„Grajcie, dopóki mama nie zawoła was do domu na herbatę!” - Szkot wkracza na europejskie salony. Z przytupem!

2014-10-03 18:33:14; Aktualizacja: 10 lat temu
„Grajcie, dopóki mama nie zawoła was do domu na herbatę!” - Szkot wkracza na europejskie salony. Z przytupem! Fot. Transfery.info
Krzysztof Gońka
Krzysztof Gońka Źródło: Transfery.info |BBC

Piłka nożna zna wiele cudownych historii, które swoim urokiem potrafią rzucić na kolana nawet najbardziej oschłych kibiców. Sport ten jest dowodem na to, że marzenia się spełniają, a świat jest dostępny na wyciągnięcie ręki.

Talent i ciężka praca potrafią zdziałać cuda. Ile razy słyszeliśmy już o sportowych karierach „od zera do milionera”, kiedy niezwykle uzdolnione dzieci z nizin społecznych dostawały szanse, by zaistnieć w piłkarskim świecie i, co najważniejsze, udawało im się osiągnąć sukces. Niejedna z tych historii mogłaby posłużyć za niebanalny scenariusz do filmu pełnometrażowego lub nienajgorszej jakości serialu, co najmniej kilku sezonowego.

Nic nie umniejszając, ani nie wyolbrzymiając pragnę zwrócić uwagę na historię 28-letniego szkockiego szkoleniowca, który dosłownie w 15 minut „wypłynął” w świat, by uczyć się trenerskiego rzemiosła od najlepszych.

Ian Cathro, bo o nim mowa, jeszcze nie tak dawno trenował 12-letnie dzieci w jednej ze szkockich szkół w Dundee. Dziś jest asystentem Nuno Espírito Santo w Valencii, a w najbliższą sobotę dostanie szansę obserwowania z ławki rezerwowych poczynań piłkarzy popularnych „Nietoperzy” w spotkaniu z prowadzonym przez Diego Simeone Atlético Madryt - czyli mistrzem Hiszpanii i finalistą ostatniej edycji Ligi Mistrzów.

Ot, co - można by pomyśleć. Jednakże dotychczasowa przygoda ze szkoleniem Iana Cathro pokazuje, że dla chcącego nic trudnego.

W wieku 23 lat został zatrudniony w Dundee United, by szkolić dzieci. Zwrócił na siebie uwagę prowadząc swoją własną akademię. Rezultaty jego pracy były piorunujące – rówieśnicy, którzy zostali wyszkoleni pod jego okiem zostawiali w tyle młodych adeptów szkółki piłkarskiej Dundee United.

W zespole z najwyższej krajowej półki miał za zadanie pracować z dziećmi w wieku 9-14 lat. – Dzieci nie grają tak dużo w piłkę, jak powinny. Daliśmy im okazję, którą miałyby kopiąc piłkę w ścianę […] dopóki ktoś z domu nie zawoła ich do domu na herbatę, albo dlatego, że już jest ciemno na dworze - powiedział młody szkoleniowiec.

Szkocki Związek Piłkarski w maju 2012 roku zorganizował kurs trenerski, na którym Cathro spotkał Portugalczyka Santo, byłego bramkarza i współpracownika José Mourinha w FC Porto, z którym w 2004 roku zdobył Ligę Mistrzów. Santo zaproponował Szkotowi dołączenie do sztabu szkoleniowego Rio Ave. – Mieliśmy za sobą 15-minutową sesję, po której podszedł do mnie i zaczął mówić - powiedział Cathro.

„Był ogromnej postury Portugalczykiem, nic nie wiedziałem o jego karierze. Chwalił mnie i konstruktywnie krytykował” - wspomina. Rozpoczynając pracę w Portugalii był jedynym cudzoziemcem w tamtejszej ekstraklasie. Dwusezonową przygodę w Rio Ave zwieńczył dwoma finałami krajowego pucharu, szóstym miejscem w lidze oraz pierwszym w historii klubu awansem do europejskich pucharów.

Cathro próbował swoich sił również jako piłkarz, niestety z mizernym skutkiem. – Nigdy nie byłem dobrym piłkarzem - sam stwierdził. Już jako członek sztabu szkoleniowego Rio Ave dostawał sygnały od znajomych i otoczenia, które miały go pobudzić do spróbowania swoich sił w lepszej lidze, na przykład hiszpańskiej, jednakże on pozostawał spokojny.

– Rozumiem, ze ta liga cieszy się niezwykłą atrakcyjnością, ale ja widzę piłkę, boisko i słupki. Wszędzie jest tak samo i oznacza to, że jesteś mniej świadomy powierzchowności, wytwornych elementów, które mają sprawić, byś czuł się większy - powiedział Cathro.

W tym roku postanowił jednak zmienić otoczenie i dołączył do hiszpańskiej Valencii. Szkoleniowiec przyznał, że od razu dało wyczuć się zmianę w życiu. Okres przygotowawczy był bardzo nerwowy, jego nowa drużyna odbyła wyprawy do Chile i Korei Południowej.

Prawie trzy miesiące zajęło mu przełożenie ubrań z podróżnej walizki do garderoby w nowym mieszkaniu. Zabieg ten był jednak dobrą decyzją - ze zmianą miejsca pracy na pewno przyjdzie postęp w metodach treningowych. Tym bardziej, że Szkot aż pali się do pracy samodzielnego szkoleniowca.

– Chcę trenować innych, chcę to robić najszybciej, jak tylko się da - mówi rozentuzjazmowany 28-latek. Sam uważa, że jego kariera tak naprawdę jeszcze się nie rozpoczęła, ale robi postępy, najważniejsza dla niego jest praktyka.

Swoją przygodę z Valencią określa zaś mianem „ostatniego roku studiów” i już zaciera ręce na propozycje pracy w Szkocji lub w Anglii, z których otrzymał zapytania już przed rozpoczęciem obecnego sezonu.

Bardzo ważnym elementem dla trenera według niego jest komunikacja z zawodnikami oraz jej sposób. Na pytanie, czy zostawiłby teraz Valencię i mecze przeciwko Barcelonie oraz Realowi Madryt na rzecz pracy w mniejszym klubie z niższej ligi angielskiej odpowiada bez wahania: - Bez żadnych wątpliwości. Potrzebuję całego okresu przygotowawczego, by przekazać drużynie swoje pomysły. Pierwszą ważną rzeczą w przekazywaniu zawodnikom informacji jest język. Potrafię mówić po portugalsku i hiszpańsku, ale muszę być w pełni zdolny do komunikacji - twierdzi Szkot.

Cathro nie może już się doczekać potyczki z "Rojiblancos" prowadzonymi przez Diego Simeone, którego podziwia za charakter i wykonywaną pracę. „Spędzi trochę czasu na ławce rezerwowych, większość czasu pewnie poza nią krocząc za dozwolonym obszarem. - A co będzie, jeśli znajdzie się w obszarze ławki Valencii? Nie będzie go tam przez długi czas…” - skwitował z ulgą ambitny szkocki szkoleniowiec.

Dziś, po problemach finansowych Valencia ma się lepiej, niż mogli przypuszczać nawet jej najwierniejsi kibice. "Nietoperze" zajmują drugie miejsce w lidze hiszpańskiej, zespół ma w końcu swoich liderów, a na ławce trenerskiej utalentowanego trenera.

Wszystko buduje się od podstaw, a by machina działała bez zarzutu nawet najmniejsze jej elementy składowe, takie jak w tym przypadku osoba Iana Cathro, muszą spełniać swoje zadania. Jak widać, trochę ambicji nikomu jeszcze nie zaszkodziło.