Paul Pârvulescu. Ofiara zemsty
2017-06-27 12:41:16; Aktualizacja: 7 lat temuWitaj w Rumunii. Żandarmeria jest tu nadgorliwa, a międzyklubowy zatarg może wywrócić twoje życie do góry nogami. Nie licz na rozwianie wszelkich wątpliwości: na koniec zostaniesz ty i kilka niewiadomych.
Nigdy nie zadzieraj z Czerwonymi Psami. Nie wybaczają i natychmiast wyciągają konsekwencje. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą fałsz i pieniądze.
Parvulescu w owczej skórze! Transformacja zajęła zaledwie kilka godzin (te-japka.blogspot.com). Niektórzy poszli o krok dalej, przekształcając jego nazwisko w… „Curvulescu”. Popularne
Nadopiekuńczy ojciec
„Prawdopodobnie Pan Horoba jest zbyt znamienitą osobistością, żeby zawracać sobie głowę kontuzjowanymi piłkarzami” (tribuna.ro), nie krył goryczy ojciec Paula, po tym jak jego syn doznał wstrząśnienia mózgu w trakcie meczu przeciwko Pandurii i bezpośrednio z boiska został przewieziony do szpitala. Towarzyszył mu trener, a odwiedził tylko Iosif Biro.
Parvulescu Sr. to nie byle kto. Od dłuższego czasu (z przerwami) jest dyrektorem Pandurii i bardzo chętnie zabiera głos w mediach, nie tylko w sprawie swojego syna. Trzeba jednak przyznać, że w roli adwokata Paula radzi sobie całkiem nieźle. Jest naprawdę skuteczny, jego słowa nigdy nie pozostają bez odzewu. Tym razem wytoczył cięższą artylerię, bo wymierzył je w dyrektora Gaz Metan Medias. „Nie oczekuję, że Pan Horoba sam pofatyguje się do szpitala, ale mógłby się chociaż zainteresować stanem zdrowia piłkarza. Może po prostu jest zbyt ważną personą. Jestem pewny, że jak tylko pojawi się temat transferu, nie zabraknie go na miejscu, bo przecież jest takim świetnym negocjatorem! Tak sobie myślę, że pospiesznie opuścił Targu Jiu, bo najprawdopodobniej miał znacznie poważniejsze sprawy do załatwienia niż piłka nożna i zawodnicy. Jednak najbardziej niepokojące jest, że mojemu synowi nie towarzyszył żaden członek sztabu medycznego. Wydaje mi się, że taka eskorta jest czymś całkowicie normalnym”, dokończył Eugen. Nie minęło wiele czasu, a doczekał się odpowiedzi. Corin Cindrea, zastępca dyrektora generalnego, wydał nawet… specjalne oświadczenie. Już na samym wstępie zaakcentował, że postawiona teza nie ma żadnego związku z rzeczywistością, po czym przeszedł do jej obalania. „O sytuacji informował nas Iosif Biro, który był stale na miejscu i został z Paulem resztę dnia i całą noc. Co więcej, nie rozumiemy jaki jest cel tych kłamstw, bowiem Ioan Horoba był pierwszym, który zwrócił się do sędziego i potępił jego brak zgody na wejście na boisku po wypadku (…)”. Oświadczenie kończyło zdanie, które odcinało wszelkie drogi odwołania w przyszłości. „Decyzje odnośnie transferów podejmowane są przez komitet, którego Ioan Horoba nie jest członkiem”. Klub rozegrał to bardzo sprawnie.
Nie była to jedyna sytuacja, w której głos zabrał Eugen Parvulescu. Według doniesień, które pojawiły się m.in. na portalu iongarnod, Paul miał być zmuszony do zmiany klubu przez właśnie Corina Cindreę. Podobno pomocnik miał mieć romans z dziewczyną dyrektora. „Chociaż mój syn jest z natury dobrym i cichym chłopakiem, to został nazwany najbardziej niespokojnym elementem drużyny. Osobiście nie wydaje mi się, żeby dał radę dalej grać w Gaz Metan, więc zasugerowałem Cindrei, żeby wreszcie sprzedał go jednemu z dwóch najmocniejszych zespołów w naszej lidze, który tak bardzo naciskał na transfer”. Na tę całą historię trzeba wziąć stosowną poprawkę, bowiem rumuńskie portale bardzo lubią szukać sensacji i rozpychać się łokciami w prywatnym życiu zawodników.
Nacisk władzy
A jeśli nie działają łokcie, to podpinają obiektywy o dużym zakresie ogniskowych i z ich pomocą starają się poznać prawdę. Pech chciał, że po raz kolejny po przeciwnej stronie barykady stanęło… Pandurii.
źródło: prosport.ro
Wszystko zaczęło się w samej końcówce meczu, gdy Ciprian Vasilache ostrym wślizgiem powstrzymał Parvulescu. Pomocnik nie wytrzymał: szarpanina, czerwona kartka i… na tym historia powinna się zakończyć.
źródło: prosport.ro
Paul wchodząc do tunelu nie szczędził ostrych słów w kierunku arbitra. „Mundurowy najpierw mnie kopnął, a za moment uderzył w głowę. Jego przełożony zrobił to samo. Chcieli mnie zaciągnąć do szatni i pomogła dopiero interwencja osób postronnych”.
I tym razem również nie obeszło się bez oficjalnego oświadczenia. Żandarmeria sprzeciwiła się wszelkim zarzutom, a na piłkarza została nałożona kara finansowa w wysokości 2000 rumuńskich lei.
Ofiara zemsty
Problemy z policją okazały się być pestką w porównaniu z burzą, która miała się za chwilę rozpętać. Przyćmiła ona powody opuszczenia Gaz Metan (oficjalnie chodziło o rozwój), podświetlając znacznie większe brudy.
źródło: pchdinamo.ro
Paul Parvulescu jest Czerwonym Psem, głosił nagłówek na pchdinamo.ro. Ultrasów rozpierała duma, że tak świetnie zapowiadający się piłkarz jest zdeklarowanym kibicem ich klubu. Dinama Bukareszt. Ale zaraz, przecież po transferze do Wisły Płock wszystkie tytuły podkreślały jego związek ze Steauą.
I tu właśnie jest pies pogrzebany.
Wrzesień, 2011 r. „Mogę tylko powiedzieć, że już jutro chcę się z tym wszystkim uporać i podpisać kontrakt z DINAMEM. Wykonałem moją pracę dla Gaz Metan i nadszedł czas, żeby odejść, zrealizować pewne marzenia…”, brzmiał post opublikowany na Facebooku. W tym momencie transfer został zablokowany z powodu pewnych niejasności na linii… Ioan Horoba – Dinamo. Klub nie zgodził się na dokonywanie transakcji za pośrednictwem firmy syna Horoby.
Kibice byli bardzo wyrozumiali. Trudno się dziwić skoro głos ponownie zabrał sam zainteresowany: „Jest mi niesamowicie przykro, że transfer nie doszedł do skutku! Takie jest życie…! Dziękuję wszystkim za słowa otuchy. Obiecuję, że Dinamo to jedyny klub, do którego przeniosę się po zakończeniu przygody w Medias. Jesteście najlepszymi i najbardziej oddanymi kibicami w kraju! Mam nadzieję, że będziecie mieli mnóstwo powodów do radości, a Wasza drużyna zdobędzie mistrzostwo!!! Dziękuję za wszystko, będę Was kochał do końca życia!!!” (Facebook). Wraz z każdym, kolejnym słowem, coraz bardziej zdobywał ich serca, rozpalał nadzieję. No bo któż nie chciałby mieć tak oddanego zawodnika w swoich szeregach?
Czerwone Psy natychmiast go pokochały i chciały nagrodzić wytrwałość i wielkie oddanie. Stąd koszulka – prezent i wielkie brzemię odpowiedzialności. Nikt wówczas nie przypuszczał, że tak szybko wróci do właściciela, a po wszystkim pozostanie tylko niesmak.
Pierwsza oferta: 300 tys. euro i 40% od przyszłego transferu. Horoba nie wyglądał na zadowolonego. Do wieczora stawka została podniesiona i tym razem na stole leżała propozycja opiewająca na 500 tys. euro + trzech zawodników w ramach rozliczenia (Musat, Paun i Ganea). W tym momencie wydawało się, że wszystko jest na ostatniej prostej. W mediach pojawiły się wypowiedzi Pustaia (trener), jakoby wszystko było dopięte w 90 procentach. „Nie wiem, czy papiery zostały podpisane, ale ja wyraziłem zgodę. Nie mogę nikomu blokować rozwoju. Jestem szczęśliwy, że Paul idzie do silnego klubu i mam nadzieję, że dzięki niemu znajdzie drogę do reprezentacji”, mówił dla gsptv. Wciąż jedna osoba pozostawała w opozycji twierdząc, że kwota jest uwłaczająca. Temat upadł.
Styczeń, 2012 r. Najwidoczniej Horoba miał do powiedzenia więcej niż mogłoby się wszystkim wydawać. „W nocy dowiedziałem się o zainteresowaniu Steauy i od razu zapytano mnie, czy chcę dla niej grać. Przecież nie mogłem odmówić – to najlepszy klub w kraju! Steaua to Steaua. Umowa jest znacznie bardziej korzystna i przede wszystkim, chcę wygrać tytuł. Mogę grać na lewej obronie (przyp. red. jeden z wymogów), bo tam zaczynałem moją przygodę z piłką. Jestem bardzo zadowolony, że Pan Becali mi zaufał i mam nadzieję, że go nie rozczaruję. Nie mogłem czekać całe życie na ofertę od Dinama, ryzykując śmierć w Medias… ”, powiedział Paul dla prosport.ro. Czar prysł. Parvulescu został sprzedany za milion euro. Różniła się nie tylko kwota transferu, ale i miesięczna pensja zawodnika: z 6 tys. euro zrobiło się 10 tys.
Sprawa wydawała się być jednak znacznie bardziej złożona. Okazało się bowiem, że Paul Parvulescu był obiektem wojny pomiędzy Steauą a Dinamem, a konkretnie dwoma ważnymi postaciami rumuńskiego futbolu. „Chciałem udzielić twardej lekcji nie klubowi, a Badei (przyp. red. dyrektor), który nieustannie podbijał stawkę za Chipciu nawet w momencie, gdy był już naszym zawodnikiem. Zagrałem bardzo podobnie.”, powiedział sport.ro Becali. „Wojskowi” byli na uprzywilejowanej pozycji, bowiem zawodnik prywatnie jest związany z Aną Gheorghe, siostrą Eleny, słynnej macedońskiej piosenkarki i razem spędzali wakacje w Bukareszcie.
Kibice nigdy mu nie wybaczyli. Parvulescu trafił na czarną listę i został uznany za zdrajcę. Trudno się jednak dziwić, skoro publicznie wyznawał miłość do Dinama i paradował w klubowej koszulce. Nie było dla niego litości. „Zobaczysz, że po zaledwie kilku meczach będziesz wyrywał sobie włosy, bo źle wybrałeś. Potrzebujemy gladiatorów. Curvulescu, jesteś jedynie psem w owczej skórze”, pisali ultrasi. Paul nie pozostał obojętny na gwałtowne reakcje ze środowiska kibicowskiego. Chciał zapomnieć i odciąć się od przykrych wydarzeń. Zaraz po tym, jak skończył testy medyczne ogłosił, że zwróci koszulkę Dinama. Do tej pory nie wiadomo, czy rzeczywiście to zrobił – niemniej jednak, miał na niego czekać komitet powitalny.
W grudniu 2015 r. Ioan Horoba został zawieszony w funkcji dyrektora na co najmniej 3 miesiące. Udało mu się skutecznie unikać topora przez jakieś 4 lata, bo właśnie wtedy zaczęły się poważne problemy w Gaz Metan Medias. Piłkarze nie otrzymywali premii, pensje docierały z wielkim opóźnieniem. Dyrektor nawet wtedy był na tyle bezczelny, że w przerwie potrafił wparować do szatni i zrównać z ziemią piłkarzy (tak było m.in. w czasie spotkania z Rapidem, gdy kazał im zmyć plamę na honorze po poprzedniej porażce 0:4 z Vaslui, vasile-antipa.blogspot.com). Oberwało się także Cindrei, którego kibice uznali za współwinnego dramatycznej sytuacji w klubie. Zemsta jest bronią obusieczną, witaj w Rumunii.
ŹRÓDŁA: vasile-antipa.blogspot.com, gsp.ro, sport.ro, prosport.ro, adevarul.ro, pchdinamo.ro, romaniansoccer.ro, turnulsfatului.ro, tribuna.ro.