecie nie zarabia takich pieniędzy na sprzedaży praw telewizyjnych.
Ludzie, którzy nie ustalają składów w wirtualnym świecie, muszą przyzwyczaić się, że będą coraz mocniej bombardowani w mediach informacjami na tego fenomenu. W tym świecie fantazja nie ma końca, a myśl, że budujesz skład, który za moment może przebić dziesięć milionów ludzi uzależnia jak narkotyk. Zabawa już się zaczęła i z każdym tygodniem będzie nabierała rumieńców.
PAWEŁ GRABOWSKI
viaplay, newonce.sport