Lechia Gdańsk tonie na własne życzenie

2023-04-12 08:37:50; Aktualizacja: 1 rok temu
Lechia Gdańsk tonie na własne życzenie Fot. Lechia Gdańsk
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Porażka z Jagiellonią Białystok w meczu o życie, brak jakichkolwiek perspektyw na najbliższe tygodnie i dogorywająca nadzieja. Tak rysuje się obraz Lechii Gdańsk, która jedną nogą przekracza progi I Ligi.

Lechia kroczy drogą Wisły Kraków

Kroi się nam kolejny sezon, gdy z Ekstraklasą pożegna się klub z uznaną marką. W zeszłym roku spadła Wisła Kraków, co było pokłosiem wielu kryzysów oraz braku jakiegokolwiek pomyślunku w kwestii organizacji drużyny. Obecne rozgrywki mogą przynieść nam dwóch niespodziewanych spadkowiczów z dużą rozpoznawalnością i marką na polskim rynku. Matematycznie nikt jeszcze nie został zdegradowany, ale Miedź Legnica w Ekstraklasie jest tylko ciałem, a Lechia wkracza na ścieżkę bolesnego pożegnania.

Przypominając sobie zeszłoroczną Wisłę, widać sporo paraleli pomiędzy nią a Lechią. Dramatycznie słaba dyspozycja zawodników, brak skuteczności, organizacja na poziomie amatorskiego klubu, desperackie zmiany szkoleniowców, kadra zbudowana z byle jakich piłkarzy, brak szczęścia. To wszystko działo się w tym sezonie. Dość powiedzieć, że na początku zespół trenował Tomasz Kaczmarek, potem w trzech spotkaniach Lechię prowadził Maciej Kalkowski, następnie lejce objął Marcin Kaczmarek, a na ostatniej prostej zatrudniony został David Badía.

Do tego dochodzą sprawy właścicielskie. Perypetie Pawła Żelema, Adama Mandziary czy prezydent miasta, pani Aleksandry Dulkiewicz. Skrajna niekompetencja, zaniedbanie struktur i pionu sportowego oraz bijąca po oczach dezynwoltura w relacjach z innymi pracownikami klubu sprawiły, że przyszłość Lechii to niekoniecznie pierwsza liga.

Mówi się, że Lechia z powodu kłopotów finansowych może spaść bezpośrednio do czwartej ligi. Tutaj dochodzą jeszcze kwestie właścicielskie i potencjalne nabycie klubu przez miasto Gdańsk. Klub jest finansowany z budżetu miejskiego, czyli de facto z publicznych pieniędzy.

Przez 15 lat w elicie Lechia nie zbudowała nic trwałego. Od 2008 roku przez klub przewinęło się 19 trenerów, czterokrotnie zajęła miejsce w czołowej czwórce. Jednak od jakiegoś czasu zjeżdża z równi pochyłej, nie podejmując żadnych kroków, aby zmienić kurs.

Sezon na wariackich papierach

W poprzednich rozgrywkach Lechia zajęła czwarte miejsce i grała w eliminacjach do Ligi Konferencji. Pokonała w dwumeczu 6:2 Akademiję Pandew, odpadając w drugiej rundzie z Rapidem Wiedeń po porażce 1:2. Wydawało się, że problemy, z którymi mierzono się w Gdańsku przycichły, a może zostały rozwiązane. Im dalej w sezon, tym jednak gorzej to wygląda. Te wszystkie afery, nagłe zmiany trenerów, gabinetowy nieład spychają Lechię do I Ligi. Nie ona jedyna ma takie problemy, bo wystarczy spojrzeć na Górnika Zabrze czy Śląsk, aby dostrzec, że zespoły, cieszące się dobrą infrastrukturą, względnie długą historią, posiadające sporą bazę kibicowską nie radzą sobie z wymaganiami ligi.

Są trochę jak starsze pokolenie nie do końca ogarniające, o co chodzi z tym TikTokiem czy Open AI.

Relegacja Wisły pokazała, że czasem te zasłużone drużyny nie dają sobie rady we współczesnych realiach.

Lechia psuła się od dawna, ale dobre miejsce na koniec sezonu przykrywały wszystkie kłopoty. Kiedy opadła zasłona sportowa, z szafy zaczęły wypadać trupy, a i sama szafa zaczęła się chybotać.

Predestynowany spadkowicz

Żeby nie było, że Lechia spada wyłącznie z powodów pozaboiskowych. Największy kłopot leży w głowach piłkarzy. Naturalni liderzy, czyli Dušan Kuciak czy Flávio Paixão nie nadają się już do tej roli, a nowych chętnych nie widać. Kuleje defensywa pod przewodnictwem „generała” Mario Maločy, który swoją „grą” bardziej sabotuje zespół, niż mu pomaga. Linia pomocy jest ospała, powolna, niekreatywna. Los Lechii zależy od dobrego dnia Łukasza Zwolińskiego czy błysku Ilkaya Durmusa. Na Miedź Legnica wystarczyły lepsze momenty, ale gdy przychodzi do rywalizacji z kimś na podobnym poziomie, a nie daj Boże, wyższym, to „Biało - Zieloni” wyglądają jakby stali na szafocie, a kat zakładał im sznur.

Mecz z Jagiellonią pokazał, że drużynie brakuje odwagi i umiejętności. Pomimo dwóch obronionych karnych przez Kuciaka i wyrównanego widowiska, Lechia straciła w końcówce bramkę po rzucie rożnym, kompletnie zaniedbując Tarasa Romanczuka.

Oto jak wyglądały starcia z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie, czyli Górnikiem Zabrze, Śląskiem Wrocław, Zagłębiem Lubin, Koroną Kielce, Jagiellonią Białystok i Miedzią Legnica:

zwycięstwo 2:1 i remis 1:1 z Górnikiem Zabrze,
porażka 1:2 i remis 0:0 ze Śląskiem Wrocław,
zwycięstwo 3:0 z Zagłębiem Lubin,
dwie porażki 0:1 z Koroną Kielce,
remis 2:2 i porażka 0:1 z Jagiellonią Białystok,
porażka 1:2 i zwycięstwo 4:0 z Miedzią Legnica.

Na 33 możliwe Lechia zdobyła tylko 12 punktów, co stanowi niemal połowę jej całego dorobku (26 oczek).

Według wyliczeń Piotra Klimka, twitterowego eksperta od matematyki w piłce nożnej, na siedem meczów przed końcem sezonu szanse Lechii na spadek wynoszą 79,4 procent. Będący bezpośrednio nad nią Górnik ma tylko 36,6% szans na opuszczenie Ekstraklasy.

Dopóki matematyka nie wyklucza utrzymania, nikomu nie można odbierać na nie szans, ale trudno kibicom Lechii szukać gdzieś nadziei. Może w terminarzu? Lepiej nie.

Wygląda on następująco:

Pogoń Szczecin (D)
Cracovia (D)
Raków Częstochowa (W)
Zagłębie Lubin (D)
Stal Mielec (W)
Legia Warszawa (D)
Piast Gliwice (W)

Sam trener Badía wciąż wierzy w utrzymanie drużyny, choć jego słowa kibiców nie mogą napawać optymizmem. Tak mówił na konferencji prasowej po meczu z Jagiellonią:

- Było dziewięć finałów do końca, potem osiem, a teraz jest siedem. Przed nami ciężkie mecze, a my mamy sporo kontuzji. Takie są realia, a my musimy się z nimi zmierzyć. (...) Dopóki będziemy mieli szanse, będziemy walczyć. Do zdobycia jest jeszcze 21 punktów.

Nazywanie finałami pozostałych spotkań to zabieg czysto retoryczny, aby kibice zjednoczyli się i wspierali klub w najtrudniejszych momentach. Ale czy kogoś przekonują te słowa?

Pogoń walczy o trzecie miejsce, Raków może będzie zaklepywał mistrzostwo, Zagłębie i Stal potrzebują zwycięstw, aby matematycznie zapewnić sobie utrzymanie. Legia z pewnością nie odpuści żadnego spotkania. Największe szanse można upatrywać w meczu z Cracovią i Piastem, które raczej nie będą grać o nic więcej, niż konkretne miejsca w tabeli (a przecież te oznaczają konkretne pieniądze). Jednak byt Lechii zależy w tym momencie, w większości, od zmiennych, na które gdańszczanie nie mają wpływu. Jeżeli nie nastąpi nagły zwrot akcji, powoli można wklepywać do GPS-u trasy do Głogowa, Katowic czy Tych.

JAKUB SKORUPKA

Więcej na ten temat: Polska Lechia Gdańsk Ekstraklasa