„Szczeciński Samuraj” czy „Japoński Kamikadze”? Akahoshi na podbój Ekstraklasy
2013-09-15 12:27:46; Aktualizacja: 11 lat temuKiedy w Borussii Dortmund sezon życia rozgrywał Shinji Kagawa, polskie kluby pozazdrościły Niemcom i postanowiły znaleźć swojego Samuraja, który będzie potrafił w pojedynkę wygrywać im spotkania. Pierwszy, Takafumi Akahoshi, trafił do Pogoni.
Przed obecnym sezonem Dariusz Wdowczyk miał niemały ból głowy, jak z powodzeniem zastąpić podstarzałego Ediego Andradinę, wtedy wybór padł na Japończyka. Jak się później okazało 27-latek poradził sobie kapitalnie zastępując doświadczonego Brazylijczyka i zostając pierwszoplanową postacią T-Mobile Ekstraklasy. Jedynie jego klubowy kolega Takuya Murayama i zawodnik o nazwisku niemniejszym niż Danijel Ljuboja, czyli Daisuke Matsui, człowiek-legenda w ojczyźnie, również poradzili sobie spośród ściągniętych graczy z „Kraju Kwitnącej Wiśni”.
O mały włos moglibyśmy nigdy nie podziwiać „Aki” na polskich boiskach. Na początku 2010 roku zawodnik testowany był przez Śląsk Wrocław, który jednak zrezygnował z niego po kilkunastu dniach. Trener Ryszard Tarasiewicz nie dostrzegł w pomocniku umiejętności, którymi dysponuje, a które później pomogły jego Pogoni w awansie do najwyższej ligi. Mimo podpisania wstępnego kontraktu nie udało mu się również zakotwiczyć w ŁKS-ie Łódź i były młodzieżowy reprezentant Japonii zrezygnował z poszukiwania zespołu w Polsce parafując umowę z Metalurgsem Lipawa.
Szczęśliwie dla piłkarza trafił do jednej z najlepszych drużyn ligi łotewskiej, idealnej do wybicia się i ogrania przed transferem nawet na pierwszoligowe polskie boiska, gdzie po roku trafił Japończyk. Początkowo miał problemy z aklimatyzacją w dodatku trener postanowił zrobić z niego defensywnego pomocnika, co jest już jakąś tendencją w naszym kraju, a szczególnie w Pogoni. „Aka” grał jednak poniżej swojego poziomu przeplatając dobre spotkania ze słabymi, czasem musząc nawet występować Jednak już wtedy można było zobaczyć u niego błysk, którym do dzisiaj nas czaruje.Popularne
Przygoda z Pogonią kompletnie nie udała się sprowadzonemu rok później najlepszemu graczowi ligi estońskiej, Sergiejowi Mosnikowowi, co jasno pokazuje, że Akahoshi wcale nie był skazany na sukces. Zresztą do dnia dzisiejszego Estończyk nie potrafi odnaleźć się w polskiej rzeczywistości mimo gry w Górniku Zabrze. Takafumi jak dotychczas nie potrafi jednak zagrać jednego równego sezonu przeplatając między sobą nie słabsze spotkania, a całe rundy. Tak jak było to rok temu, kiedy zagrał dobrą rundę jesienną i beznadziejną wiosenną. Najlepszy gracz pierwszych kolejek deklaruje, że teraz ma się to zmienić i nie przefarbuje włosów, jak rok temu.
Został już czołowym graczem całej ligi spychając na drugi plan między innymi swojego wielkiego bohatera Daisuke Matsuiego. Każde dziecko i nastolatek w Japonii chciał być kiedyś jak Matsui, nie inaczej było z „Aką”, dlatego wielkim wydarzeniem dla niego będzie dzisiejszy mecz przeciwko Lechii Gdańsk, na który czekamy z utęsknieniem. Tacy piłkarze jak dzisiaj Japończyk, a w przeszłości między innymi: Stilić, Melikson, czy Abdou Razack, na każdy mecz ściągają rzesze fanów, które chcą podziwiać ich kunszt piłkarski. Gdyby historia działa się jeszcze kilka lat temu to dzisiaj pewnie gracz „Portowców” dostawałby polski paszport i szedł na ratunek kadrze, ale w Szczecinie muszą zadowolić się jednym reprezentantem - Marcinem Robakiem.
Teraz Japończyk ma ochotę pokazać się szerszej publiczności mając ostatnią szansę na transfer na zachód. Już przed obecnymi rozgrywkami 27-latek odrzucił kilka ofert, bo jak sam twierdzi, w zeszłym sezonie trapiły go kontuzje i chce w Szczecinie pokazać pełnię swoich możliwości. Niewykluczone jest, że przy utrzymaniu takiej dyspozycji Pogoń sprzeda go za jakąś ładną kwotę już w zimie lub latem, ale jak na razie podziwiajmy go, bo mało jest u nas w lidze tak kreatywnych graczy.