Cierpieli, ale wrócili bardzo mocni. Oby Milik poszedł w ich ślady!

2016-10-12 22:19:47; Aktualizacja: 8 lat temu
Cierpieli, ale wrócili bardzo mocni. Oby Milik poszedł w ich ślady! Fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek Źródło: Transfery.info

Zerwane więzadło krzyżowe przednie w lewym kolanie - tak skończyło się spotkanie z Danią dla Arkadiusza Milika. Kontuzja dramatyczna, bez dwóch zdań. Ale można wrócić po niej jeszcze silniejszym. Kilku świetnym napastnikom to się udało!

Listopad 1999. Ronaldo byłwtedy raptem rok starszy od Milika, ale już znajdował się naszczycie. Na koncie miał Złotą Piłkę, nagrodę dla PiłkarzaRoku FIFA i korony króla strzelców Eredivisie oraz La Liga - żewspomnimy tylko o kilku wyróżnieniach indywidualnych. Błyszczałwszędzie, gdzie grał - w reprezentacji Brazylii, z którą jeszczejako młokos sięgnął po mistrzostwo świata, PSV, Barcelonie... Wpierwszym sezonie w barwach Interu również. W pewnym momenciezaczął jednak borykać się z problemami zdrowotnymi. Prawdziwydramat przyszedł w listopadowym spotkaniu z Lecce. Nie wytrzymaływięzadła krzyżowe w prawym kolanie.

Ból był ogromny, aleBrazylijczykowi udało się dość szybko wrócić na murawę.Wychodząc na rozgrywany wiosną finałowy mecz Pucharu Włoch zLazio, czuł się znakomicie. Niestety, okazało się, że pechowekolano nie jest do końca wyleczone. Po kilku minutach gry „IlFenomeno” najnormalniej w świecie upadł. Nikt nie musiał gonawet atakować. Płakał jeszcze mocniej niż kilka miesięcywcześniej. Za głowę łapał się trener, koledzy z drużyny irywale, a na murawie pojawił się nawet Massimo Moratti. Ronaldozdawał sobie sprawę z tego, że może już nigdy nie wrócić nawysoki poziom, co zresztą słyszał potem od wielu osób. Przezdługi czas wydawało się, że faktycznie tak będzie. Niektórzycałkowicie przestali w niego wierzyć.



Brazylijczykstracił cały sezon 2000/2001 i znaczną część następnego.Świtało mu w głowie, że to może być koniec, ale nie poddawałsię i żmudnie pracował z rehabilitantami. Wracał długo, bardzodługo - ale w końcu się udało. Na dobre odrodził się w trakciemundialu 2002, na którym ośmiokrotnie trafiał do siatki. Potemprzez lata imponował skutecznością w Realu. Nigdy nie dowiemy sięczy bez urazów osiągnąłby jeszcze więcej.

Mniej więcejw tym samym czasie, gdy Ronaldo zrywał więzadła po raz pierwszy,do formy po identycznej kontuzji wracał Alessandro Del Piero.Doznał jej w... doliczonym czasie spotkania ligowego Juventusu zUdinese. - Był to dla mnie strasznie trudny okres. Moja kariera wzasadzie zawisła na włosku. Te dziewięć miesięcy strasznie siędłużyły, ale tak naprawdę nigdy się nie poddałem. Od początkubyłem nastawiony na powrót do gry - przyznał po latach Włoch.


Podkreślmy - on również był wtedyjeszcze młodym chłopakiem. Niektórzy uważają, że kontuzjazabrała mu sporo dynamiki, ale 91-krotny reprezentant Włoch i takmiał masę innych atutów. Fatalny uraz nie przeszkodził mu zresztąw rozegraniu 11 kolejnych sezonów w barwach „Starej Damy”. Byłi już zawsze będzie jej ikoną.

Sam Del Piero przyznał polatach, że to być może właśnie dzięki kontuzji tyle osiągnął.Jak powiedział - to ona ukształtowała jego charakter.



Będącprzy Turynie i Półwyspie Apenińskim w ogóle, nie można niewspomnieć o Roberto Baggio.Włoch walczył z więzadłami krzyżowymi przez całe swojepiłkarskie życie. Dosłownie. Po raz pierwszy zerwał je w wieku 18lat. Chodziło o prawe kolano, a mniej więcej w tym czasie usuniętomu łąkotkę w drugim. Również kazano mu zająć się czymśinnym, ale nie posłuchał. Co prawda mniejsze lub większe problemyze zdrowiem wracały do niego przez całą karierę, ale nieprzeszkadzało mu to brylować we włoskiej kadrze, „Juve”,Milanie, Bolonii czy Interze.

Pod jej koniec, grając już wBrescii, Baggio zerwał więzadła po raz kolejny. I uwaga - wróciłdo gry po 77 dniach. A miał wtedy 35 lat!- Wielu młodszychzawodników zmagało się z podobnymi urazami. Ich rehabilitacjawyglądała jednak tak, że po kilku godzinach szli do domu. Jacierpiałem, ale spędzałem na siłowni po 10 godzin - mówiłpotem.

Podobniebyło z Alanem Shearerem.To samozaparcie jest najważniejsze przy powrocie po długichkontuzjach i Anglikowi go nie brakowało. A był w o tyletrudnej sytuacji, że właśnie przeniósł się z Southampton doBlackburn. Był to 1992 rok, a Rovers zapłacili za niego prawie pięćmilionów euro. W sumie umknęło mu pół rundy.

Co siędziało potem? W trzech kolejnych sezonach strzelił 31, 34 i 31 goliw Premier League, po czym przeniósł się do Newcastle. W barwach„Srok” skuteczności nie zatracił, a trzeba dodać, że chwilęprzed rozpoczęciem przygody na St James' Park kolano odezwało siępo raz drugi.



Zerwanewięzadła opóźniły debiut w Premier League Ruuda vanNistelrooya. Noga Holendraodmówiła posłuszeństwa po dwóch fantastycznych sezonach wbarwach PSV. Strzelił w ich trakcie 60 goli w Eredivisie. Transferdo Manchesteru United mógł przejść mu koło nosa, ale w tymwypadku słowa uznania - nie licząc samego zawodnika - należąsię Alexowi Fergusonowi. Szkot cierpliwie poczekał na powrót VanNistelrooya do zdrowia i zakontraktował go rok później.

Holenderodpłacił mu się za to 149 bramkami w 215 spotkaniach „CzerwonychDiabłów”. Obie strony były więc w pełni zadowolone.

Świetnieradę po zerwanych więzadłach dawał sobie również HenrikLarsson. Najlepszy szwedzkizawodnik przed erą „Ibry” doznał kontuzji grając w Barcelonie.Miał już 33-lata, więc niektórzy przebąkiwali o zakończeniuprzez niego kariery. Doświadczony snajper udowodnił jednak, że naemeryturę jeszcze się nie wybiera i mimo małej liczby minutspędzonych na murawie, po powrocie strzelił kilkanaście bramek wLa Liga.

Nie pozostaje nic innego tylko trzymać kciuki, żebyArek poszedł w ich ślady. Zdrowia!