Nie trzeba daleko sięgać pamięcią, aby znaleźć pierwsze transferowe niewypały. Pierwszymi zawodnikami w naszym zestawieniu są świeżo sprowadzeni Cameron Borthwick-Jackson oraz Kenneth Zohore, którzy jednocześnie zdążyli już pożegnać się z Wrocławiem. 27-letni lewy obrońca, podobnie jak napastnik, ekipę „Wojskowych” zasilił latem ubiegłego roku. Wychowanek Manchesteru United, który w pierwszej drużynie „Czerwonych Diabłów” rozegrał 14 spotkań (w tym 11 w Premier League i jedno w Lidze Mistrzów), występując u boku Wayne'a Rooneya czy Michaela Carricka, do Śląska przeniósł się po dwóch latach gry dla trzecioligowego Burton Albion.
Borthwicka-Jacksona w pierwszej drużynie wrocławian oglądać mogliśmy w trzech spotkaniach, w których łącznie rozegrał 114 minut. Pięć razy natomiast wystąpił w trzecioligowych rezerwach WKS-u. Związany ze Śląskiem do końca 2025 roku zawodnik przebywa obecnie na wypożyczeniu w szkockim Ross County, gdzie również nie może liczyć na regularne występy - na dziewięć możliwych meczów, czynny udział brał w zaledwie czterech.
Duński napastnik z kolei do Wrocławia trafił z Odense BK. 30-latek, który w przeszłości reprezentował między innymi West Bromwich Albion czy Cardiff City, rozgrywając 19 spotkań w Premier League i 113 na jej zapleczu, w ostatnich latach trapiony był wieloma kontuzjami. Zmiennik Erika Expósito nie miał w tym sezonie wielu okazji do wykazania się, gdyż na boisku przebywał jedynie przez 203 minuty (osiem meczów, z czego jedno w drugiej drużynie). Z dorobkiem zera goli i zera asyst stolicę Dolnego Śląska opuścił na początku marca, za sprawą obustronnego rozwiązania kontraktu.
Kolejnymi piłkarzami na naszej liście są wyszkoleni w Niemczech młodzi zawodnicy, z którymi wiązano spore nadzieje. Marcel Zylla, wieloletni wychowanek Bayernu Monachium, do Polski przeniósł się w wieku 20 lat z łatką sporego talentu, nigdy jednak nie stając się kluczową postacią wrocławskiej drużyny. Dla WKS-u zdobył zaledwie dwie bramki i trzy asysty w 35 występach, a także trzy trafienia w 22 meczach dla drugiego zespołu. 24-latek testowany niedawno przez Chrobrego Głogów i Zagłębie Sosnowiec wciąż pozostaje bez klubu, po tym, jak w połowie stycznia rozstał się ze Śląskiem Wrocław.
Rówieśnik Zylli, urodzony w niemieckim Rendsburgu Dennis Jastrzembski to drugi przykład niewykorzystanego potencjału. Aktualny gracz Fortuny Düsseldorf, niegdyś nadzieja Herthy Berlin, ze Śląskiem związany był przez półtora roku. W tym czasie dla „Trójkolorowych” rozegrał 50 meczów, zdobywając przy tym trzy gole i taką samą liczbę asyst.
Piłkarzem sprowadzonym z Niemiec, jednak z zupełnie innym statusem, był Waldemar Sobota. Ikona Śląska Wrocław, z którym w sezonie 2011/2012 zdobywała mistrzostwo Polski, zdecydowała się na powrót do ojczyzny po siedmiu latach spędzonych w belgijskim Club Brugge i niemieckim FC St. Pauli. Druga „kadencja” pomocnika w WKS-ie nie była jednak tak udana - w ciągu dwóch lat, po których zdecydował się zakończyć karierę, rozegrał 51 spotkań, zdobył jedną bramkę i zanotował pięć asyst.
Nie każdy zawodnik z Półwyspu Iberyjskiego był drugim Erikiem Expósito czy Matíasem Nahuelem Leivą. Więcej - w ostatnich latach wymieniona dwójka jest swego rodzaju wyjątkiem od reguły. Hiszpanie Caye Quintana i Víctor García, urodzony w Madrycie Javier Hyjek oraz Portugalczyk Diogo Verdasca miejsca we Wrocławiu na długo nie zagrzali.
Pierwszy z nich, środkowy napastnik, oprócz słabej postawy na boisku często odbierany był jako gracz, który nie do końca poważnie podchodził do swojego zawodu i roli, jaką powinien odgrywać w Śląsku. U niektórych sympatyków czarę goryczy przelała niechlujna rozgrzewka Quintany podczas przegranego 0:3 meczu z KKS-em Kalisz. 30-letni napastnik Recreativo Huelvy w WKS-ie rozegrał 46 spotkań, w których zdobył jedynie trzy bramki.
Zapomniany przez wielu lub też wspominany jedynie za sprawą kuriozalnej bramki samobójczej zdobytej niemal z połowy boiska Javier Hyjek nigdy nie stał się ważną postacią „Trójkolorowych”. 23-letni, były gracz młodzieżowej drużyny Atlético Madryt obecnie przebywa na wypożyczeniu w hiszpańskiej, czwartoligowej CD Esteponie. W pierwszej drużynie, w zielono-biało-czerwonych barwach rozegrał 13 meczów, notując jedną asystę.
Odpowiedzialny za wiele błędów w obronie Diogo Verdasca, chwalony przez sympatyków wrocławskiego klubu był głównie za sprawą gry Football Manager, gdzie jego postać spisywała się fantastycznie. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna - 27-latek w Śląsku rozegrał 47 spotkań, po czym przeniósł się do CD Mirandés. Tam jednak przez większość czasu musiał zmagać się z kontuzją ścięgna Achillesa (309 dni, 46 meczów opuszczonych z powodu urazu w tym sezonie).
Nieco lepiej zapamiętany jest Víctor García, który dla drużyny „Wojskowych” zdobył dwa gole i zanotował osiem asyst. Niegdyś podstawowy wahadłowy Śląska wpisał się nawet na listę strzelców w wygranym 2:0 meczu z Paide Linnameeskond w ramach kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy. Wrocław opuścił latem ubiegłego roku, wracając do ojczyzny, a dokładniej do trzecioligowej Málagi.
Ostatnim graczem na naszej liście, a zarazem tym, który ze Śląskiem nie jest związany już od lat, okazuje się pierwszy Irańczyk w historii Ekstraklasy Farshad Ahmadzadeh. Prawoskrzydłowy przybywał do Polski jako gwiazda irańskiej ekstraklasy, uchodząc w rodzimym kraju za prawdziwego celebrytę. 31-latek zagrał nawet w jednym z tamtejszych popularnych seriali, a w pierwszym wywiadzie dla WKS-u wspominał, że jego celem na pierwszy sezon jest zdobycie dziesięciu bramek. Filigranowy skrzydłowy po pierwszych sześciu kolejkach we Wrocławiu miał na swoim koncie gola i asystę. Później jednak, gdy liczba występów rosła (łącznie rozegrał 27 meczów), licznik udziału przy bramkach pozostawał niezmieniony. Mówi się, że w dużej mierze to, że Ahmadzadeh nie odnalazł się w Polsce, spowodowane było tęsknotą za rodzinnymi stronami.