Gol Hołoty zmienia wszystko. Niespodziewana wygrana Śląska

2016-02-12 21:30:52; Aktualizacja: 8 lat temu
Gol Hołoty zmienia wszystko. Niespodziewana wygrana Śląska Fot. Transfery.info
Błażej Bembnista
Błażej Bembnista Źródło: Transfery.info

Ekstraklasa wróciła i wciąż jest taka sama - nieprzewidywalna, nieporywająca ale przy tym bardzo zaskakująca.

Powrót "Tediego" Pawłowskiego do Wrocławia, kontrowersje krążące wokół decyzji obu zespołów wobec graczy, którzy podpisali kontrakty z innymi zespołami (Flavio Paxiao, Cierzniak), parę nowych nazwisk - to wszystko sprawia, że pojedynek Śląska z Wisłą nie jest już tak elektryzujący  jak jeszcze cztery lata temu, ale wciąż budzi spore emocje. W pierwszej połowie spotkanie wyglądało jak typowy mecz przyjaźni, ale ostatecznie zakończyło się - jak to zazwyczaj bywa w Ekstraklasie - zwycięstwem zespołu, który nie zasługiwał na to z przebiegu gry.

Śląsk nie miał ani jednej stuprocentowej sytuacji, ale wystarczył jeden rzut wolny, by niedoceniany Tomasz Hołota mógł wpisać się na listę strzelców. Nie zmienia to jednak faktu, że zwycięstwo było mocno szczęśliwe. Słabo zagrał Dankowski, w drugiej połowie zniknął Kamil Biliński, a wszelkie próby ataków odbijały się od dobrze dysponowanej pary stoperów Głowacki - Guzmics. To jednak Śląsk wskoczył na 10. pozycje w tabeli i zyskał dodatkowy marketingowy atut, jakim jest wygrana na własnym boisku. Wsparcie kibiców będzie niezwykle cenne - dziś na Oporowskiej pojawiło się więcej (dokładnie 13105) osób niż w trzech ostatnich spotkaniach w poprzednim roku. 

Wisła, mimo sporej przewagi w drugiej połowie, zalicza już szóstą porażkę z rzędu. Wciąż możemy dziwić się, czemu klub żądał za Macieja Sadloka aż milion euro, skoro dziś zasłynął jedynie asystą przy bramce Hołoty. Styl gry nie ma znaczenia, kiedy liczą się punkty. Pod Wawelem coraz bardziej realny staje się czarny scenariusz, ale poczekajmy na kolejne mecze. 

Jak wypadli nowi?

Głowacki, Burliga, Dudu, Pawełek - tych panów już dobrze znamy i wiemy, czego można się po nich spodziewać. Zainteresowanie wzbudziły za to nieznane dotąd twarze, które zimą pojawiły się zarówno we Wrocławiu, jak i w Krakowie. Nowe nabytki nie zaliczyły spektakularnego wejścia, ale już po pierwszych minutach w lidze możemy pokusić się o ich ocenę.

Śląsk Wrocław

Ryota Morioka - na początku nieco ospały, niewidoczny. Pod koniec pierwszej połowie pokazał jednak, że może stać się ważną postacią Śląska - ciekawe przyjęcie i próba strzału był jednym z niewielu dobrych momentów tej części gry. W drugiej połowie, zdominowanej przez "Białą Gwiazdę", ograniczył się do statystowania. Wrocławscy kibice, optymistycznie nastawieni do przybysza z Azji po udanych sparingach mogą poczuć się rozczarowani, ale Japończyk wyraźnie potrzebuje jeszcze nieco ogrania i aklimatyzacji.  

Andreas Gostonyi - lepszy w pierwszej, niż w drugiej połowie. Schodził do środka, próbował rozgrywać piłkę. Szukiełowicz wystawił go jednak nie na swojej preferowanej stronie boiska, co mogło wpłynąć na raczej bezbarwny występ Węgra. Oby nie podzielił losu Grajciara czy Gecova, którzy do tej pory nie pokazali we Wrocławiu niczego spektakularnego.

Zdenek Ondrasek - krakowski "bad boy" zrobił dobre wrażenie po pierwszych 45 minutach. Nie bał się walki w polu karnym, cofał się po piłkę w głąb boiska, potrafił się zastawić przed rywalem. Po przerwie tylko to potwierdził - był najbardziej aktywnym graczem Wisły w środku pola. W obliczu coraz częstszych problemów ze zdrowiem Pawła Brożka, Czech może stać się liderem ataku ekipy spod Wawelu. Jego charakterystyka i zalety idealnie pasują do Ekstraklasy.

Witalij Bałaszow - dla Ukraińca dzisiejsze spotkanie było pierwszym oficjalnym meczem od... maja 2015 roku. Potwierdził, że jego największym atutem jest szybkość, ale brakowało mu poprawnego wykończenia podań i umiejętności podjęcia właściwej decyzji. Stworzył dwie groźne akcje, miał też stuprocentowe okazje na pokonanie Mariusza Pawełka, ale głównie zajmował się robieniem wiatru. Był o niebo lepszy niż Wilde-Donald Guerrier, ale z drugiej strony sporo racji mieli ci, którzy uznawali go za klasycznego jeźdźca bez głowy.

Rafał Pietrzak, Laszla Dvali - obaj zaliczyli solidne, ale mało wyróżniające się występy. Doceniamy jednak występ byłego zawodnika GKS Katowice, który dopiero wchodzi w ekstraklasowy świat. Dvali, reprezentant Gruzji, mógł jednak lepiej pokazać się w kilku groźnych sytuacjach.