Umiejętność przewidywania straszakiem na rywala: Mateusz Szwoch

2016-08-14 19:52:34; Aktualizacja: 8 lat temu
Umiejętność przewidywania straszakiem na rywala: Mateusz Szwoch Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Nie musi być ciągle przy piłce, żeby robić różnicę i dokładać cegiełkę do sukcesów drużyny. Jego efektywność wypływa z mieszanki zaangażowania i czytania gry.

Istotny element pressingu

Sukces Arki drzemie w wysokim podejściu pod linię obrony przeciwnika. Ba, spokojnie można powiedzieć, że nie tyle co "drzemie", a przeżywa coś na kształt świadomego snu. Podopieczni Nicińskiego ustalają warunki gry, bo na własnym terenie są bowiem w stanie rozgrywać dwa mecze: jeden w głowie, a drugi na boisku. Wszak świetna komunikacja pomiędzy zawodnikami aż unosi się w powietrzu...

I wtedy pojawia się on. Czasem na skrzydle, czasem wymieniając się ze Zjawińskim "na szpicy" mobilnego trójkąta, który zmienia się w zależności od potrzeb. Naciska przeciwnika, wywiera na nim ogromną presję, bo przyświeca mu jeden cel: zmuszenie rywala do błędu. Mateusz Szwoch stanowi jeden z najważniejszych elementów ofensywnej części formacji gdyńskiej Arki. Można powiedzieć, że posiadł zdolność prekognicji. Takiej, którą można przenieść na grunt piłkarski. Bo 23-latek nie zajmuje się wyciąganiem z fusów liczb obrazujących miejsce jego drużyny w tabeli po którejś z kolei serii rozgrywek. Chodzi o rozkładanie rywala na czynniki pierwsze.



Podchodzi bardzo wysoko, a przecież takie coś może przynieść należyte efekty raz czy dwa w ciągu całego meczu. Na pewno nie za każdym razem. A mimo tego nie ustaje w staraniach. Bo a nuż tym razem się uda...

Nie chodzi o to, żeby za każdym razem korzyści były nie wiadomo jakie ogromne, żeby któryś z defensorów Rumaka stracił futbolówkę i żółto-niebiescy mogli strzelić łatwego gola. Chodzi o powtarzalność. I właśnie w niej świetnie spisuje się Szwoch. W spotkaniu ze Śląskiem, Arka osiągnęła niemalże pełną dominację, stłamsiła rywala i nie pozwoliła mu wymienić choćby kilku podań na swojej połowie (nie wspominając już o zawiązaniu jakiejkolwiek akcji) właśnie dzięki pressingowi.


23-letni pomocnik był bardzo uciążliwy dla swojego przeciwnika, przyklejał się do niego i nie pozwalał się ruszyć.

Szwoch potrafił przebiec z rywalem połowę szerokości boiska i ściągnąć go do linii bocznej, żeby Arka zyskała czas na optymalne ustawienie, a Śląsk stracił element zaskoczenia. W przeważającej większości przypadków taka akcja nie miała już tempa i trzeba było mozolnie konstruować ją od nowa.  Dodatkowo przeciwnik nie był już taki pewny siebie i miał problem, żeby wprowadzić futbolówkę z pominięciem linii środkowej – tracił na dokładności.



I w drugą stronę, pomocnik nic sobie nie robił z tego, że ma rywala na plecach. Bardzo łatwo potrafił wyjść spod presji, uwolnić się.

Jeśli Szwoch zdołał odebrać rywalowi futbolówkę, to niesamowicie trudno było wybić go z rytmu. Nie miał większych problemów, żeby się z nią zastawić i w odpowiednim momencie unieść głowę, celem odegrania do dobrze ustawionego kolegi. Wiedział, że ktoś go wspomoże – cała drużyna pracowała na sukces. Takie zachowanie było idealnie  widoczne w bocznych sektorach boiska, gdzie oprócz tego, że pomocnik był w stanie utrzymać się przy piłce i nieco poszarżować, to jeszcze ściągnąć na siebie uwagę przeciwnika.

Szwoch nie tylko zdobywał teren – on robił coś znacznie ważniejszego.

Oczy defensorów Rumaka były zwrócone właśnie na niego. Wszyscy patrzą, co zrobi pomocnik, gdzie zagra, jak się zachowa, a nikt nie pilnuje… chociażby dobrze ustawionego Yannicka, który aż się prosił o dokładne podanie. Wrocławianom mogło się wydawać, że w tym momencie są na wygranej pozycji – przecież Pawelec wypchnął Szwocha, akcja straciła na tempie. No nie do końca. 23-latek nie miał większych problemów, żeby przytrzymać piłkę przy nodze nieco dłużej i tak zmęczyć swojego przeciwnika, że ten nawet nie zauważył, w którym momencie doszło do dośrodkowania.

Ten „od lekkości”

Daleko mu od bycia idealnym. Chociaż na boisku widzi bardzo dużo i niejednokrotnie jest o krok przed rywalem, to bardzo często załącza mu się pewna samolubność. Jak właśnie w tej 8. minucie, która świetnie pokazuje na co stać Szwocha i jakim jest ważnym elementem w tej całej układance Nicińskiego.

Najpierw w jedną, potem w drugą stronę aż w końcu… dośrodkowanie.

23-latek nie dostrzegł bardzo dobrze ustawionego Yannicka i zdecydował się bezpośrednio wrzucić piłkę w pole karne. Całość akcji można było rozegrać znacznie lepiej, ale samo prowadzenie futbolówki było godne podziwu. Trzymał ją blisko siebie jednocześnie ciągle monitorując okoliczności towarzyszące. Pilnował, żeby Pawelec był w pobliżu i wcale nie próbował mu się na siłę urwać: wiedział, że przeciwnik i tak jest skoncentrowany tylko na nim.

Nie była to jednorazowa sytuacja. Za każdym razem, gdy Szwoch próbował przyszarżować flanką, spora część defensywy Śląska skupiała się tylko na nim.

A wcale nie można było powiedzieć, że pomocnik ciągle stara się rozgrywać. Zagrał zupełnie inne zawody niż w wyjazdowym spotkaniu z Jagiellonią, gdy przez całą pierwszą połowę cofał się do środka pola i pomagał w upłynnianiu akcji, regulacji tempa. Tym razem skoncentrował się na działaniach stricte ofensywnych i przez większą część czasu meldował się w wysokich sektorach boiska. Przynosiło to należyte efekty, bowiem bardzo często ściągał na siebie uwagę przeciwnika aż tak, że Zjawiński był w stanie wyjść na czystą pozycję.

Sytuacja z 22. minuty nie tylko świetnie pokazuje, jak Szwoch radzi sobie z rywalem na plecach, ale i jaki ma to wpływ na resztę podopiecznych Rumaka. W obecnym ustawieniu, gdyby Zjawiński dostał dokładną piłkę do nogi, wyszedłby sam na sam z Pawełkiem.

Odpowiednia przestrzeń, żeby zgarnąć futbolówkę i szybko rozpocząć akcję ofensywną.

23-letni pomocnik samym swoim ustawieniem na boisku jest w stanie zrobić różnicę. W nielicznych sytuacjach, gdy Śląsk stawał przed szansą na strzelenie gola ze stojącej piłki, zawodnik ustawiał się na styku pola karnego, żeby w razie czego zebrać futbolówkę i ruszyć z kontrą. Przyniosło to efekty w 33. minucie, gdy z własnej połowy otrzymał świetne, długie podanie od Yannicka, nie miał najmniejszych problemów z kierunkowym przyjęciem i samym ruchem do i z piłką był w stanie wywalczyć sobie odpowiednią przestrzeń do wyjścia z konkretną akcją.

Wywalczanie sobie miejsca nie było niczym nowym – Szwoch potrafił z łatwością urwać się obronie rywala (tu akurat piłka trafiła do Marcjanika, który popisał się świetnym strzałem).

Połączenie zaangażowania, bardzo dobrego wyszkolenia technicznego i niesamowitego zacięcia przynosiło efekty także, gdy trzeba było doholować piłkę aż do linii końcowej. Pomocnik potrafił w odpowiednim momencie podkręcić tempo, podnieść głowę i zobaczyć, gdzie są jego koledzy tak, żeby akcja nie straciła na tempie. Zawsze szukał kilku rozwiązań zamiast na ślepo dośrodkowywać „bo może tym razem się uda”. Świetnie poradził sobie z Dwalim w 66. minucie, chociaż nie miał zbyt wielu okazji, żeby powalczyć w pojedynkach 1 na 1. Przeciągnął obrońcę dobre kilka metrów przyspieszając na wysokości pola karnego, przyhamował przy samej linii końcowej i w momencie, gdy rywal spodziewał się rozwiązania siłowego, wycofał piłkę do lepiej ustawionego kolegi.

W tym wszystkim chodziło o balans ciała. Ruchy Szwocha pozbawione są czytelności, nie ma większych problemów, żeby przełożyć sobie piłkę między nogami nawet, kiedy stoi oko w oko z przeciwnikiem. Dzięki temu jest w stanie wywalczyć sobie odpowiednią przestrzeń do gry. I czas. Tak potrzebny, żeby jego koledzy z drużyny zdążyli zareagować. A przecież wystarczy w odpowiednim momencie podnieść głowę…

Celownik do regulacji

Może czasem brakuje mu właśnie tego. W spotkaniu ze Śląskiem Szwoch napotkał ogromne problemy z… ułożeniem stopy do stojącej piłki. Pomimo, że w poprzednich meczach świetnie wykonywał stałe fragmenty gry, to akurat w tym coś mu nie leżało. Jakby w momencie unoszenia głowy cały misterny plan przestawał być możliwy do realizacji. W pierwszej połowie jeden z jego 3 rzutów rożnych znalazł adresata i to tylko dlatego, że był wykonany na krótko. Raz piłka została wrzucona zbyt płytko i płasko, by kolejnym razem przelecieć przez całe pole karne. Równie słabo wyglądały strzały w jego wykonaniu. W 11. minucie uderzał z narożnika pola karnego i futbolówka pomknęła obok krótszego słupka, a po upływie pół godziny gry (33.minuta) próbował swoich sił, uderzając z ok. 22 metra. Z podobnym skutkiem. Nic więc dziwnego, że w drugiej części spotkania do narożnika boiska wędrował już nie Szwoch, a Bożok. Poprawiła się jednak skuteczność uderzeń 23-latka. Próbował trzykrotnie i raz, w 55. minucie, o mały włos nie pokonał Pawełka.

Po gwizdku sędziego rozpoczynającym drugą połowę, na boisku jakby zrobiło się więcej miejsca. W 66. minucie arkowcy stanęli przed szansą na bramkę i to po bardzo ładnej, finezyjnej akcji, w której jedną z głównych ról zagrał właśnie Szwoch.

Wydawało się, że na kilka dobrych sekund wrósł w ziemię i nic z tego nie będzie. Nic bardziej mylnego. Po wrzucie Zbozienia z autu, piłkę przejął Siemaszko i od razu uruchomił Marcusa, który odegrał do Szwocha. 23-latek od razu oddał futbolówkę, ale sędzia dopatrzył się pozycji spalonej.

Całość akcji mogła musiała się podobać. Pomocnik popisał się niesamowitym wyczuciem – przykleił się do miejsca, w którym znalazł się przed wprowadzeniem piłki do gry i czekał na rozwój sytuacji. Wiedział, że potrzebny jest właśnie w tym punkcie, że wówczas stanie się łącznikiem. Oczywiście nie wyszłoby bez dokładności i zrozumienia.

Widząc ofiarną grę Siemaszki, Szwoch natychmiast ruszył za akcją dzięki czemu Arce udało się wypracować przewagę liczebną. Zabrakło mu szczęścia w wykończeniu, kilku centymetrów.

Pomocnik o mały włos nie przypłacił tego kontuzją ręki, ponieważ niefortunnie upadł przy wślizgu, ale skończyło się tylko na wielkim strachu. Szwoch świetnie wbił się w pole karne – wiedział, że może liczyć na prawie-idealne podanie od Marcusa. Wystarczyło zebrać się o ułamek sekundy wcześniej…

Ważne było także zachowanie 23-latek jeszcze w momencie, gdy Arka wychodziła z przewagą liczebną. Nie zawahał się, nie został w tyle, widząc, że Siemaszko niekoniecznie musi sobie poradzić z opanowaniem piłki. Co prawda doświadczony zawodnik mógł uruchomić dobrze ustawionego Błąda, ale i tak cała akcja mogła się podobać.

Ktoś mógłby powiedzieć, że „wystarczy być pod grą”. Do tego trzeba jednak dołożyć kilka istotnych elementów: zaangażowanie, wyprzedzanie rywala o krok , umiejętności techniczne. Sam pressing nie wystarczy. Zwłaszcza, że wysokie podejście pod linię obrony przeciwnika może czasem przybierać bierną formę. Nie tym razem. Chociaż Szwoch przez większą część czasu nie był przy piłce, to i tak zdobywał teren, ściągał na siebie uwagę, pracował dla całej drużyny. Wyglądało to tak, jakby gdzieś za pazuchą ukrył szklaną kulę. Taką, której czas reakcji nie przekracza sekundy…