Eksperci od martwej piłki. Ile w piłce znaczą dobre rzuty rożne?

2022-10-07 16:39:29; Aktualizacja: 2 lata temu
Eksperci od martwej piłki. Ile w piłce znaczą dobre rzuty rożne? Fot. Tottenham Hotspur FC
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Gianni Vio kazał kiedyś piłkarzom ustawić się przed bramkarzem rywali i dla odwrócenia uwagi… zdjąć spodenki. Catania strzeliła gola, a on do dziś znajduje zatrudnienie jako specjalista od stałych fragmentów gry. Teraz sztuczki podchwytują najlepsze kluby świata.

Martwa piłka robi karierę. Niby wszystko już wymyślono, a jednak co sezon mamy nowe narracje i nowinki. Chwilowo nikt nie pisze o trenerach od rzutów z autu jak to było dwa lata temu, bo w ich miejsce wskoczyli ludzi od rzutów rożnych. Niedawny mecz Tottenhamu z Leicester, gdzie Son popisał się hat-trickiem, znowu przypomniał nam o Giannim Vio. Spurs w krótkim odstępie czasu dwukrotnie strzelili gola ze stojącej piłki, a realizator transmisji za każdym razem prezentował 69-letniego pana z siwą brodą, od dwóch dekad zgłębiającego aspekt, który wcześniej mało komu chciało się zgłębiać.

Żyjemy w czasach liczb, więc i na to są liczby. Od kiedy istnieje Premier League strzały po stałych fragmentach gry przyniosły klubom od 9 do 14 procent wszystkich goli. Poprzedni sezon był drugim najlepszym w historii — łącznie padło tak 146 bramek, więc nie dziwne, że coraz więcej klubów chce mieć tę część gry pod kontrolą. Piłka przynosi dziś przeogromne zyski, które wiszą na małych detalach. Trenerzy mają tego świadomość, a wspomniany Vio mówi wprost: „Opanowane do perfekcji stałe fragmenty są jak napastnik, który w sezonie przyniesie 15 goli”. W poprzednim sezonie najlepsze pod tym względem były ekipy Liverpoolu, Arsenalu i Manchesteru City. Łączy je właśnie to, że wszystkie zatrudniają do tego specjalistów.

Teraz do tego grona dołącza Tottenham. Antonio Conte latem zatrudnił Vio, bo wiedział, że ten może dodać do zespołu coś ekstra. We Włoszech od lat ma markę. W Catanii, gdzie zaczynał u Waltera Zengi był sezon, gdy na 47 goli aż 27 padło ze stojącej piłki.

Chwilę potem odezwała się Fiorentina, a następnie Milan. W ostatnich latach Vio pracował z reprezentacją Włoch i nieustannie powtarza, że ma prawie pięć tysięcy pomysłów jak przechytrzyć rywala. Walter Zenga do dziś komplementuje Vio, mówiąc: „Daje ci napastnika, który zawsze w jest formie i nigdy nie doznaje kontuzji”. Vio z kolei dodaje, że w tym wszystkim chodzi o timing i idealnie zsynchronizowane ruchów. Czasem też warto mieć jakaś sztuczkę w rękawie jak w Treviso, gdy było dwóch braci bliźniaków tylko od tego, by przy wrzutkach zająć się wybijaniem z rytmu bramkarza.

Zenga pierwszy raz zwrócił uwagę na Vio, gdy przeczytał książkę „Te ekstra trzydzieści procent”. Włoch napisał ją po kursie w Coverciano w 2004 roku. Wcześniej pracował w banku, ale tak kochał liczby, że postanowił przenieść je do piłki. W pewnym sensie wyprzedził epokę. Dzisiaj nie jest to już w piłce żadna nowość, że bierze się pod lukę każdy szczegół i kombinuje jak wycisnąć z niego więcej. Rasmus Ankersen, który tworzył Brentford i jego know-how już dawno mówił, że w futbolu za dużo jest bajdurzenia, a za mało twardych danych. To dlatego w zachodnim Londynie zatrudniano trenerów od strzałów, poprawy snu i naturalnie od stałych fragmentów.

Giannio Vio też zahaczył o ekipę „Pszczół” w sezonie 2015/2016. Jednocześnie doradzał Leeds i kilku drużynom z MLS. Brentford tak bardzo spodobał się rozwój w tym aspekcie, że chwilę potem zatrudnili specjalistę na stałe. Nazywał się Nicolas Jover, którego dziś widzimy na ławce Arsenalu jak tonie w objęciach Mikela Artety za każdym razem, gdy „The Gunners” strzelają gola po wrzutce z narożnika. Hiszpan poznał go przez Pepa Guardiol, bo ten z kolei ściągnął kiedyś Jovera do Manchesteru City. To pokazuje jak wielkie kluby wydzierają sobie z rąk fachowców. Francuski trener od stałych fragmentów gry przed 2020 roku zawsze siedział na trybunie analityków. Pep był pierwszym, który zaprosił go na ławkę rezerwowych, tak by jeszcze mocniej podkreślić jego status.

Jover nie jest już dziś postacią anonimową. Dwa lata temu „L’Equipe” napisał o nim większą sylwetkę: od studiów w Montpellier po wyjazd do Kanady, gdzie sport już dawno poznał siłę liczb.

- Wróciłem potem do Francji i zobaczyłem, że analityka nie istnieje - mówił obecny członek sztabu Artety.

W 2009 roku zauważył, że w Montpellier nikt nie pracuje nad stałymi fragmentami gry. Tutaj wyszukał swoją niszę i na tym zrobił przewagę. Przed mundialem w Brazylii w 2014 roku pracą Jovera zaczęła interesować się reprezentacja Chorwacji i przede wszystkim Niko Kovac. Federacja kupiła od niego nawet specjalny system, który opracował. Na seminarium dla analityków spotkał ludzi z Brentford, a dalej już poszło. W międzyczasie trafił do francuskiej telewizji. Można go było zobaczyć w programie „Dataroom” w Canal+, prezentowanym przez Gregoire’a Margottona.

Gdy przychodził do Manchesteru City, miał proste zadanie: podnieść wskaźnik goli po stałych fragmentach, który wówczas wynosił 8 procent. Dla porównania Liverpool strzelał dwa razy częściej. Dzisiaj ta statystyka obu klubów jest na porównywalnym poziomie, a zatem było warto. Kolejne kluby dodają podobnych ludzi do swoich sztabów albo rozwijają już istniejących. W Chelsea nieoficjalnym człowiekiem od stałych fragmentów gry jest Anthony Barry, członek sztabu. Markę wyrobił sobie w reprezentacji Irlandii, gdzie opowiadał o obejrzanych 17 tysiącach rzutach rożnych. W West Hamie siły połączyli Kevin Nolan i Paul Nevin, a Leicester dwa tygodnie temu podpisało umowę z Larsem Knudsenem.

Duńczyk obecnie pracuje też z reprezentacją Stanów Zjednoczonych. Wcześniej sprawdził się choćby jako asystent trenera w Midtjylland, które w 2018 roku wygrało mistrzostwo Danii właśnie dzięki stałym fragmentom gry. Brendan Rodgers, trener Leicester od dawna miał go na oku. Już w poprzednim sezonie sporo było narzekań, że na 59 straconych goli „Lisy” aż 21 miały z martwych piłek. Z półfinału Ligi Konferencji też odpadli po bramce głową Tammy’ego Abrahama. Rodgers mówił, że gdyby ograniczyli tracone gole z rzutów różnych choćby o połowę, byliby w pierwszej szóstce Premier League.

To znowu pokazuje jak ogromna jest wiara w to, że jeden aspekt gry może znacząco wypchnąć drużynę do przodu. Leicester tak beznadziejnie rozpoczęło sezon, że albo Knudsen szybko pokaże im kilka nowych sztuczek, albo Brendan Rodgers pożegna się z klubem. Zegar tyka. W tym wypadku małe detale znowu przybierają gigantyczny rozmiar.

PAWEŁ GRABOWSKI
VIAPLAY, NEWONCE