Gdzie kończą się ambicje, a zaczynają realia
2013-02-10 13:40:34; Aktualizacja: 11 lat temuCzy Alex Song dobrze wybrał, przechodząc z Arsenalu do Barcelony?
Kiedy 20 sierpnia 2012 roku, po bodaj najkrótszej sadze transferowej w historii, przechodził do Barcelony, wiele osób: nie tylko dobrze zorientowanych w futbolowym środowisku obserwatorów, ale i szarych kibiców kopanej nie wierzyło, że wywalczy sobie miejsce w podstawowej jedenastce Blaugrany. 5 miesięcy Alexa Songa w Barcie – 5 miesięcy sukcesu czy może 5 miesięcy przestoju w piłkarskiej karierze? Zapraszam do lektury.
Alexandre Dimitri Song Billong urodził się 9 września 1987 roku w największym mieście Kamerunu, Duali. Tracąc w wieku trzech lat ojca, trafił pod opiekę swojego wuja, Rigoberta Songa. Mieszkając w domu wielokrotnego reprezentanta kraju, a jednocześnie piłkarza takich klubów jak West Ham United czy Liverpool, mały Alex zafascynował się wielką piłką. Wuj zauważył w młodym Kameruńczyku wielki potencjał i nie mogąc na „Czarnym Lądzie” znaleźć odpowiedniej szkółki, gdzie Alex rozwinąłby swój talent, wysłał 16-latka do akademii francuskiej SC Bastii. Song-junior wiedział, że spoczywa na nim wielka odpowiedzialność – cała rodzina (bardzo liczna zarazem - Song ma aż 27 rodzeństwa) liczyła bowiem, że to właśnie Alexowi pisany jest sukces w międzynarodowej piłce.
Song dołączył do drużyny młodzieżowej Bastii latem 2003 roku i z miejsca wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce zespołu juniorów „Les Bleus”, kończąc swój pierwszy sezon z 31 występami na koncie. Grając głównie jako stoper, po serii wyśmienitych występów młody Kameruńczyk otrzymał powołanie do reprezentacji U-16 Francji. Rozegrał w niej 6 spotkań; w końcu zrezygnował jednak stwierdziwszy, że chce reprezentować tylko i wyłącznie ojczyznę swojego ojca. Nie minęło dużo czasu a Song zadebiutował wreszcie w seniorskiej drużynie Bastii. Kolejni trenerzy co rusz znajdowali dla umiejętności Songa nowe zastosowania – grał na wszystkich możliwych pozycjach w formacji defensywnej i w pomocy, począwszy od stopera, poprzez defensywnego pomocnika, na rozgrywającym skończywszy. Posiadając już jednak dobre jak na swój wiek warunki fizyczne, siłę i nienaganne wyszkolenie techniczne, na stałe zadomowił się w składzie jako klasyczna „6” i skończył swój pierwszy seniorski sezon w zawodowym futbolu z 32 meczami na koncie.Popularne
Dobra gra defensywnego pomocnika nie odbiła się bez echa i wkrótce większość europejskich futbolowych gigantów zaczęło zabiegać o podpis młodziana. W kolejce po Songa ustawiły się m.in. Juventus Turyn, Inter Mediolan, Olympique Lyon, Manchester United czy Arsenal Londyn. Włodarze Bastii nie myśleli jednak o defitywnym pozbywaniu się młodego zawodnika i w ten sposób 11 sierpnia 2005 roku Alex Song przeszedł na zasadzie wypożyczenia do zespołu „Kanonierów”. Mimo swojego małego doświadczenia i konkurencji ze strony Cesca Fabregasa, Gilberto Silvy czy Alaksandra Hleba, Kameruńczykowi udało się zaliczyć 5 występów w swoich pierwszym sezonie na Wyspach Brytyjskich. Długo nie trwało a menedżer Arsenalu, Arsene Wenger, zachwycony umiejętnościami prezentowanymi przez nastolatka złożył Bastii ofertę kupna perspektywistycznego zawodnika. Mimo silnego zainteresowania ze strony Lyonu, Bastia przystała na warunki proponowane przez Arsenal i tak za 3,5 miliona funtów Song na stałe przeniósł się do północnego Londynu.
Pomocnik myślał ambitnie i wiedział, że póki co nie mógł liczyć na regularne występy w trykocie z armatką na piersi. Udał się więc na wypożyczenie do Charlton, gdzie zbierał szlify aż do końca sezonu 2006/07. W końcu Kameruńczyk z powrotem zawitał na the Emirates - w kolejnym sezonie był typowym „łataczem dziur” w drużynie „Kanonierów” – w obliczu kontuzji Kolo Toure, Williama Gallasa, Bacary’ego Sagny, Cesca Fabregasa czy Abou Diaby’ego, Song musiał grać zarówno w obronie, jak i w środkowej strefie boiska, co nie sprawiało mu większych problemów.
Sezon 2008/09 był dla niego przełomowy – po odejściu Gilberto Silvy, klub bezzwłocznie potrzebował nowego defensywnego pomocnika. Na szczęście dla Songa, to on był najbliżej w obiegu i na stałe wywalczył sobie miejsce w podstawowej XI „the Gunners”. Kolejne sezony były dla Kameruńczyka tylko lepsze – prezentując solidną, stałą formę umacniał swoją pozycję na arenie europejskiej, będąc wymienianym przez ekspertów jako jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata.
Gorzej od Songa radził sobie jednak sam Arsenal, który ostatnie poważne trofeum zgarnął w 2005 roku. Szalę goryczy przelała porażka w finale Pucharu Ligii Angielskiej (wtedy Carling Cup, obecnie The Capital One Cup) z Birmingham City 2-1. Frustracja dopadała nie tylko spragnionych sukcesów kibiców, ale i piłkarzy i z klubu zaczęto po prostu uciekać. Po odejściu dwójki kluczowych graczy, Cesca Fabregasa i Samira Nasriego, Arsenal stanął w obliczu niespotykanego w ostatnich latach kryzysu. Zakupy last-minute w wykonaniu Wengera nie mogły zagwarantować drużynie boju o najwyższe cele – w ekipie „Kanonierów” brakowało liderów. Znaleziono ich jednak – nie na rynku transferowym, a w ówczesnej kadrze – na główny plan wysunęli się Robin van Persie i właśnie Alex Song. Sezon 2011/12 był dla Kameruńczyka zdecydowanie najlepszy w karierze – łącznie w 52 występach popisał się 14 asystami. Nieoceniony był jego wkład w grę defensywną Arsenalu – można śmiało powiedzieć, że to właśnie dzięki bramkom van Persiego i postawie Songa Arsenal zajął po bardzo ciężkim sezonie 3 miejsce w lidze.
Klasa prezentowana przez Songa musiała prędzej czy później przyciągnąć uwagę tych największych. Kiedy jednak na początku sierpnia pojawiły się pierwsze plotki łączące Kameruńczyka z transferem na Camp Nou, niewielu dawało im wiarę. Barcelona złożyła w końcu ofertę za usługi pomocnika, i tak 20 sierpnia – po odejściu 3 dni wcześniej van Persiego i przedłużających się negocjacjach w sprawie nowego kontraktu – Song zdecydował się odejść do stolicy Katalonii.
W Barcelonie przywitany został ciepło; wiedział jednak, że na boisku nie będzie już tak „ciepło i przyjemnie” – nie od dziś bowiem Barca słynie z doskonałej środkowej linii i wiadomym było, że gra w pierwszej XI to nie lada wyzwanie. Debiut Songa przypadł na mecz o Superpuchar Hiszpanii przeciwko Realowi Madryt. Po debiucie niestety było już tylko gorzej – mimo ciężkiej pracy na treningach, Song aż po dziś dzień nie potrafi na dobre dostać się do podstawowego składu Blaugrany, co z pewnością nie jest pomocne w rozwijaniu się jego kariery. Co z tego, że trenuje u boku takich piłkarzy jak Messi czy Xavi, skoro piłkarsko nie może czuć się spełniony?
Statystyki obecnego sezonu wyglądają dla Songa bardzo kiepsko - w blisko 40 meczach, jakie Barcelona rozegrała do tej pory, Kameruńczyk wystąpił jedynie w połowie, przy czym aż 7 razy wchodził z ławki. 1337 minut w koszulce Barcelony pozwoliły mu zdobyć jedną bramkę i jednokrotnie wpisać się na listę asystentów – kiepsko jak na pomocnika wycenianego przez transfermarkt.de na 25 milionów funtów.
Były w ostatnim dwudziestoleciu przykłady piłkarzy, którzy Arsenal zmieniali na Barcelonę z fatalnym dla nich jednak skutkiem – warto chociażby wspomnieć nazwiska Alaksandra Hleba czy Emmanuela Petita. Czy Song również za jakiś czas może być nazwany niewypałem? Myślę, że już może być. Czy zależne jest to jednak od jego umiejętności piłkarskich? Uważam, że nie. Trudno od niego wymagać, aby ten był w stanie wygryźć ze składu starych wyjadaczy – Xaviego i Iniestę czy uwielbianego w Katalonii (choć według mnie dużo słabszego) Busquetsa –Song po prostu, cytując klasyka „trafił w niewłaściwe miejsce w niewłaściwym czasie”.
Czy zatem Kameruńczyk rzucił się na głęboką wodę? Zdecydowanie tak. Uważam go jednak za zawodnika ambitnego, który jeżeli chce jeszcze coś osiągnąć grą, a nie siedzeniem na ławce, czym prędzej ewakuuje się z tonącego już statku „Alex Song w Barcelonie”. Ewentualny cel? Myślę, że pomocnik nie miałby problemów ze znalezieniem nowego pracodawcy, mogącego zapewnić mu grę o najwyższe cele. Powrót na Wyspy Brytyjskie? Coś mi się wydaję, że pewien klub z Londynu przyjąłby go teraz bez problemu z powrotem, rzec można - z pocałowaniem ręki!