Legionista na salonach: Vadis Odjidja-Ofoe

2016-10-19 13:01:50; Aktualizacja: 8 lat temu
Legionista na salonach: Vadis Odjidja-Ofoe Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Stresuje Kroosa, wymusza potrójne krycie, całkiem sprawnie wyprowadza kontry i o mały włos nie strzela gola. I nie, to nie jest równoległa rzeczywistość. Nasza czasoprzestrzeń trzyma się bardzo dobrze.

Nagła fala dynamiki

Na bok ochy i achy. Hurraoptymizm wypływający strumieniem z pięciobramkowej porażki wydaje się być wręcz absurdalny. Legionista na europejskich stadionach nadal wygląda jak DOS-owska gra puszczona na co najmniej Windowsie 7. Oczywiście, można posłużyć się emulatorem i wymusić jego uruchomienie w bardziej nowoczesnym środowisku, ale nadal będzie czuł się obco. A zaniżanie wymagań w niczym mu nie pomoże. Pozytywne głosy po spotkaniu z Realem nie stanowią pochwały wymiaru kary, a są wynikiem zmiany postawy Legii w starciu z rywalem ze znacznie wyższej półki. Bo chociaż porażki nie udało się uniknąć, a przeciwnik z łatwością oddawał strzały na bramkę Malarza, to na legionistów patrzyło się całkiem nieźle. Zwłaszcza jeden z nich wybijał się na pierwszy plan i pokazywał, że samym podejściem można zdziałać naprawdę wiele.

Chociaż na początku wydawało się, ze Vadis Odjidja-Ofoe gra na pozycji niesprecyzowanej, to jego rola na boisku wyklarowała się po zaledwie 5 minutach.

Pierwszy gwizdek sędziego i co następuje? Belg wychodzi wysoko i delikatnie naciska swojego przeciwnika. Z perspektywy rywala (i nie tylko) musi to wyglądać na iście desperacką próbę, ale z czasem okazuje się, że nie można go lekceważyć. Ten zawodnik, który w dosłownie pierwszych momentach spotkania był bardzo przygaszony i wydawało się, że nie jest w stanie nic zdziałać, wyrósł na prawdziwego lidera Legii.

7. minuta meczu i uderzenie szczęki o podłogę miesza się z nerwowym chichotem. Otóż Legia wychodzi z kontrą. I to nie byle jaką.

Vadis zabrał się z piłką, a za nim jak jeden mąż podążyli Guilherme oraz Radović. Akcja miała tempo i zakończyła się strzałem Moulin po dobrze rozprowadzonym ataku. Ogromną rolę odegrał Belg, który bez cienia wahania zabrał się z futbolówką i wrzucił wyższy bieg przy wynurzaniu się z własnej połowy. Trochę zawiodły jego umiejętności techniczne i akcja straciła na tempie przy podaniu ze środka, które zostało posłane nieco za plecy Guilherme.

Na tym nie zakończyły się ofensywne wycieczki Vadisa. Zaledwie minutę później znowu było groźnie pod bramką Realu.

I w tym momencie warto zwrócić uwagę na samo ustawianie się belgijskiego pomocnika. Odjidja-Ofoe był bardzo aktywny w strefie od środka pola do wysuniętego napastnika. Przez pierwszy kwadrans koncentrował się tylko na grze ofensywnej – chodziło o odbiór i szybkie wyjście z atakiem. Wychodziło mu to naprawdę nieźle. Nacisnął Kroosa i w sposób zdecydowany wygarnął mu spod nóg futbolówkę. Co równie istotne, nie stanął w miejscu, nie rozłożył rąk, a pobiegł do przodu. Akcja zakończyła się strzałem Jodłowca, a Vadis po raz kolejny w ciągu zaledwie kilku minut udowodnił, że jest w stanie szybko zabrać się z piłką i wyprowadzić groźny kontratak.

Dynamiczna postawa Vadisa wynikała z dwóch rzeczy: ustawienia i szybkiego reagowania na wydarzenia.

Belg nie próżnował. Był stale pod grą, znajdował się bardzo blisko wydarzeń i ciągle pokazywał się do podania. Potrafił dobrze utrzymać futbolówkę przy nodze, nie obawiał się podejść wyżej i spróbować odebrać piłkę o klasę lepszemu przeciwnikowi. Nie miał większych problemów, żeby wywalczyć sobie miejsce na boisku – był w stanie urwać się rywalowi i pokazać kilka metrów dalej. Wszystko po to, żeby wprowadzić nieco dynamiki w szeregi swojej drużyny i upłynnić jej akcje ofensywne. Zresztą, sam Vadis niejednokrotnie był odpowiedzialny za regulowanie tempa.

Najlepiej było to widoczne w bocznych sektorach boiska, w które Belg zaczął schodzić w drugiej części spotkania.

Odjidja potrafił utrzymać futbolówkę przy nodze i realnie ocenić szansę swojego zespołu na zawiązanie ataku. Niejednokrotnie zwalniał, zastawiał się z piłkę i dopiero decydował na podanie. Innym razem grał szybko, byle tylko przeciwnik nie zdołał odnaleźć się w sytuacji. Efektywność takiej gry znacznie spadła po upływie jakichś 20 minut, gdy Real wziął się za potrójne krycie Vadisa.

Halo, jestem wolny

Bardzo często na boisku rzucał się w oczy jeden obrazek: przypadkowy legionista przy piłce, niekryty Belg i jego ręce wzniesione do góry w błagalnym geście. Tak, to właśnie Odjidja. Nawet w momencie, gdy futbolówka była w zupełnie innym sektorze boiska, Vadis starał się urwać rywalowi, żeby w razie nagłego przeniesienia ciężaru gry być zawodnikiem użytecznym. W drugiej części spotkania coraz chętniej instruował swoich kolegów, kiedy wprowadzali piłkę do gry – pokazywał im kierunek albo energicznie gestykulując, albo posługując się zwykłym balansem ciała.

Szybko odnaleźli się w tym piłkarze Realu i stopniowo zawężali Vadisowi pole manewru.

W obliczu potrójnego krycia, Belg nie był w stanie odwrócić się z futbolówką. Takie obrazki zdarzały się jednak nad wyraz rzadko – gospodarze nie odczuwali wielkiego ciśnienia, żeby za wszelką cenę wyłączać 27-latka z gry nawet, gdy ten poważnie zagrażał ich twierdzy.

Vadis otrzymał świetną piłkę od Guilherme, ale akcja spaliłaby na panewce, gdyby nie wysiłek włożony w wywalczenie sobie pozycji na boisku.

Odjidja-Ofoe standardowo poszedł za akcją i został na zebraniu piłki. Gospodarze skoncentrowali się na kryciu całego pola karnego i nawet nie pomyśleli, że na ok. 16. metrze może znajdować się jakiś piłkarz Legii, a futbolówka o mały włos nie zatrzepotała w siatce.

Co ciekawe, to nie była jedyna sytuacja, kiedy Belg był całkowicie pozbawiony krycia. Niezależnie od strefy, w której akurat się znajdował, nie miał najmniejszych problemów, żeby wywalczyć sobie miejsce do gry.

Vadis aż zdawał się pokrzykiwać: „no halo, jestem wolny, czekam na piłkę!”. Tu nie wypatrzył go Hlousek chociaż Odjidja stanowił jedną z najlepszych opcji do podania.

Nawet w sytuacji realnego zagrożenia, gospodarze zdawali się zapominać o czającym się na zebraniu piłki Belgu. Znowu oddał strzał: tym razem mocno niecelny.

Podobnie miała się rzecz w środku pola, gdzie Vadis tak potrafił zakręcić przeciwnikiem, że szybko odklejał go od swoich pleców.

Krótko mówiąc, do dobrego utrzymywania się przy piłce, 27-latek dokładał jeszcze całkiem zgrabne ustawienie. Nie poruszał się po omacku, a jego gra przez cały mecz była w miarę równa. Co nie oznacza jednak, że jego zadania przez całe 90 minut nie uległy zmianie.

Ewolucja

Pierwszy kwadrans spotkania upłynął Vadisowi na akcjach stricte ofensywnych. Dwukrotnie wyprowadził bardzo dobrą kontrę, raz sam pokusił się o kąśliwe uderzenie, które mogło znaleźć ujście w bramce Realu. Udowodnił, że potrafi szybko zabrać się z futbolówką, nieźle ocenić sytuację i jeszcze dokładnie dograć do lepiej ustawionych kolegów (no, poza tym do Guilherme, gdy podanie ostatecznie dotarło, ale było posłane nieco za plecy) tak, żeby akcja nie straciła na tempie.

Odjidja potrafił dobrze utrzymać się przy piłce po tym, jak udało mu się ją zebrać w okolicach „szesnastki”.

Ogromna w tym rola jego podejścia. Belg po przejęciu nie zostawał w miejscu próbując otrząsnąć się z oszołomienia wywołanego udanym odbiorem, a natychmiast ruszał do przodu. Nieco zmieniło się to w drugiej części spotkania, gdy rywal był znacznie bardziej czujny.

27-latek poświęcał więcej czasu na ocenę sytuacji. Było to nie tylko wynikiem większej koncentracji ze strony Realu, ale i zwykłych problemów wydolnościowych. Wszak, kiedyś musiał „spuchnąć”.

Ten spadek energetyczny na przykładzie Vadisa nie był jednak aż tak widoczny. Belg po prostu zaczął schodzić w nieco niższe sektory boiska i pomagać z rozegraniem wypuszczając kolegów długim podaniem do przodu (po upływie pół godziny, a zwłaszcza w drugiej połowie było ich znacznie więcej). Całkiem nieźle wychodziło mu przenoszenie ciężaru gry, co ściśle łączyło się z jego bardzo dobrą współpracą z Radoviciem.

Bardzo często Odjidja wolał poholować nieco piłkę i poczekać aż były gracz Partizana wywalczy sobie dogodną pozycję niż zagrywać szybciej do innego kolegi z drużyny. Miał pewność, że Serb zrobi z niej użytek.

W samej pierwszej połowie meczu, Vadis czterokrotnie pokusił się o długie podanie uruchamiające (zawsze udane), a w drugiej części dołożył kolejne 4 (jedno opuściło boisko). Wówczas charakterystycznie zwalniał, zagarniał futbolówkę i dopiero puszczał ją do gry w wyższe sektory boiska. Nie oznacza to jednak, że przestał angażować się w indywidualne akcje ofensywne.

Dynamika była najważniejszym elementem gry Belga.

Pomimo, że Kucharczyk zwolnił tempo i starał się spokojnie wprowadzić futbolówkę, to Vadis był jedynym z zawodników, który nie czekał na nią biernie. Wiedział, że jest dobrze ustawiony, więc za wszelką cenę usiłował urwać się przeciwnikowi celem poprawienia swojej pozycji. Problemy pojawiły się dopiero w ostatnim kwadransie meczu.

W środku pola Legii wykształcił się potężny kanion i nie było nikogo, kto choćby zdecyduje się ruszyć po futbolówkę.

Bez respektu, ale z ograniczeniami

Do zawiązania jakiejkolwiek akcji ofensywnej dochodziło dopiero na połowie przeciwnika, a Vadis skoncentrował się na grze w bocznych sektorach boiska. Tam schodził do trójkąta i starał się napędzić ruchy swoich kolegów. Wystarczyło tylko, że zobaczy zamiar podania i natychmiast wrzucał wyższy bieg, wyrywał się do przodu.

Reakcja na wydarzenia meczowe pozytywnie wyróżniała Vadisa na tle całej Legii. Belg był świadomy, że jego drużyna jest skazana na niechybną porażkę, a mimo wszystko nie oddał tanio skóry i starał się maksymalnie utrudniać życie obrońcom Realu. Zresztą, nie tylko im.

Nie tylko Kroos poczuł siłę fizyczną, jaką dysponuje Odjidja. 27-latek spychał także Jamesa uniemożliwiając mu szybkie podanie.

Nasza czasoprzestrzeń ma się jednak bardzo dobrze. Gdyby doszło do jakichkolwiek zaburzeń w jej obrębie, Legia miałaby chociaż mizerne szanse na sprawienie niespodzianki. Tak, musi się zadowolić historycznym golem z rzutu karnego. Za parę dni, może tygodni, nikt już nie będzie pamiętał o dobrej postawie legionistów. Wszak, nie mieli nic do stracenia. Mogli albo wyjść ofensywnie, albo pokornie zebrać kilka(naście) ciosów. Niewątpliwie był to jednak jeden z nielicznych meczów, kiedy Legia wykrzesała z siebie zaangażowanie i ofensywne usposobienie. W tej całej układance elementem najjaśniejszym był właśnie Vadis. Belg, który ciągnął ataki „Wojskowych” i nieustannie pokazywał się do podania.