Między nami Rangersami...

2013-03-05 13:23:22; Aktualizacja: 11 lat temu
Między nami Rangersami... Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Początek sierpnia 2015 roku – najwcześniej, dopiero za niemal 30 miesięcy, będziemy mogli oglądać drużynę Rangers FC w najwyższej klasie rozgrywkowej.


54-krotny mistrz Szkocji aktualnie kruszy kopie w Third Division (odpowiednik 4 ligi). To przygnębiające, że tak znana firma, obecna na piłkarskim rynku od 1872 roku, zmuszona jest do partycypowania w rozgrywkach na poziomie de facto amatorskim. Ale tak to już bywa, z fiskusem nie ma żartów.


Jak „niebieska” duma Glasgow znalazła się na samym dnie? W skrócie: życie ponad stan, agresywna polityka transferowa, nierentowne inwestycje. Kreatywna księgowość, mająca na celu ucieczkę spod topora, okazała się gwoździem do trumny. Efekt tychże  poczynań to późniejsze bankructwo klubu. Sankcją sportową za uchylanie się od rozliczeń z urzędem Skarbowym było początkowo odjęcie 10 punktów w ligowej tabeli. Na początku 2012 roku klub otrzymał również zakaz uczestnictwa w europejskich pucharach, na okres 3 lat. W lipcu zeszłego roku, gdy cała Europa cieszyła się piłkarskim świętem na terenie Polski i Ukrainy, w szkockiej stolicy, a konkretnie wśród sympatyków „Rangersów” zapanował smutek. Sąd kolegialny, składający się z przedstawicieli wszystkich klubów Scottish Premier League podjął decyzje o niedopuszczeniu „The Gers” do rozgrywek ekstraklasy. „Dura lex, sed lex”. Zmusiło to włodarzy klubu do ponownego zarejestrowania zespołu, tyle że na najniższym szczeblu ligowej drabinki – Third Division.


Zapowiadało się więc na masowy exodus piłkarzy z Ibrox Park. Kibice mogli pocieszać się przykładem Juventusu Turyn, którego w na przełomie 2006 i 2007 roku po degradacji do Serie B nie opuścili wszyscy najbardziej wartościowi zawodnicy. Ale rok banicji to co innego. W przypadku Szkotów, tułaczka po ekstraklasowych podziemiach trwać miała przynajmniej 3 lata...
W efekcie tych wydarzeń, trudno się dziwić, że „Rangersów” od lipca 2012 opuściło aż 30 zawodników. 3 poszło na wypożyczenie, reszta odeszła na zasadach wolnego transferu. W miejsce „dezerterów”, Ally McCoist sprowadził 10 nowych piłkarzy. Na czwartą ligę, taki skład z przypadku w zupełności wystarcza. W trakcie tej długiej i nużącej podróży, z pewnością wykrystalizuje się kadra, potrafiąca przywrócić klubowi jego dawny blask.


Sympatycy „Glasgow Rangers” (potocznie tak się mówi na ten zespół, ale jest to forma niepoprawna) mają jednak swojego ulubieńca. Lee McCulloch. 35–letni Szkot, od pięciu lat związany z klubem, postanowił pomóc dźwignąć się „niebieskim” z kolan. W młodziutkiej, nieopierzonej kadrze, taki doświadczony zawodnik to prawdziwy skarb. Jest również swoistym dowodem tego, że Rangers FC jeszcze nie zginęli.


Prawdziwym symbolem ciągłości tradycji na Ibrox są oczywiście kibice. „Bears”, bo tak są nazywani, pokazują, że prawdziwi miłośnicy wspierają swoją drużynę „na dobre i na złe”. Nie ważne czy zespół wygrywa, przegrywa, czy… zostaje zdegradowany do czwartej ligi. 8 grudnia 2012 roku na trybunach Ibrox Park zasiadło prawie 50 tysięcy kibiców. Jeszcze tysiąc i mielibyśmy komplet. Na meczu szkockiej Trzeciej Dywizji! Nawet, jeżeli przez najbliższy czas w mediach nie zasłyszymy o „Rangersach” z powodów czysto sportowych, o istnieniu tej słynnej marki nie pozwolą nam zapomnieć jej sympatycy. W pozytywnym sensie oczywiście. To jest właśnie magia futbolu.


Paradoksalnie, na całej tej finansowej „szopce” bardzo wiele straci odwieczny rywal „The Gers” – Celtic FC. Brak równorzędnego przeciwnika (a takowym w Scottish League byli jedynie piłkarze Rangers FC) to równia pochyła dla zespołu. 16 punktów przewagi nad drugim zespołem po 29 kolejkach, to przepaść. Efektem może być brak motywacji dla koronowanych a priori na mistrzów przez najbliższe 3 lata Celtów. Poza tym cała Szkocja traci na braku Old Firm Derby. Bitwa o Glasgow często przyciągała rzesze amatorów kopanej z całej Europy. Oprócz sportowej rywalizacji, niezwykle ważnym czynnikiem były względy religijne. Rdzennie katolicki Celtic kontra protestanccy „Rangersi”. Walka o prymat na tle sportowym i społeczno – kulturowym. Czego chcieć więcej?


Lubiłem wielkie Rangers FC. Z ubawieniem patrzyłem jak Szkoci swego czasu lali w Pucharze UEFA Amicę Wronki 5:0. Występy w Lidze Mistrzów, czy dotarcie do finału wspomnianego Pucharu, pozwalały fanatykom „Gers” na pokazanie jak powinno się wspierać drużynę. Nie byle jaką.


No właśnie, Szkocja jakoś przesadnie atrakcyjnym kierunkiem dla adeptów piłkarskiego rzemiosła nie jest. Mało drużyn i większość, z perspektywy miłośników futbolu szeroko pojętego, jakaś taka… nijaka. A Rangers Football Club za najlepszych lat? Peter Lovenkrands, Dado Prso, Szota Arveladze, Barry Ferguson, Fernando Ricksen, to nazwiska, które każdy szanujący się kibic powinien kojarzyć. Aż trudno uwierzyć, że w okresie, gdy na murawie Ibrox oglądać można było nietuzinkowych piłkarzy, zespół w lidze nie dominował. Natomiast, będąc już na skraju bankructwa, zdobyli kolejno w 2009, 2010 i 2011 tytuł mistrzowski. W sezonach 09/10 i 10/11 występowali również w fazie grupowej LM. Profity z udziału w Champions League nie wystarczyły władzom klubu na opanowanie kryzysu.


Piłkarzy i działaczy niebieskiego zespołu z Glasgow czeka długa i wbrew pozorom bardzo wyboista droga. Awans sportowy i stabilizacja finansowa to priorytety. Jeżeli uda się to osiągnąć, „Rangersi” wrócą na należne im miejsce. A „Broxi” znów będzie irytować kibiców najlepszych europejskich zespołów.
 

Więcej na ten temat: Rangers FC Artykuł Scottish Premiership