Wypadki chodzą po… piłkarzach, czyli dziesięć najbardziej nietypowych przyczyn kontuzji w historii futbolu
2015-09-22 16:18:10; Aktualizacja: 9 lat temuJaki powinien być dobry piłkarz? Szybki? Owszem. Silny? Zgadza się. Obdarzony nienaganną techniką? Oczywiście, ale najważniejsze u futbolistów jest zdrowie!
Bo cóż mielibyśmy my – kibice z wielkiego talentu Messiego lub Ronaldo, gdyby dwaj geniusze większość kariery zamiast na boisku, spędzali w szpitalach. Oni także raz na jakiś czas odnoszą urazy, ale zazwyczaj w wyniku ostrego faulu rywala. Co natomiast mają powiedzieć trenerzy, których podopieczni musieli pauzować z powodu kontuzji nogi odniesionej w wyniku zbyt długiego przesiadywania przed telewizorem lub urazu placów, będącego rezultatem nieumiejętnego wiązania butów? Tekst ten ukazuje dziesięć (według subiektywnego odczucia autora i losowej kolejności) najbardziej komicznych sytuacji, w których piłkarze nabawili się kontuzji, a jeden z nich poniósł nawet śmierć.
Santiago Canizares (Hiszpania)
Świetny przed laty bramkarz m.in. Valencii i reprezentacji Hiszpanii miał wyjątkowego pecha, gdyż kontuzja odniesiona w niecodziennych okolicznościach pozbawiła go możliwości wzięcia udziału w koreańsko-japońskich mistrzostwach świata w 2002 r. Ówczesny selekcjoner „La Furia Roja” Jose Antonio Camacho, powołując golkipera o charakterystycznej blond czuprynie do swojej kadry, liczył, że w razie potrzeby zastąpienia Ikera Casillasa, Santiago stanie na wysokości zadania i wywiąże się z pokładanych w nim nadziei. Trudno wyobrazić sobie skalę wściekłości szkoleniowca Hiszpanii, kiedy dowiedział się niedługo przed wylotem do Azji o nagłej kontuzji Canizeresa. A kiedy Camacho zdał sobie sprawę, że stracił świetnego bramkarza z powodu jego niefrasobliwości w łazience, zapewne śmiał się i płakał na przemian. Bo jeden z najpopularniejszych piłkarzy w historii Valencii wykluczył sam siebie z udziału w mistrzostwach globu, upuszczając na nogę flakon z wodą po goleniu.
Odłamki szklanej buteleczki tak mocno zraniły stopę Canizaresa, że opiekujący się nim lekarze zmuszeni byli założyć mu kilka szwów. S.C. nie pozostało nic innego, jak zadowolenie się oglądaniem pojedynków swojej reprezentacji z perspektywy telewidza, ale może to i lepiej, gdyż naszpikowana gwiazdami Primiera Division Hiszpania odpadła z turnieju już w ćwierćfinale po niepodziewanej porażce z Koreą Południową.
Darren Barnard (Walia/Anglia)
Emerytowany obecnie piłkarz, którego najbardziej znanym klubem w karierze była londyńska Chelsea, urodził się w Niemczech, ale legitymował się obywatelstwem Anglii oraz Walii. Nie tylko poplątany rodowód Barnarda stanowił dla jego kolegów powód do żartów. Wszyscy znajomi golkipera pewnie do dziś wypominają mu kontuzję, jakiej nabawił się kilkanaście lat temu. A wszystkiemu winne było wrodzone lenistwo piłkarza i jego… pies, domagający się natychmiastowego wyprowadzenia na spacer.
Darren miał jednak feralnego dnia wiele innych ważnych zajęć i odkładał z godziny na godzinę przymusowe przewietrzenie się w towarzystwie swego czworonoga. Problem jednak w tym, że złośliwe zwierzę nie zamierzało czekać w nieskończoność aż nadejdzie upragniony moment, gdy będzie mogło opróżnić swój pęcherz. Ukochany pies Barnarda załatwił potrzebę fizjologiczną wprost na podłogę jednego z pomieszczeń domu futbolisty, który jakiś czas potem poślizgnął się na powstałej kałuży, uszkadzając więzadła krzyżowe w kolanie. Coś nam się wydaje, że po powrocie do zdrowia Darren już nigdy nie zwlekał z wyprowadzaniem swojego pupila.
Paulo Diogo (Szwajcaria)
Żonaci mężczyźni często śmieją się, iż ślubna obrączka działa niczym GPS – kiedy mąż trzyma w dłoni, której jeden palec zdobi złoty krążek, kufel z piwem, żona natychmiast dzwoni, by wracał do domu. Trudno orzec, czy kiedykolwiek taka sytuacja przydarzyła się szwajcarskiemu piłkarzowi Paulo Diogo, ale w 2004r., w meczu pomiędzy FC Schaffhausen a Servette FC, tysiące kibiców przekonało się o jeszcze jednej wadzie „zaobrączkowania”. Długowłosy gracz drużyny gości podczas celebrowania bramki zdobytej przez jednego ze swoich kolegów, postanowił ruszyć w stronę kibiców. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Diogo, chcąc znaleźć się jak najbliżej ich, wdrapał się na ogrodzenie, za którym się znajdowali.
Po kilkusekundowym okazaniu radości Paulo zeskoczył na murawę, ale jego serdeczny palec u lewej ręki, na którym znajdowała się ślubna obrączka, zahaczył przy tym o ogrodzenie. To spowodowało, że Szwajcar stracił górną część palca, a na domiar złego sędzia spotkania ukarał gracza żółtą kartką za przesadne świętowanie zdobytego gola. Popularne
Svein Grondalen (Norwegia)
Lewy obrońca reprezentacji Norwegii, który w narodowych barwach w latach 1973–1984 rozegrał 62 spotkania, pewnego razu, podczas biegania, przeżył coś bardzo podobnego do opisywanego w ostatnim punkcie naszego rankingu Indonezyjczyka Mistara. Szczęście Grondalena polegało jednak na tym, że z kolizji z łosiem, a więc zwierzęcia uznawanego za symbol Norwegii, wyszedł jedynie lekko poobijany. Przerwanie porannego joggingu Sveina poskutkowało również odsunięciem go od jednego spotkania na niwie reprezentacyjnej, ale całe zajście mogło skończyć się tragicznie. Na krótkich odcinkach rozpędzony łoś potrafi bowiem osiągnąć prędkość nawet do 60 km/h,
Rio Ferdinand (Anglia)
Nie ma na świcie chyba nic przyjemniejszego niż błogie wylegiwanie się na kanapie przed telewizorem. Z tego samego założenia wyszedł były najdroższy obrońca w historii futbolu i wieloletnia podpora Manchesteru United – Rio Ferdinand. Angielski defensor znany jest ze swojej słabości względem filmów sensacyjnych oraz programów typu talk show. Przebywający już od pewnego czasu na sportowej emeryturze zawodnik zapomniał kiedyś jednak, że zbyt długie ślęczenie przed odbiornikiem może spowodować niegroźną kontuzję. Przypomniał sobie o tym dopiero, gdy sam nabawił się urazu. Powód? Kilkugodzinne wpatrywanie się w telewizor bez zmiany pozycji ciała.
David Beckham (Anglia)
Skoro już jesteśmy przy byłych graczach „Czerwonych Diabłów” warto przypomnieć sobie również uraz najpopularniejszego wcale nie tak dawno piłkarza świata. W jednej ze swoich książek biograficznych Beckham wspomina incydent, do którego doszło po jednym z przegranych spotkań Manchesteru w kwietniu 2003 r. Rozwścieczony sir Alex Ferguson, którego tzw. suszarki od lat owiane są legendą, krzycząc głośno i gwałtownie gestykulując dawał do zrozumienia swoim podopiecznym, że styl w jakim ponieśli porażkę z Arsenalem był wręcz żałosny. Wiele gorzkich słów szkocki menedżer skierował także w kierunku Davida, a że obaj panowie mieli ze sobą nie po drodze już od dłuższego czasu (Ferguson zarzucał „Becksowi”, że małżeństwo z Victorią Adams odmieniło go zdecydowanie in minus), emocje sięgnęły zenitu i na twarzy pomocnika wylądował but kopnięty przez jego przełożonego.
Rana powstała w okolicach oka dawnego kapitana reprezentacji Anglii była bardzo poważna, zaś lekarz opatrujący Beckhama przyznał, że sprzeczka zawodnika z trenerem, której punktem kulminacyjnym było kopnięcie buta przez tego drugiego, mogło skończyć się nawet utratą oka u wychowanka Tottenhamu Hotspur.
Lionel Letizi (Francja)
Każdy z nas, będąc dzieckiem, wiele razy słyszał z ust rodziców formułki wskazujące na dolegliwości – z pogorszeniem się ostrości wiedzenia na czele – powstałe w wyniku spędzania zbyt dużej ilości wolnego czasu przed telewizorem lub komputerem. Praktycznie każdego dnia zachęcali nas do zabawy na podwórku albo chociaż zainteresowania się grami planszowymi, np. scrabble. Bo przecież układanie wyrazów z wylosowanych wcześniej literek pobudza szare komórki do działania, a i zaczerwienione od wpatrywania się w ekran monitora oczy mogą wówczas odrobinę odpocząć.
Sęk jednak w tym, że jeśli ktoś jest życiową ofermą, nawet grając w „planszówki” może nabawić się kontuzji. Nie wierzycie? Przykład Lionela Letiziego pokazuje, że wszystko jest możliwe. Były francuski bramkarz dawno temu naciągnął sobie jeden z mięśni pleców, schylając się po literkę, która wcześniej upadła na podłogę. Można? Można.
Ever Banega (Argentyna)
A podobno to kobiety nie potrafią zatankować samochodu… Kolega klubowy Grzegorza Krychowiaka z Sevilli FC udowodnił, że niektórzy mężczyźni także mają z tym spore problemy. Różnica między przedstawicielkami płci pięknej a Argentyńczykiem polega jednak na tym, że paniom zazwyczaj poważny kłopot sprawia napełnienie baku, zaś Banedze zdarza się zapomnieć zaciągnąć hamulec ręczny, kiedy już zajedzie na stację benzynową. Gapiostwo pomocnika zwycięskiej drużyny dwóch poprzednich edycji Ligi Europy naraziło go na spory ból i dość długi rozbrat z piłką nożną po tym, jak kilka lat temu, podczas tankowania, uruchomiony samochód najechał mu na stopę.
Michael Rensing (Niemcy)
Kolejna – po Letizimi – ofiara losu. 31-letni Niemiec „popisał się” chyba jeszcze większą nieporadnością niż francuski kolega po fachu (Michael też jest bramkarzem). Otóż za czasów pobytu w Bayernie Monachium Rensing wsławił się nie jakimiś fenomenalnymi interwencjami czy np. zdobyciem gola po strzele spod własnej bramki a la Asmir Begović, lecz tym, że przed jednym ze spotkań swojego byłego klubu nabawił się kontuzji palców… podczas wiązania sznurowadeł. Czy coś tu trzeba jeszcze dodawać?
Mistar (Indonezja)
Nazwisko tego zmarłego tragicznie w 1995 r. piłkarza rodem z Indonezji przeciętnemu kibicowi piłki nożnej nie mówi praktycznie nic. Może tylko jedna na milion osób byłaby w stanie powiedzieć w jakim klubie występował i jak zakończył swój żywot. Po co zatem wspominamy Mistara w niniejszym rankingu piłkarzy – pechowców? Ano dlatego, że w odróżnieniu od pozostałych opisywanych wcześniej futbolistów, nie odniósł mniej lub bardziej poważnej kontuzji, lecz na zawsze pożegnał się ze światem. Nie jest to oczywiście powód do żartów, ale jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że 20 lat temu Indonezyjczyk został stratowany przez stado świń, które wbiegły na boisko, gdzie wraz z kolegami oddawał się treningowi, zrozumiemy, iż trudno znaleźć większego pechowca. Bez wątpienia nie o taką sławę chodziło Mistarowi. Jako piłkarz marzył o grze na wielkich stadionach u boku najwybitniejszych zawodników, a los spłatał mu takiego figla…
ADRIAN KOWALCZYK