To najważniejsze lato dla polskiego futbolu. Co najmniej do następnego
2022-07-05 10:59:09; Aktualizacja: 2 lata temuOstatnią polską drużyną w pierwszej setce rankingu Elo była Wisła Kraków w 2005 roku. Żeby w ogóle można było pomyśleć o powrocie na ten poziom, należy zacząć wygrywać już teraz. A o to będzie coraz trudniej.
Ranking Elo (clubelo.com), pomimo śmiesznej nazwy, jest jednym z poważniejszych źródeł wśród miłośników piłkarskiej statystyki.
O miejscu w rankingu decydują zdobyte punkty. Te dostaje się za wygrane spotkania. Tym więcej się dostaje punktów, im lepszego rywala się pokona. A za porażki, zwłaszcza ze słabszymi od siebie, punkty się traci.
W ten sposób na bieżąco możemy zobaczyć, jak zmienia się układ sił w Europie. Popularne
Jak można się domyślać, Polska w tym rankingu wygląda blado.
Powyższy wykres pokazuje jak radził sobie najlepszy polski klub przez kolejne lata.
Który to ten najlepszy? Od 1992 roku, czyli od momentu powstania Ligi Mistrzów, palmę pierwszeństwa w Polsce trzymało 8 klubów: Lech Poznań, Górnik Zabrze, Legia Warszawa, Widzew Łódź, Wisła Kraków, Piast Gliwice, Jagiellonia Białystok oraz Raków Częstochowa.
Od Kasperczaka do Berga
Najwyżej w rankingu była Wisła Kraków Henryka Kasperczaka w 2003 roku. Weszła wtedy do grona 50-ciu najlepszych klubów Europy.
Ale polski futbol nie założył trwałego obozu na wysokości nawet 100 miejsca. Wisła wyleciała z pierwszej setki rankingu po przegranym dwumeczu z Panathinaikosem w 2005 roku. I żaden polski klub nie wrócił już na ten poziom. Najbliżej była Legia Henninga Berga robiąca furorę w Lidze Europy pod koniec 2014 roku. Miała 1590 punktów Elo, zabrakło dziesięciu.
Spadek znaczenia polskich klubów w Europie zbiegł się w czasie z poważnymi reformami w europejskiej piłce. W 2004 roku pierwszy raz w Pucharze UEFA rozegrano fazę grupową. Od tego czasu na tym poziomie mieliśmy ledwie 12 drużyn. W Lidze Mistrzów - jedną. To istotna cezura, bowiem fazy grupowe oznaczają więcej meczów, zatem więcej punktów rankingowych możliwych do zdobycia.
Podsumowując: 18 sezonów, 36 faz grupowych (LM + LE), 13 polskich klubów na tym poziomie. To pojedyncze wystrzały, za którymi raczej szły lata posuchy niż lata tłuste. Dla porównania: od 2004 roku sama Sparta Praga zagrała 12 razy w fazie grupowej europejskich pucharów.
Najgorsze możliwe losowanie
Recepta na poprawę tej sytuacji jest prosta. Trzeba wygrywać w pucharach, za wszelką cenę, jak najszybciej. Inaczej będzie jeszcze gorzej. Ale tu na drodze stanęło Polakom losowanie w eliminacjach.
Lech Poznań w pucharach wylosował najgorzej jak mógł. Na tyle źle, że wylosowanie Karabachu Agdam, a później FC Zurich, już spowodowało, że szanse Kolejorza na grę jesienią w JAKICHKOLWIEK rozgrywkach UEFA (zatem oprócz LM także Liga Europy i Liga Konferencji) spadły.
Przed losowaniami - według użytkownika Twittera @DBAbsur - Lech miał 88% szans na grę jesienią w fazie grupowej dowolnych rozgrywek. Po losowaniach te szanse wynoszą już tylko 75%.
Lol, Lech trafia też na najtrudniejszego możliwego przegranego w LKE :D
— AbsurDB (@DbAbsur) June 15, 2022
Szanse na fazę grupową LKE spadły z 53% do 47%
Szanse na brak jakiejkolwiek fazy grupowej wzrosły z 18% do 25%!!! (przedwczoraj wynosiły 12%).
Losowania mają zbyt wielką wagę w eliminacjach pucharów. https://t.co/a8XpAaC9ef
Spadek wydaje się niewielki, ale co innego ma tu znaczenie. Zanim w ogóle wybrzmiał pierwszy gwizdek w walce w eliminacjach, dwukrotnie wzrosło prawdopodobieństwo, że Lech w ogóle nie zagra jesienią w grupie.
Czerwcowe losowanie Lecha Poznań drastycznie wpływa więc na najważniejsze rozstrzygnięcia dla polskiej piłki w tym sezonie, bo to właśnie Kolejorz ma największe szanse na grę w fazie grupowej.
Polska w igrzyskach śmierci
Oczywiście nie powinno to dziwić. Mimo fiaska projektu Superligi, największe kluby i tak podporządkowały sobie futbol. A polskie kluby przekonują się o tym na własnej skórze właśnie w takich sytuacjach.
Znanych jest już bowiem aż 26 z 32 uczestników fazy grupowej Champions League.
Mistrzowi Polski zostaje więc walka o jedno z sześciu pozostałych miejsc. A w zasadzie czterech, bo tyle przeznaczono dla mistrzów krajowych. Żeby wyłonić zwycięzców, potrzebne są aż 4 dwumecze. Meczów dużo, szans mało.
Gdy Lech poprzednio zostawał mistrzem Polski w 2010 i 2015 roku, z eliminacji wchodziło 10 drużyn.
A gdy o Champions League walczyła na początku XXI wieku Wisła Kraków, starała się o jedno z 16 miejsc dających grę w fazie grupowej. Co prawda były tam często znacznie silniejsze drużyny, jak choćby Real Madryt, czy Barcelona, lecz do rozegrania były tylko 4 spotkania. I to najważniejsze było pod koniec sierpnia, a nie na początku lipca.
Zatem: dziś mamy dwa razy więcej grania o cztery razy mniej miejsc.
Wielkim klubom dzisiejsza piłka wybacza bardzo dużo. Mniejsi margines błędu mają mikroskopijny i muszą uczestniczyć w igrzyskach śmierci. Jedno złe kopnięcie może przekreślić praktycznie cały sezon.
Dlaczego może być jeszcze gorzej
Wypychanie polskiej piłki klubowej na absolutne peryferia to zatem proces, który przyspiesza.
Polskie kluby nie są w stanie przebić się do faz grupowych w europejskich pucharach, bo zaczynają grę w eliminacjach coraz wcześniej i mierzą się z coraz trudniejszymi rywalami. A dzieje się tak, bo nie osiągają dobrych wyników w pucharach.
To błędne koło, które przyspiesza jednocześnie przez niezdolność najsilniejszych polskich klubów do trwałej budowy drużyny.
Najbardziej utalentowani Polacy odchodzą do najsilniejszych lig europejskich, a kluczowi obcokrajowcy dostają dobre oferty z bogatszych od polskie klubów. W konsekwencji polityka transferowa często nastawiona jest więc na uzupełnianie ubytków niż wymianę najsłabszych ogniw. To wieczne reagowanie zamiast planowania.
To trudne położenie polskiej klubowej piłki to także konsekwencja lat zaniedbań i traktowania europejskich pucharów jako „pocałunku śmierci” albo „pucharowej przygody”, która jest tylko deserem po udanej uczcie w poprzednim sezonie.
A dla całej polskiej piłki lato z eliminacjami do pucharów to nie wartość dodana i nagroda za udany sezon. To rzecz ważniejsza niż wielki turniej z udziałem reprezentacji.
Kto wygrywa regularnie w eliminacjach może załapać się na pociąg, który zawiezie na średnią półkę europejskiej piłki.
A w rankingu UEFA Ekstraklasa znajduje się na 28 miejscu - między Węgrami a Kazachstanem. W liczbie punktów bliżej nam jednak do będącej na 54. lokacie Andory niż zamykającej drugą dziesiątkę Turcji.
Jeśli nie nastąpi drastyczna poprawa wyników polskich klubów w europejskich pucharach, sytuacja może być jeszcze gorsza. A Ekstraklasa na dobre stanie się ligą absolutnie peryferyjną.
Jak mawiał Stefan Kisielewski: – To, że jesteśmy w dupie - to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.
I urządzamy się tak od 2005 roku, gdy Wisła odpadła z Panathinaikosem.
JACEK STASZAK