Nonkonformista o dwóch twarzach: Ibán Salvador

2017-01-20 11:31:35; Aktualizacja: 7 lat temu
Nonkonformista o dwóch twarzach: Ibán Salvador
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

W jego słowniku „kontrola” nie istnieje, a praca z nim to prawdziwa jazda bez trzymanki. Masowo produkuje żółte kartki, zdobył tytuł księcia Afryki i wielu wierzy, że udźwignie talent. Możliwe, że pomogą mu Wisła i jego... były trener.

„Chłopak z Burgos”

W tłumie kibiców trudno wyróżnić poszczególne osoby. Stanowią jedność, bez względu na wiek. Serca zagorzałych fanów od lat biją w jednym rytmie, przypadkowi entuzjaści dopiero co rozpoczęli swoją przygodę z futbolem, a gdzieś między nogami plączą się dzieci. Wszystkich łączy jeden cel: wyprawa do Burgos, by wesprzeć drużynę w trudnych chwilach. Brakuje powodów do radości… L’Hospitalet właśnie spadło do Tercera División.

Tak właściwie to ktoś się jednak wyróżnia. Może nie w tej chwili, ale za parę lat będzie miało to ogromne znaczenie. Dla niego już ma. 7-letni Iban Salvador tą podróżą na zawsze i nierozerwalnie połączył swoje losy z klubem z rodzinnego miasta.

Mówiono o nim nova perla per a l'Hospi i podkreślano wielki talent, który potrzebował wyszlifowania konstrukcji. Chłopak od małego był bardzo charakterny – jeden fałszywy ruch mógł okazać się prawdziwą katastrofą. I wtedy na arenie pojawił się Kiko Ramirez. Ten sam, który właśnie w tym momencie sonduje możliwość wcielenia swojego wychowanka w szeregi krakowskiej Wisły.

twitter.com/ @esposrtsenxarxa

Hiszpański szkoleniowiec od razu zauważył, że w wówczas 18-latku drzemie ogromny potencjał, który jedynie czeka na uwolnienie. Jedną z jego pierwszych decyzji po objęciu L’Hospitalet było włączanie Ibana do składu. Najpierw kwadrans, kilka meczów przerwy, kolejne 12 minut, które wystarczyły mu na strzelenie gola (0:5 z Prat), stopniowo coraz więcej. Nastolatek czuł się coraz pewniej i spłacał kredyt zaufania. W miarę regularnie zaczął grać w lutym 2014 roku, gdy dwa zwycięstwa należały praktycznie tylko do niego – najpierw jego gol zapewnił 3 punkty w meczu z Atlético Levante, a następnie walnie przyczynił się do sukcesu nad Elche B strzelając dwie bramki (3:1). Nikt wtedy nie spodziewał się, że pewne wydarzenie należało potraktować jako symptom, a nie jednorazowy wybryk.

fot. portalcadista.com

Iban Salvador był w takiej euforii po pierwszym meczu (w ramach Promoción de Ascenso) przeciwko Cadiz, który zakończył się bezbramkowym remisem, że nie szczędził cierpkich słów w kierunku drużyny przeciwnej. Ba, 19-latek był pewny, że L’Hospitalet nie będzie miał najmniejszych problemów, żeby awansować do kolejnej rundy. Spotkał się z niemalże natychmiastową reakcją ze strony kibiców, którzy na Twitterze zasypali piłkarza obraźliwymi wiadomościami. Wydawało się, że młody pomocnik wyciągnął wnioski, bo zaledwie kilka godzin po tym niechlubnym zdarzeniu, zamieścił tweeta z przeprosinami adresowanego do wszystkich związanych z klubem: „Każdy popełnia błędy i trzeba czerpać z tego lekcję. Niech wygra lepszy!”. Głos wsparcia zabrał także Miguel Garcia: „Iban jest jeszcze młody, ma bardzo mało doświadczenia. Popełnił błąd, od razu przeprosił i mam nadzieję, że będzie mu wybaczone”. Patrząc z perspektywy czasu nikt nie może mieć wątpliwości: Iban Salvador jeszcze nie wygrał walki ze swoją charakterną naturą.

Igraszki losu

Niejednokrotnie emocje brały górę ponad zdroworozsądkowym myśleniem, a czas na wnioski przychodził zdecydowanie za późno. „Przeprowadzka w młodym wieku jest bardzo trudna, ale jeszcze trudniejsze jest odmówienie drużynom takim jak Valencia. Przemyślałem sprawę i w miarę szybko podjąłem decyzję: spakowałem rzeczy i opuściłem rodzinny dom. Przede mną pojawiła się wielka szansa, możliwość stałego rozwoju”, opowiadał Salvador w rozmowie z futmondo.com. Oficjalnie mówiło się o kwocie 80 tys. euro plus ewentualne bonusy od strzelonych bramek, czy te uzależnione od debiutu w pierwszej drużynie. L’Hospitalet miał otrzymywać 10% od kolejnych transferów Ibana. Nie było się nad czym zastanawiać: noi de Burgos miał rywalizować o miejsce w linii ataku z Alexem Lopezem, który przybył z Reus w tym samym okienku transferowym oraz z Borją Domingo stanowiącym kluczowy element młodzieżowego zespołu. Wszystko układało się całkiem nieźle. 19-latek miał problemy ze skutecznością, ale dość szybko zapewnił sobie miejsce w wyjściowym składzie. Tak właściwie to, czy zagrał w danym meczu mniej, czy więcej było uzależnione… tylko od niego. Okazało się bowiem, że jak na pomocnika łapie całkiem sporo żółtych kartek.

W swoim pierwszym sezonie w Valencii, Iban był upominany 22-krotnie (raz sędzia ukarał go czerwoną kartką i to w jego premierowym spotkaniu – kara za dwie żółte), co daje łącznie… upomnienie średnio co 84 minuty. Był w tym niesamowicie regularny, czego znowuż nie można powiedzieć o seryjnym strzelaniu bramek (2/3 z karnego). Nie oznacza to jednak, że był zupełnie nieprzydatny drużynie. Wielokrotnie to jego faulowano. (bdfutbol.com)

Sam transfer był bardzo dobrym rozwiązaniem, ale oznaczało to walkę po przeciwnej stronie barykady, którą Salvador nie do końca udźwignął pod względem psychicznym. Chociaż i na to można spojrzeć w dwojaki sposób, bowiem jeśli strzelał to praktycznie tylko swojej  byłej drużynie. Dwukrotnie podchodził do piłki ustawionej na 11. metrze w meczach z L’Hospitalet (zwycięstwo 4:1 i porażka 1:2) i raz nie szczędził radości po tym, jak futbolówka zatrzepotała w siatce. „Powiedziałbym, że to zbieg okoliczności jakich pełno w piłce nożnej, ale gdzieś tam z tyłu głowy czai mi się myśl, że przecież znałem tych zawodników, byłem tam przez 15 lat. Niezaprzeczalnie jest to dziwne uczucie stanąć po przeciwnej stronie barykady, przeciwko drużynie, której barw broniłeś przez tyle lat. To futbol, takie wydarzenia są jego częścią. I tak, cieszyłem się po bramce, która strzeliłem na wyjeździe. Oczywiście pojawiły się gwizdy i niewybredne komentarze, które mocno mnie zabolały, ale… z drugiej strony nie zrobiłem nic złego. Może w pewnym sensie okazałem trochę tej piłkarskiej złości z powodu tego, co działo się na trybunach, ale nie miałem złych intencji.”, opowiadał Iban w obszernej rozmowie dla futmondo.com. Sprawa rozeszła się po kościach zanim jeszcze zawodnicy Valencii opuścili stadion. Kiedy pomocnik był w szatni wielu kibiców rywala skandowało jego imię, a on sam momentalnie się rozchmurzył: „To uczucie [do klubu] będzie zawsze obecne w moim sercu”, podkreślił piłkarz.

Gorący temperament Salvadora mieszał się z płomiennymi uczuciami, które żywił do zespołów, w których w danym momencie grał. To wszystko było ze sobą powiązane. Gdyby nie jego charakterność, z pewnością aż tak nie angażowałby się w życie klubu, a przecież zaangażowania nigdy nie można mu było odmówić. Tak samo było w ekipie Blanquinegros, „do tej pory pamiętam tydzień przed meczem z Barceloną. Po jednym z treningów podszedł do mnie trener i powiedział, że znajdę się w kadrze na to prestiżowe spotkanie. Takie uczucia trudno opisać i sprecyzować. Z jednej strony czujesz się fantastycznie, bo to wielka szansa i jeśli się sprawdzisz, zauważą cię i być może będzie to punkt zwrotny w całej twojej karierze, ale z drugiej to przecież ogromna odpowiedzialność. Nie wszyscy mają okazję zadebiutować w Primera División czy Copa del Rey, ale jeśli jest to nawet 5 minut – mi wystarczy. To mecz w barwach pierwszej drużyny.”, opowiadał pomocnik w tej samej obszernej rozmowie.

Chociaż żaden z kibiców Valencii nie będzie dobrze wspominał dwumeczu z Barceloną (porażka 0:7 w pierwszym spotkaniu), to Iban Salvador zdołał znaleźć trochę pozytywów w związku z przybyciem Blaugrany na Mestalla. Oczywiście, najważniejsze było powołanie, zaraz po nim ranga starcia, a następnie… Szansa na spotkanie się z Neymarem (ostatecznie znalazł się poza kadrą). Młody pomocnik już raz miał możliwość spotkać się z brazylijską gwiazdą latem 2014 roku, kiedy Nike nagrywała reklamówkę z okazji Mistrzostw Świata. Jeszcze kilka tygodni wcześniej podpisał umowę z agencją, która zajmowała się… poszukiwaniem dublerów Brazylijczyka. Co prawda miał już jednego, ale był z nim pewien dość poważny problem. Nicolau Pamies Dos Santos może i wygląda identycznie jak napastnik Barcelony, ale niekoniecznie idzie to w parze z jego umiejętnościami piłkarskimi. To był idealny moment dla Ibana. Po raz kolejny dały o sobie znać igraszki losu i Valencianista stał się dublerem stopy Neymara.

Iban rozwijał się bardzo szybko i stale poprawiał swoje umiejętności. Był świadomy, że musi to robić, jeśli chce coś osiągnąć. Nawet na oficjalnej stronie Valencii pojawiły się głosy, że jest bardzo dojrzałym piłkarsko zawodnikiem jak na swój wiek. Doceniano jego szybkość, zwrotność i wyszkolenie techniczne, a do znudzenia można oglądać bramkę przeciwko drugiej drużynie Espanyolu, gdy wparował w pole karne i nic sobie nie zrobił z niezliczonej ilości piłkarzy wokół niego.

Przebłysk zdrowego rozsądku

Spoglądając tylko na miejsce urodzenia można odnieść wrażenie, że w systemie nastąpił jakiś błąd. No bo z jakiej racji Iban Salvador ma reprezentować Gwineę Równikową? Nad wszystkim czuwa genealogia, a wpływ miało pochodzenie dziadka ze strony mamy. „Tak właściwie bardzo pomogła mi federacja w czasie Pucharze Narodów Afryki (2015 r.). Ostatecznie Maroko nie brało udziału z powodu epidemii Eboli. Pomyślałem sobie, że chociaż każdy piłkarz marzy o grze dla Hiszpanii, to o wiele trudniej jest dostać powołanie. Po rozważeniu wszelkich za i przeciw podjąłem decyzję i przyjąłem obywatelstwo mojego dziadka”, opowiadał pomocnik. Oczywiście zanim federacja zgodziła się na grę Ibana dla Gwinei, zawodnik musiał się tam wybrać. W tym czasie „liznął” trochę tamtejszego futbolu: „Wcześniej jakoś nie za bardzo interesowałem się afrykańską piłką nożną. Znacznie mniej uwagi poświęca się taktyce, rozpracowywaniu rywala, ale… nic nie jest w stanie równać się z wdzięcznością, jaką obdarzają cię kibice.”, wspominał piłkarz.

I stało się. Gwinea Równikowa sensacyjnie awansowała do ćwierćfinałów, a tak samo hucznie świętowano, jak wiwatowano na cześć „Edu”, autora drugiej bramki przeciwko Gabonowi. Edu na trybunach rozbrzmiewało bardzo głośno za każdym razem, gdy tylko ten utalentowany zawodnik łapał kontakt z futbolówką, a komentatorzy nie potrzebowali zbyt wiele czasu, by wryć sobie jego imię do głowy. A to przecież nawet nie jest jego prawdziwe imię. Drugie – właśnie to, które podkreśla jego pochodzenie. W ciągu trzech tygodni Iban Salvador został okrzyknięty nowym księciem Afryki, prawdziwą ikoną i najmłodszą sensacją całego turnieju.

Trener Esteban Backer zrobił z pomocnika swojego „osobistego pitbulla” w jak najbardziej pozytywnym tych słów znaczeniu. Edu na boisku pojawił się w 68. minucie i miał jasno wyznaczone zadanie: przebić się przez defensywę Gabonu, być w ciągle w gotowości, żeby wykończyć ten mecz w ostatnich minutach. I zrobił to. Valencianista ustalił wynik na 4 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Kilka chwil później rzucił się do ławki rezerwowych, żeby… wypić jak najwięcej wody i tym samym uniknąć kontroli anty-dopingowej. Nie obawiał się wykrycia substancji nieznanego pochodzenia – po prostu chciał jak najszybciej rzucić się w wir świętowania (od 4:50).

Przygoda Edu zakończyła się w półfinale. Gwinea została zmiażdżona przez Ghanę 3:0, a w młody pomocnik nie pojawił się w kadrze na mecz o 3. miejsce (zwycięstwo Kongo 4:2 po rzutach karnych). Na koniec podsumował tylko, że „było to niesamowite doświadczenie i ufa, że trener nadal będzie pokładał w nim wielkie nadzieje w kolejnych turniejach.”.

Po brzegi wypełniony ambicją, całkowicie odrzucający kontrolę innych nad sobą, Iban kontynuował swoją przygodę z hiszpańską piłką decydując się na dość… ryzykowny krok. Rok temu obrał kurs na Real Valladolid, a swoją decyzję starał się jakoś wytłumaczyć. „Teoretycznie wiedziałem, że Curro Torres jest człowiekiem, którego można obdarzyć zaufaniem, ale wiedziałem, że jeśli zostanę będę się musiał podporządkować. W tym samym czasie rozmawiałem bardzo dużo z Braulio, który okazał wielką wiarę w moje umiejętności. Postanowiłem poczynić kroki, żeby transfer doszedł do skutku”.

Gwałtowność, zacięcie i… wielkie nadzieje

Blanquivioletas od początku mieli bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony chodziło o utalentowanego, młodego zawodnika, który z własnej woli zdecydował się zamienić Valencię na Real Valladolid, a z drugiej gdzieś tam z tyłu głowy wszyscy wiedzieli o jego niepokornym charakterze. Iban Salvador w ciągu dwóch sezonów rozegrał 56 spotkań i na swoim koncie zgromadził 37 żółtych i 3 czerwone kartki. Niepokojące statystyki pojawiły się o krok przed nim,  zanim jeszcze po raz pierwszy kopnął piłkę reprezentując nowe barwy.

Wydawało się jednak, że trener Paco Herrera wie co robi. Pomocnik z założenia miał pełnić drugorzędną rolę nie tylko ze względu na wiek, ale i brak obycia w świecie futbolu. Dodatkowo na treningach mocno dawał się we znaki jego wybuchowy charakter, którego szkoleniowiec wcale nie chciał temperować. Na samym początku powiedział mu, że „ma zostać taki, jaki jest” i tylko niektóre elementy wymagają doszlifowania. Rzeczywistość okazała się być nieco inna. Po zaledwie dwóch dniach treningów, młody Katalończyk zadebiutował w meczu przeciwko Club Deportivo Toledo (2:0), otrzymując 45 minut na zaprezentowanie swoich umiejętności. Jego występ był daleki od ideału, ale żaden piłkarz nie zagrał na takim poziomie intensywności. Wykorzystywał swoją siłę, wdawał się w pojedynki 1 na 1, nieustannie przykuwał uwagę przeciwnika, chciał widzieć więcej. Od początku było jasne, że nie będzie jednym z wielu zawodniku. Chodziło o znacznie więcej (relacja za linternadevelasco.es).

Jedno z pierwszych trafień w barwach nowej drużyny (pretemporada).

Nastawienie Ibana znajdowało odzwierciedlenie w jego deklaracjach, które pojawiły się na oficjalnej stronie klubu i w wielu wywiadach (m.in. futmondo): „Dla mnie najważniejsze jest, żeby zawsze być w gotowości do pomocy drużynie. Na boisku czy poza nim. Popychać ją do przodu, do zwycięstw, zdobywania goli. Musimy być jednością [zawodnik przyrównał drużynę do… ananasa] i w szatni rzeczywiście nią jesteśmy”. Od początku drażniło go, że większość ekip jest podzielona na weteranów i zawodników takich, jak on. Zależało mu, żeby dawać z siebie maksimum możliwości. I rzeczywiście, Salvador zakończył pretemporadę mając na swoim koncie aż 493 minuty. Nikt nie wykręcił takiego wyniku.

Sytuacja w drużynie była daleka do ideału. Podopieczni trenera Herrery wielokrotnie tracili kontrolę, ponieważ grali zbyt otwarty futbol. Jednocześnie szkoleniowiec chciał wymóc na swoich piłkarzach większy procent posiadania w trakcie meczów, co znowuż bardzo przypasowało młodemu pomocnikowi: „To oddziałuje zarówno na defensywę, jak i na atak. Jeśli dłużej utrzymujesz się przy futbolówce, masz jednocześnie więcej czasu na ocenę sytuacji, możesz złapać chwilę oddechu i przycisnąć rywala”, opowiadał w wywiadzie dla futbol.as.com. Iban nie bał się rywalizacji. Zaraz po jego transferze pojawiły się głosy, że może przyrosnąć do ławki rezerwowych z powodu dobrej dyspozycji, którą prezentowali Villar i Drazic, dlatego nastawienie piłkarza bardzo zaskoczyło kibiców Blanquivioletas. „Im jest nas więcej, tym większa jest rywalizacja w drużynie. To motywuje. Tak długo, jak będzie miało to na mnie pozytywny wpływ, będę szczęśliwy gdziekolwiek wystawi mnie trener”, opowiadał blanquivioletas.com. Jego unikalne podejście było doskonale widoczne na treningach, podczas których niejednokrotnie aż iskrzyło. Co prawda Salvador podkreślał, że pozostaje ze wszystkimi w dobrych stosunkach to nie brakowało krótkich spięć. Najprawdopodobniej pomocnik nie miał złych intencji – ot, zawsze dawał z siebie wszystko i był świadomy, że musi popracować nad wieloma elementami.

Noi de Burgos wiedział w czym leży problem. „Muszę dowiedzieć się, co robić, żeby jak najszybciej się uspokoić. Rywal bardzo szybko się uczy i w końcu zacznie to [wybuchowy charakter] wykorzystywać, żeby zmusić mnie do faulu, sędziego do żółtej kartki lub wyrzucenia mnie z boiska. No i nie strzelam goli.”, podkreślał zawodnik w tej samej rozmowie.  Podobne obawy wyrażał trener Paco Herrera kładąc nacisk na indywidualne treningi z Ibanem: „Musi poświęcić znacznie więcej czasu na zrozumienie pewnych kwestii. Dużo z nim rozmawiam, ma bardzo szczególne usposobienie. Według mnie potrzebuje szkoleniowca, który mu zaufa, będzie bardzo blisko. To taki typ zawodnika. Zostałem ostatnio po zajęciach, poopowiadałem mu, gdzie go widzę w drużynie, jak ma się zachowywać. Zawsze walczyłem o młodych piłkarzy, nawet jeśli wiele mi w nich nie pasowało. Musi się rozwijać”. Trener kontaktował się także z Braulio Vazquezem, który był jednym z największych zwolenników transferu Ibana i jeszcze przez długi czas podkreślał, że bardzo w niego wierzy ze względu na „uniwersalność otwierającą wiele możliwości”.

Według autora strony linternadevelasco.es taki syndrom odnotowano u wielu zawodników i nosi nazwę „nadgorliwości wywołanej zbytnią rywalizacją”. Wystarczyło kilka spotkań, żeby znalazło to odzwierciedlenie na boisku i przełożyło się na regularność gry pomocnika. Piłkarz szybko zaczął wyrażać obawy, że jego przyszłość w Valladolid nie wygląda obiecująco. „Grywałem jako napastnik, przesuwano mnie na skrzydło, byłem także ofensywnym pomocnikiem. Tak naprawdę nie jestem typowym snajperem, który przejmie piłkę. Lubię rywalizację, lubię wygrywać pojedynki z obroną.”, mówił Iban będąc jednocześnie w pełni świadomym, że wszystko wymaga cierpliwości i przyzwyczajenia do nowych warunków. Pomimo zapewnień, nad głową Salvadora zebrały się ciemne chmury.

Iskra zapalna

Wydawało się, że trener Paco Herrera stracił wiarę w zmianę utalentowanego pomocnika. Dostawał coraz mniej minut i od września na boisku pojawiał się tylko z ławki rezerwowych. Najciekawszym jednak pozostaje wpływ na drużynę jaki sugeruje autor strony linternadevelasco.es:

„Kiedy Iban Salvador na dobre wypadł z wyjściowej jedenastki – słusznie bądź niesłusznie – zostawił ekipę z 3 zwycięstwami, remisem i porażką. Problemem nie było samo miejsce w tabeli. Valladolid stracił swoją unikalną jakość, tożsamość, budującą drużynę. Z dwudziestką ósemką na pokładzie, wygrywali, przegrywali, remisowali, ale nigdy nie brakowało stylu. Jego zdolność do stawiania czoła rywalowi, brak wahania, nieustanne pokazywanie się do gry i żar okazały się być kluczowe. Bez nich Valladolid stał się swoją wybrakowaną wersją bez charyzmy [3 kolejne porażki], bez zaangażowania, bez żadnych ambicji. Gra stała się prosta, siła ofensywna znacznie się zmniejszyła. Jasne, dwudziestka ósemka nie strzelała goli, ale w ciągu 268 pierwszych minut odebrała 11 fauli od przeciwnika (…) Samolubna wersja zawodnika nie musi być tą ostateczną. Musi zostać ukarany, ale na pewno nie skazany na śmierć”. Autor sugerował, że tak jak charakter Ibana, jego rola również była unikatowa. Drażnił rywala, był nieustępliwy, charakterny i bardzo buńczuczny – realnie przekładało się to na grę pozostałych zawodników, którzy wówczas mieli znacznie więcej przestrzeni. Niepokorna natura Salvadora doprowadziła do zahamowania jego rozwoju.

Najwyraźniej płomienny apel nie dotarł do trenera Herrery, który pomimo wcześniejszych zapewnień o indywidualnej pracy z piłkarzem, poddał się i zaledwie kilkanaście dni temu podjął decyzję. Iban Salvador na chwilę obecną nie przekonuje szkoleniowca i znajduje się pośród wielu, którzy w zimowym okienku transferowym mogą zająć się poszukiwaniami nowego klubu. W tym momencie najlepszym rozwiązaniem zdaje się być wypożyczenie. Pomocnik potrzebuje lodu na głowę, szkoleniowca, który obdarzy go zaufaniem i przede wszystkim regularnej gry. Nie bez przyczyny do akcji wkroczył Kiko Ramirez, który bardzo chciałby widzieć w szeregach Wisły Kraków swojego dawnego podopiecznego. Hiszpan z pewnością wiedziałby, jak zabrać się za zawodnika tak, żeby znowu nie zamknął się w swojej skorupie. Wydaje się być również człowiekiem bardzo cierpliwym, który nie zrazi się, gdy Iban Salvador nie będzie regularnie strzelał. Przecież chodzi tu właśnie o kredyt zaufania, wzrost pewności siebie i wreszcie, odblokowanie utalentowanego piłkarza. Kto wie, może właśnie ten nonkomformizm przydałby się nudnej jak flaki z olejem grze Wisły…

ŹRÓDŁA: lesportiudecatalunya.cat, portalcadista.com, blanquivioletas.com, linternadevelasco.es, superdeporte.es, rumoresfichajespucela.blogspot.com, futbol.as.com, valenciacf.com.