Cios, który wygasił Białą Gwiazdę: derby dla Cracovii
2016-08-05 22:44:43; Aktualizacja: 8 lat temuZaczęli szybko, a potem kontrolowali przebieg meczu. Nie narzucali tempa, nie wypluwali płuc. „Po prostu” grali swoje i… to wystarczyło, żeby pognębić zagubioną Wisłę.
Dwa granaty i powrót za zasieki
Szybko, agresywnie i do przodu. Ciśnienie na wysokim poziomie od pierwszej sekundy spotkania. No, praktycznie dosłownie. Cracovia potrzebowała jednej jedynej sytuacji i to już 2. minucie, żeby wyjść na prowadzenie i doprowadzić do (jeszcze większego) chaosu w szeregach „Białej Gwiazdy” niż można się było tego spodziewać przed meczem. A poszło tak łatwo. Wystarczyło „tylko”, żeby Wójcicki urwał się defensywie wiślaków (po raz pierwszy, nie ostatni) i delikatnie dograł do Budzińskiego. Później na próżno było wypatrywać jakiejkolwiek ostrożności, chwili wahania – popularny „Budzik” nie szczędził siły i bez najmniejszych problemów wpakował piłkę do bramki. Aż zadrżała.
Popularne
Cracovia od pierwszych minut wychodziła bardzo wysoko.
Wydawało się, że od tego momentu „Pasy” wezmą na swoje barki brzemię odpowiedzialności za prowadzenie tej konfrontacji i raz za razem będą napierać na przeciwnika. I rzeczywiście, chwilowo tak to wyglądało. Trójkowy atak, wysokie podejście, czego chcieć więcej? Konkretów. Podopieczni Zielińskiego nie narzucali szaleńczego tempa i po szybko strzelonej bramce powrócili na z góry ustalone pozycje, usytuowane w dość niskich sektorach boiska. To była szansa dla wiślaków. Szansa, której nie potrafili wykorzystać.
Atak próbowali zawiązywać w okolicach linii obrony, a następnie piłka była posyłana na skrzydło. Głównie to, na którym królował Małecki. Początkowo Wójcicki był bardzo czujny, ale z czasem okazało się, że wcale nie jest taką skałą nie do ruszenia. Wręcz przeciwnie, wraz z upływem czasu, formacja „Pasów” coraz bardziej się rozluźniała, co umożliwiło ich największemu rywalowi bardziej pewne przedzieranie się w okolice twierdzy Sandomierskiego. Tylko, że wraz z chwilą rozprężenia linii obrony Cracovii… Małecki zgasł na dobre. Zanim to jednak nastąpiło, wiślacy doprowadzili do stanów przedzawałowych u większości kibiców pasiastego klubu. W 14. minucie było bardzo groźnie, gdy bramkarz Cracovii wyciągnął mocny strzał Ondraska i nie skapitulował nawet w obliczu dobitki Boguskiego. Chwilę później Mączyński i (znowu) Boguski doprowadzili do sytuacji 2 na 2, ale żaden z nich nie potrafił czysto uderzyć w piłkę celem zaskoczenia przeciwnika.
Głównym problemem Wisły były brak kreatywności i wyczucia – co z tego, że Małecki mknął flanką, szarżował, jak nie widział dobrze wychodzących kolegów. Taka sytuacja była powtarzalna.
Bazowano na prędkości. Na szybkich kontrach. Na grze od jednego pola karnego do drugiego. Gdy Małecki napierał, było prawie pewne, że zaraz, w drugą stronę, flanką urwie się Wójcicki i doprowadzi do zawieruchy w szeregach przeciwnika. Nie szczędzono płuc, nóg i bluzgów.
Wiślacy stwarzali sobie znacznie więcej sytuacji, a już koło 30. minuty mieli naprawdę sporo miejsca, żeby swobodnie pograć. Brakowało kreatywności. Brakowało kogoś, kto pociągnie drużynę do przodu i pokaże, co się robi na boisku. Po co oni tak naprawdę tam są.
I pomimo, że Wisła miała optyczną przewagę to nie potrafiła jej zamienić na bramkę. Choćby wyrównującą. To się musiało zemścić. Mało kto spodziewał się jednak, że nastąpi to tak szybko, jeszcze przed gwizdkiem sędziego kończącym pierwszą część spotkania. Przecież Cracovia tak naprawdę nie grała niczego wielkiego. Ot, była bardziej kreatywna w ataku, w jej grze widoczny był pomysł, a ruch w obrębie formacji nie był naznaczony aż taką czytelnością, ale wcale nie była taka konkretna. Stało się. Bohaterem drugiego gola dla „Pasów” był ponownie Wójcicki, który zakpił sobie ze spóźnionego Sadloka i dograł idealnie do Szczepaniaka. Napastnik wyskoczył przed Głowackiego i nie miał najmniejszych problemów, żeby wcisnąć piłkę do siatki przeciwnika.
Pod „Białą Gwiazdą” bez zmian
Tak naprawdę to nic się nie zmieniło. Wiślacy starali się cokolwiek stworzyć, ale każda ich akcja była naznaczona potężną dozą bylejakości i niedbalstwa. I ta potworna niemoc podcinająca skrzydła. Wisła nie była nawet w stanie uwierzyć, że istnieje możliwość, żeby odwrócić losy tego spotkania, więc jak mogła przekuć w czyn. Chociaż Cracovia zostawiała naprawdę sporo miejsca i można było pograć szybciej, na jeden kontakt, to w drużynie gości nie było nikogo, kto byłby zdolny zaszczepić ideę zwycięstwa. Ba, nawet kontaktowej bramki. Szkoleniowiec wyczuł, że w jego ekipie dzieje się bardzo źle, więc zdecydował się na zmiany. A nuż tym razem się uda, może w którymś z jego podopiecznych obudzi się zew przywódcy? Nie tym razem. Ani Brlek, ani Zachara nie zmienili obrazu tej konfrontacji, nie mieli najmniejszego wpływu na wynik. Reszta z każda, kolejną minutą gasła coraz bardziej.
Małecki, który przez połowę pierwszej części spotkania był jednym z najlepszych graczy na boisku, w drugiej połowie był kompletnie niewidoczny. Ocknął się dopiero w samej końcówce, na 2 minuty przed zakończeniem regulaminowego czasu gry i… dołożył nogę do piłki wepchniętej w pole karne przez Cywkę. Stadion zamarł. Przecież sędzia już za chwilę miał zagwizdać, przecież tak niewiele brakowało do zwycięstwa…
…Małecki wykazał się wyczuciem przy strzelaniu bramki kontaktowej, ale zamiast od razu pociągnąć drużynę, żeby jeszcze wzięła się w garść i zmusiła do tego ostatniego wysiłku, podbiegł do kibiców, żeby świętować zalążek comebacku.
Wiśle zabrakło naprawdę wiele. Podopieczni Wdowczyka nie wiedzieli jak kreować akcje ofensywne, jak ustawiać się w obronie, nie wspominając już o odbiorach w środka pola. Byli zlepkiem graczy, którzy coś tam sobą reprezentują, ale nie potrafią ze sobą współpracować jako drużyna nie wspominając już o jakichkolwiek mechanizmach. „Pasy” w tym czasie nie wspięły się na żadne wyżyny umiejętności: kontrolowały przebieg spotkania, czasem leniwie zdobywały teren, ale brakowało konkretów. „Po prostu” te dwa razy nie zawiodła skuteczność. A i defensywa „Białej Gwiazdy” istniała gdzieś w równoległym wszechświecie. Gdzieś, gdzie drużyna nadal święci tryumfy.
Cracovia – Wisła Kraków 2:1 (2:0)
Bramki: Marcin Budziński 2’, Mateusz Szczepaniak 43’ - Patryk Małecki 88’.
Cracovia: Sandomierski [4] – Wójcicki [4,5] (72’ Diego Ferraresso [3]), Wołąkiewicz [3], Polczak [3,5] , Deleu [3,5] – Jendrišek [4] , Budziński [4], Čovilo [3,5], Cetnarski [3,5] (84’ Steblecki), Vestenický [3,5] (30’ Mateusz Wdowiak [4]) - Szczepaniak [4].
Wisła Kraków: Załuska [3] – Cywka [3], Głowacki [2,5], Sadlok [2,5], Pietrzak [2,5] – Boguski [3], Popovič [2] (60’ Brlek [2,5]), Mączyński [3,5] (79’ Uryga), Ondrášek [2,5], Małecki [3,5] – Brożek [2,5] (45’ Zachara [2,5]).
Sędzia: Daniel Stefański
Widzowie: 14 tys.
Żółte kartki: Polczak, Steblecki - Popovič, Sadlok, Małecki.
Plus meczu według Transfery.info: Jakub Wójcicki.