Ekstraklasa na start!
2012-08-17 14:57:19; Aktualizacja: 12 lat temuJuż tylko godziny dzielą nas od pierwszego gwizdka w T-Mobile Ekstraklasie w sezonie 2012/2013.
Gwizdek ten rozbrzmi w Szczecinie, w meczu Pogoni z Zagłębiem Lubin. Kilkanaście tysięcy na stadionie i pewnie kilkaset tysięcy piłkarskich masochistów przed telewizorem z niecierpliwością czeka na pierwszy mecz w nowym sezonie. Potem jedni zamienią się z drugimi – kibice Piasta (bo Górnika już nie) obejrzą emocjonujący spektakl w „Małych Derbach Śląska” na żywo, a reszcie pozostaje telewizyjna transmisja.
W Polsce występuje ewenement być może na skalę światową – mamy beznadziejną ligę, przepłaconych piłkarzy, skorumpowanych działaczy. Afera goni aferę, absurd goni absurd. Kibice nie mogą wspierać swoich drużyn na wyjazdach (u siebie właściwie często też nie – vide problemy z oprawami czy racami), nie potrafimy zorganizować meczu o Superpuchar na nowiutkim, wybudowanym za miliony złotych Stadionie Narodowym, a jak już taki mecz zorganizować się uda, to trąci kpiną. Puste trybuny, brak przedstawicieli PZPN i Ekstraklasy, nie mówiąc już o niezrozumiałej decyzji o rozegraniu meczu na stadionie jednego z uczestników walki o to jakże prestiżowe trofeum. Największym absurdem tego wszystkiego jest jednak fakt, że każdy z nas czeka zawsze na rozpoczęcie nowego sezonu z niecierpliwością. Kilka miesięcy przerwy w rozgrywkach to czas wystarczający, żeby zatęsknić za naszym piłkarskim bagienkiem. Bo właśnie dlatego tak je kochamy – jest nasze. Grają w nim nasze kochane patałachy, ten cały piłkarski i organizacyjny kabaret jest nasz. Narzekamy, krytykujemy, lamentujemy, zarzekamy się, że więcej już tego oglądać nie będziemy. I co? I jak przychodzi czas ligi, to i tak idziemy po karnet, bilet albo rozsiadamy się wygodnie w fotelu przed telewizorem i katujemy się potężną dawką teatru na absolutnie najniższym poziomie.Popularne
Polacy kochają piłkę, dużo bardziej niż każdą inną dyscyplinę sportu. Apele o uznanie siatkówki za sport narodowy, które wypłynęły na światło dzienne po pięknym triumfie podopiecznych Anastasiego w Lidze Światowej – są bezzasadne i pozbawione logiki. Sportem narodowym nie jest ten, w którym odnosimy najwięcej sukcesów. Jest nim ten sport, który ludzie kochają, który chcą oglądać. A Polacy chcą oglądać piłkę, nawet naszą, w groteskowym wydaniu. Odsyłam do czystych statystyk. Najlepsze siatkarskie mecze czasem przegrywają z najgorszymi piłkarskimi. Jednak gdyby nawet przyjąć kryterium sukcesów, to żużel siatkówkę bije na łeb. A my dalej wolimy piłkę. Oczywiście – do wyboru mamy w Polsce angielską Premier League, niemiecką Bundesligę, hiszpańską La Liga – to w dużej części decyduje o popularności futbolu w naszym kraju, ale mecze Ekstraklasy (cóż za przewrotna nazwa!) ciągle mają wysoką oglądalność i to jest fakt – a z faktami się nie polemizuje.
Co nowego?
Nowa będzie piłka, nowa będzie czołówka Ekstraklasy. Będzie też kilku nowych zawodników. Żaden transfer, przynajmniej na papierze, nie był jednak spektakularny. Kwota żadnej transakcji nie powaliła na kolana. To skutek kolejnego problemu – coraz więcej klubów ma problemy finansowe i musi ciąć wydatki. Pierwszy raz, odkąd Wisłę przejął Bogusław Cupiał, klubowe finanse wyglądają naprawdę nieciekawie. Tylko jeden klub zgłosił budżet wyższy, niż rok temu (Lech, o 2 miliony więcej). Kilka z nich pozostało na poziomie sprzed roku, reszta budżet obniżyła. Największy spadek mamy oczywiście w Polonii Warszawa – z 55 milionów do zaledwie 15. Pierwszy budżet w lidze ciągle ma Legia – 80 milionów.
Nowy będzie brak jednej z najbarwniejszych postaci ligi – Patryka Małeckiego. „Mały” pojechał podbijać Turcję w Eskisehirsporze. Zabraknie również króla strzelców z zeszłego sezonu – Artjomsa Rudnevsa/Artjoma Rudneva/Artjomsa Rudneva/Artjoma Rudnevsa. Nie obejrzymy najbarwniejszego działacza – Józefa Wojciechowskiego, jego miejsce w nieoficjalnym rankingu na najbardziej żałosnego prezesa postara się zająć Ireneusz Król, nowy szef ekipy „Czarnych Koszul”. Na podbój Azerbejdżanu udali się Łukasz Sapela oraz Marcin Burhkardt.
Co starego?
Nie zmieni się na pewno traktowanie kibiców. Najlepszy tego dowód mamy już w 1. kolejce. W Gliwicach zabraknie kibiców Górnika. Dlaczego? Bo tak. I już. Nie wejdą. Tak zadecydowali panowie z policji. Rzekomo najbezpieczniejszy stadion w tym kraju (bo nowy, bo mały, stąd nie powinno być problemu z opanowaniem kilku tysięcy ludzi) nie jest w stanie przyjąć 500 kibiców z Zabrza – takie jest oficjalne stanowisko. A jak jest naprawdę? Polska policja jest nieudolna i po prostu nie jest w stanie zabezpieczyć meczu piłkarskiego. Cóż, przywykliśmy, ale to dalej denerwuje. Kibice Wisły z kolei, o czym zrobiło się już głośno, obejrzą prawdopodobnie zaledwie 3 z 8 wyjazdów w tej rundzie. Na stadion w Gliwicach – nie wejdą, i to dwa razy, bo Wisła zagra tam też z Ruchem, do Bielska – oficjalnie udać się nie mogą (choć to akurat zrozumiałe – stadion jest w remoncie). Kielce – odmowa wojewody (od kilku już lat), na Widzew też nie wejdą – decyzja policji.
Moim zdaniem nie zmieni się również poziom ligi. Ba, może się on nawet obniżyć. Nie ma zdecydowanego faworyta, wobec czego żadne rozstrzygnięcia w górnej części tabeli mnie nie zdziwią. Podejrzewam, że walka o końcowy triumf znowu będzie toczyła się między 4-5 drużynami do niemal samego końca. Jeżeli mielibyśmy dokonać oceny formy naszych reprezentantów w Europie (i w Azji – vide Tałdykorgan), to moglibyśmy popaść w depresję. Jedyna drużyna, która pokazała (i to tylko w rewanżu), jak grać z zespołami z krajów pasterskich, łowieckich i zbierackich – to Legia, ale potem zostaliśmy poczęstowani niemiłosiernymi męczarniami z austriackim SV Ried. Lech zbłaźnił się z AIK, Śląsk z Helsingborgiem, a Ruch z Viktorią Pilzno. Nieco lepiej niż w zeszłym sezonie wygląda kadra Wisły, choć jeżeli szpital na Reymonta nie zakończy swojej działalności – z tej nieco mocniejszej kadry może nic nie wyjść. Można jednak przypuszczać, że Wisła skończy wyżej, niż rok temu. Czy włączy się do walki o mistrza? Uważam, że tak, a walczyć będzie z Legią, Ruchem, Lechem. Śląsk broniący mistrzowskiego tytułu wydaje mi się perspektywą odległą od planety Ziemia o miliony lat świetlnych, ale nasza Ekstraklasa (Ekstraklapa?) jest tak nieprzewidywalna, że nie można tego wykluczyć.
Wszystkim czekającym na inaugurację sezonu 2012/2013 pozostaje życzyć emocji tak wielkich, jak w bytomskiej B-klasie (byłem w minioną środę na pierwszym w sezonie meczu – serdecznie polecam), poziomu chociażby dna (bo w zeszłym roku był to poziom dna i trzech metrów mułu), mniej nerwów, mniej sędziowskich błędów. Kibicom Legii życzę tańszych biletów (choć to życzenie chyba na wyrost), kibicom Lecha – fajnej, naprawdę fajnej murawy, kibicom Górnika i Ruchu – wytrwałości na tymczasowym wygnaniu, kibicom Wisły – mniej gry Jaliensa, kibicom Lechii – mniej Danuty Wałęsy. Kibicom Polonii Warszawa życzę wytrwałości, bo wydaje się, że wpadli z deszczu pod rynnę. Wojciechowskiego zastąpił Król i może być równie śmiesznie, co do tej pory. Do meczu Pogoni z Zagłębiem już tylko kilka godzin – ja na pewno usiądę wygodnie w fotelu, zapnę pasy (pozdrowienia dla pana Twarowskiego) i wystartuję razem z piłkarzami i trenerami w nowy sezon najcudowniejszej (bo, oczywiście - naszej) ligi piłkarskiej na świecie.