FIFA igra z ogniem - Third Party Ownership na cenzurowanym
2014-12-19 20:19:08; Aktualizacja: 9 lat temuBurzenie siły brazylijskiej Serie A, podkładanie dynamitu pod fundamenty działania najbardziej obrotnych super agentów. To właśnie zrobiła dziś FIFA, wprowadzając nowe zasady odnośnie posiadania praw do piłkarzy przez podmioty inne, niż kluby.
Od 1. maja 2015 roku fundusze inwestujące w kariery zawodników mają systematycznie znikać z futbolu, by ostatecznie odejść do lamusa. FIFA zdelegalizowała bowiem Third Party Ownership, jeden z najbardziej kontrowersyjnych aspektów transferowych. Wszystkie zawarte dotąd umowy będą obowiązywać do końca, te podpisane przed majem 2015, mogą być parafowane jedynie na rok. Później wchodzenie w TPO będzie nielegalne i surowo karane przez najważniejszy piłkarski związek świata.
***Popularne
Samo Third Party Ownership może wyglądać dwojako:
Model brazylijski
Zewnętrzna firma, nie będąca klubem piłkarskim, upatruje sobie zawodnika, który ma w jej opinii zrobić sporą karierę. Zazwyczaj są to niepełnoletni chłopcy, którym oferuje się wikt i opierunek - sprzęt, pomoc finansową dla rodziny, opiekę lekarską i wszystko to, na co w Kraju Kawy sporo osób nie może sobie pozwolić. Natomiast ich klubom - wypłacanie młodym diamentom części, bądź nawet całej pensji. Ryzyko występuje, ale od tego są obserwatorzy. Mają je minimalizować i wypatrywać przyszłe gwiazdy europejskich boisk. Taki gracz rozwija się, pokonuje kolejne szczeble kariery, debiutuje w Serie A, w reprezentacji i koniec końców zainteresowanie wyraża wielka europejska potęga. Sytuacja idealna dla firmy, która zdecydowała się przez lata wspierać chłopaka. Wtedy przypomina o sobie i o wkładzie finansowym w jego rozwój. Oczywiście - uzyskuje proporcjonalne zyski. Liczone często w milionach euro.
Model a’la Porto
Klub, taki jak nadmienione Porto, nie może sobie pozwolić na zakup zawodnika, który jednak bądź to wydaje się być ogromnym talentem, bądź brakującym elementem w układance trenera. Zwraca się więc do funduszu inwestycyjnego z propozycją. My dajemy kilka milionów, wy kilka kolejnych, w zamian za co przejmujecie część praw do przyszłych zysków transferowych. 20, 30, 50 procent - w zależności od tego, jakiej konkretnie sumy klub potrzebuje.
***
Mistrzem tego typu transakcji stał się Jorge Mendes. Super agent, który ze swoich klientów mógłby poskładać drużynę na miarę triumfu w Lidze Mistrzów. Tego lata zarobił niemal 40 milionów euro, dzięki zmianom barw swoich zawodników. No właśnie - swoich nie brzmi tutaj jak nadużycie. Bo nie dość, że Mendes pilotował ich transakcje jako agent, to posiadał w nich udziały. Majstersztykiem okazało się umieszczenie Eliaquima Mangali w Manchesterze City. Ponad 1/3 kwoty zgarnął Portugalczyk, licząc zarówno zwyczajową, 10-procentową prowizję, jak i prawa do francuskiego defensora, leżące w rękach Doyen, funduszu którego twarzą jest… zresztą, możecie się domyślić.
fot. El Mundo Deportivo
FIFA igra więc z ogniem, bo zadziera z osobą z pierwszej dziesiątki, może nawet piątki najbardziej wpływowych ludzi w europejskiej piłce. A przecież nie tylko on w ten sposób nakręcił swoje imperium. Kia Joorabchian. Pini Zahavi. Oni wszyscy głośno mówią o zaletach Third Party Ownership, bo swoje na wszystkich tych układach i układzikach zarobili.
Nie można nie dostrzec tutaj drugiej strony. Jasne, TPO to bardzo mglista zasada, często sprawiająca wielkie problemy klubom, próbującym doprowadzić do podpisania kontraktu z pożądanym zawodnikiem. To właśnie ze względu na te wszystkie niejasności, zawodnikami Tottenhamu nie zostali w ostatnich okienkach czy to Joao Moutinho, czy Matteo Musacchio. Ale czy pomoc funduszy inwestycyjnych, to samo zło?
- Bez nas niektóre kluby nie mogłyby sobie pozwolić na naprawdę dobrych zawodników i na bycie konkurencyjnymi na rynku. My tylko wyrównujemy szanse - twierdzi Kia Joorabchian, człowiek stojący między innymi za głośnym swego czasu transferem duetu Tevez-Mascherano do Corinthians Sao Paulo.
Trudno się z nim nie zgodzić. Bez TPO takie kluby, jak Porto, będą musiały przerobić swój model funkcjonowania. Bez pieniędzy inwestorów, Nie będzie można bowiem co roku sprowadzać na potęgę talentów zza oceanu, nie będzie można sobie pozwolić na pomyłkę. Przecież już teraz zawiązano tam współpracę z ponad 300 skautami na kontynencie południowoamerykańskim i ryzyko błędu jest ograniczane do minimum.
Bez TPO nie byłoby też możliwe utrzymanie w Brazylii jakiegokolwiek wyróżniającego się piłkarza, który otrzymał łatkę cudownego dziecka. Gdy na jaw wyszły wszystkie zamiatane pod dywan brudy, związane z transferem Neymara z Santosu do Barcelony, okazało się, że był on w Brazylii opłacany na podstawie dwunastu (!) umów z różnymi podmiotami. Optymistycznie można zakładać, że Santos był w stanie zapłacić swojemu gwiazdorowi za jeden miesiąc gry w roku.
FIFA wsadziła więc kij w mrowisko. Piłeczka po stronie wszystkich tych, którzy dorobili się fortun dzięki inwestowaniu w piłkarzy, bo nie chce nam się wierzyć, że wywieszą białą flagę i zwiną interes, próbując szczęścia gdzie indziej.