Trener Smuda czyni… obrońców: Przemysław „tajna broń” Pitry

2017-03-19 19:36:49; Aktualizacja: 7 lat temu
Trener Smuda czyni… obrońców: Przemysław „tajna broń” Pitry Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Była już tiki-taka rodem z Lubelszczyzny, więc przyszedł czas na znacznie cięższą artylerię. W Łęcznej doszło do operacji „przemianowanie” zakończonej pełnym sukcesem.

Rok 2017 był to dziwny rok, w którym nawet najmniejsze znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na jakieś nadzwyczajne zdarzenia, a już na pewno nie na porywającą grę piłkarzy Górnika Łęczna. Kolejny rywal czekał na nich w Poznaniu, gdzie mieli zmierzyć się z prawdziwą machiną do zabijania. Podopieczni Bjelicy nie zaznali goryczy remisu od grudnia (1:1 w wyjazdowym spotkaniu z Cracovią), nie brali jeńców, taranowali wszystko i wszystkich, co tylko pojawiło się na ich drodze. Żeby tego było mało, „Kolejorz” obchodził 95. urodziny i z tej okazji stadion wypełnił się po brzegi. Ot, piłkarskie święto, którego nic i nikt nie mogły popsuć.

No, prawie. Bo przecież trudno traktować poważnie drużynę, która na środku obrony wystawia 35-letniego napastnika.

Wówczas nikt (może nawet sam trener Smuda) nie przypuszczał, że będzie to strzał „w dziesiątkę”. Przemysław Pitry nie tylko w większości przypadków nie dawał żyć Kownackiemu, ale także w parze ze wprowadzaniem piłki do gry truchtała jakość. Chociaż zawodnik nigdy nie miał przyjemności grać na stoperze, to okazało się, że ma do tego naturalne zdolności.

Nie była to jednostkowa sytuacja. Pitry od samego początku (dosłownie, dobrze zblokował rywala już w pierwszej minucie) utrudniał życie Kownackiemu nie pozostawiając mu zbyt wiele miejsca. Tak właściwie nie wyszło mu tylko raz, w drugiej połowie, gdy potrzebował wsparcia swoich kolegów.

35-latek świetnie czytał grę młodego snajpera poznaniaków. Meldował się zawsze tam, gdzie on, ale o pół tempa szybciej, dzięki czemu bezboleśnie mógł oddalić zagrożenie. W pierwszej części spotkania zdecydowanie najczęściej spychał przeciwnika do boku, ewentualnie ściągał go do linii końcowej (co najmniej 2 interwencje) i tam kasował. Bardzo przydatne okazały się to typowe dla napastników cwaniactwo, które umożliwiało mu nabicie rywala/ odprowadzenie futbolówki poza boisko oraz samo zrozumienie gry graczy ofensywnych. Zwłaszcza to drugie zasługuje na szerszą uwagę. Pitry nie zachowywał się jak typowy, przywiązany do pozycji stoper, który góruje nad swoimi rywalami, wprowadza piłkę i wraca na z góry ustalone pozycje. Jego rola była znacznie szersza.

„Obrońca” był bardzo odważny i pewny siebie. Niejednokrotnie wychodził wyżej z futbolówką i dopiero gdzieś w okolicach linii środkowej decydował się na prostopadłe podanie. Trzeba jednak przyznać, że wychodziło mu to zaskakująco dobrze. Większość jego piłek znajdowała adresata i przy okazji nadawała tempo akcjom Górnika Łęczna. Chodziło o ten „właściwy” moment przyspieszenia, który nie tylko potrafił wyczuć, ale i jeszcze dopasować do ustawienia kolegów. W drugą stronę, nie wahał się wyjść wyżej do odbioru, zblokować przeciwnika i zmienić kierunek gry na ten sprzyjający jego drużynie. Jego naturalny instynkt znalazł zastosowanie w typowej grze obronnej. 35-latek doskonale wiedział, jak zostanie przeprowadzony atak, w którym momencie wystartuje Kownacki i w jaki sposób można go zatrzymać. Głównie dzięki niemu młody zawodnik Lecha był niemalże całkowicie odcięty od gry – trudno się dziwić skoro Pitry brał udział w niemalże wszystkich działaniach destrukcyjnych.

Napastnik od początku akcji kontrolował ruch Raduta – odwracał się, spoglądał w jego stronę, ustawiał się dokładnie tak, żeby w każdym momencie być gotowym na interwencję.

Gra Pitrego nie wyglądałaby aż tak obiecująco, gdyby nie ciężka praca całej drużyny. Podopieczni Smudy byli maksymalnie skoncentrowani i świetnie się dogadywali. Łęczna zwłaszcza w pierwszej połowie prowadziła grę, notowała bardzo wysoki poziom dokładności podań oraz przede wszystkim, stwarzała sobie sytuacje bramkowe. Goście z łatwością przenosili się pod pole karne poznaniaków, nie mieli większych problemów, żeby szybko przenieść atak na flankę i tam rozklepać przeciwnika dzięki szybkiej grze w trójkącie.

Konkretów nie brakowało także w drugiej części spotkania. Łęcznianie byli bardzo mobilni, trzymali się blisko siebie i w obrębie formacji pojawiała się ogromna wymienność. Co najważniejsze: grali przy tym bardzo płynnie, bez większych strat oraz przestojów.

Obecność Pitrego na stoperze sprawiła, że defensywa zyskała sporo jakości. 35-latek pokazywał swoim kolegom, jak mają się ustawiać, nadawał rytm grze i starał się ją samodzielnie przyspieszać za sprawą prostopadłych podań. Chociaż nigdy wcześniej nie miał okazji grać na tej pozycji, to wykazywał się zaskakującą pewnością siebie (ograniem)… może właśnie dzięki temu eksperyment zakończył się pełnym sukcesem? Wszak, jakby nie patrzeć, walnie przyczynił się do powstrzymania rozpędzonej lokomotywy. Trener Smuda nie tylko czyni taktyczne cuda, ale i odkrywa potencjał defensywny w starych wyjadaczach sceny ataku.