Poniósł go melanż...
2012-04-14 16:57:20; Aktualizacja: 12 lat temu"Głupota nie zwalnia od myślenia" - powiedział kiedyś Stanisław Jerzy Lec. W przypadku Sławomira Peszki aforyzm wcześniej przeze mnie cytowany, niekoniecznie się sprawdza.
Człowiek potyka się w swoim życiu wielokrotnie. Jednak budzącym lęk faktem jest kwestia, gdy owy ludek namaszcza się po raz drugi tą samą głupotą.
Trudno wytłumaczyć piłkarza FC Koeln. Właściwie to zastanawiam się, czy jest sens rozczulać i gorliwie się modlić na tą mało schludną i czystą sprawą. Jedno jest pewne, a zarazem zatrważające. To wstyd i przede wszystkim hańba, że człowiek liczący się w układance trenera Smudy urządził sobie w takim momencie (dwa miesiące do Euro i kluczowa faza rozgrywek Bundesligi) melanż i awanturę w niemieckiej taksówce.
Groteskowe są również relacje z wydarzenia Peszki i jego agenta. Panowie, którzy powinni grać w tym samym zespole prezentują zgoła inne opinie na temat zajścia. Sam zainteresowany stwierdził, że gorzko żałuje (mea culpa, mea culpa – wszyscy współczujemy) swego czynu. Natomiast manager piłkarza (sam się głowię czy to dobre słowo, ale niech będzie) stwierdził, że lansowane przez niemieckie media wersje wydarzeń są całkowicie wyssane z palca.Popularne
Pan Grajewski nieco mija się w zeznaniach ze swym klientem, który w swym oficjalnym, niemieckim oświadczeniu pisze: „Po tym co się stało w sobotnią noc jest mi bardzo przykro.(…) To fakt. Popełniłem błąd i go bardzo żałuję.(…) Dla mnie osobiście jest to największe rozczarowanie”.
Niemiecki „Bild” twierdzi, że we krwi byłego piłkarza Lecha wykryto 1.5 promila alkoholu, dlatego noc z soboty na niedzielę spędził na izbie wytrzeźwień lub jak to woli areszcie alkoholowym.
Pierwszą i impulsywną decyzją Franciszka Smudy było natychmiastowe usunięcie Peszki z kadry. Jednak wiemy, że w taksówce zawodnikowi Koeln towarzyszył inny reprezentant biało-czerwonych – Marcin Wasilewski. On również dostał (być może tylko chwilowy) zakaz „zbliżania się” do kadry.
Wasilewskiego broni klub, który nie widzi w jego zachowaniu niczego nagannego. Przeciwnie. Władze Anderlechtu w swym oficjalnym oświadczeniu napisały, że „Wasyl” wrócił do Belgii na czas i jego wyjazd nie był oznaką złamania klubowego regulaminu. Poruszając kwestie awantury w niemieckiej taksówce, przedstawiciele 30-krotnego mistrza Belgii stwierdziły, że nie dopatrzyły się w zachowaniu defensora niczego, co mogłoby źle wpłynąć zarówno na ich wizerunek, jak i piłkarza.
Na drugim biegunie znalazło się oświadczenie klubu z Kolonii, który nałożył na Peszkę dość wysoką karę pieniężną (25 tys. euro) i wylot ze składu przynajmniej do czasu meczu z Mainz.
Teraz pozostaje pytanie co z owym fantem pocznie biedny trener Smuda? Selekcjoner już nieraz pokazał, że konsekwencji nie poznał zbyt dobrze. Ba, można stwierdzić, że uporczywie się z nią podgryza.
Drzwi kadry dla Peszki powinny być zamknięte przynajmniej na czas polsko-ukraińskiego czempionatu. Zawodnik Koeln zrobił wielką kupę pod samego siebie i być może mozolną pracą wróci do reprezentacji po kilku miesiącach sowitych i głębokich przemyśleń.
Natomiast sprawa Wasilewskiego jest małą zagadką. Można dywagować czy Smuda zbyt gwałtownie i jego odsunął od kadry. W przypływie emocji różne rzeczy się dzieją, jednak słów nie cofa się tak łatwo. Gracz Anderlechtu jest podporą naszej, chorującej co chwila, obrony. „Franzowi” powinno dać do myślenia stanowisko belgijskiego klubu, których żadnych konsekwencji od zawodnika wyciągać nie zamierza.
Ciekawą opinią postanowił się podzielić Jan Tomaszewski, który zażądał strącenia z reprezentacyjnego piedestału Franciszka Smudy, twierdząc, że takie sytuacje są przyczyną braku jakiegokolwiek reżimu w narodowej drużynie. Wyśmiał natomiast gwałtowność z jaką „pan Smuda” zareagował na doniesienia niemieckich bulwarówek.
Legendarny bramkarz, słynący z ciętego języka, bardziej w tym momencie kieruje się olbrzymią i nigdy nie skrywaną niechęcią do obecnego selekcjonera. Przyćmiewa to istotę sprawy, a wysuwa na pierwszy plan postać pana Tomaszewskiego, który niewątpliwe w centrum uwagi być lubi.
Patrząc oczami reprezentacji sprawa pijaństwa jest tu szeroko znanym zjawiskiem. Po aferze „kijowskiej” i „samolotowej” byłem przekonany, że proceder ten więcej do Euro się nie pojawi, a przynajmniej nie ujrzy światła dziennego na pierwszych stronach bulwarówek. Myliłem się.
Na niespełna dwa miesiące przed najważniejszą imprezą, kadrą co raz mocniej szarpią niepokój i nerwy. Zamiast próbować wyciszać atmosferę wokół naszego zespołu, staje się ona jeszcze bardziej gęsta. Sprawa Peszki jest zjawiskiem mało przychylnym i fakt ten wielce odkrywczy nie jest. Balon, który dmuchają media i kibice stale rośnie. Zawodnik Koeln sobotniej nocy go przejął i dmuchnął w niego jeszcze prężniej niż w policyjny alkomat.
Mateusz Wierzgacz