Z piekła do nieba. Vassiljev pięknym strzałem zapewnia Jagiellonii zwycięstwo

2016-03-12 17:06:38; Aktualizacja: 8 lat temu
Z piekła do nieba. Vassiljev pięknym strzałem zapewnia Jagiellonii zwycięstwo Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

W Białymstoku oglądaliśmy pojedynek dwóch drużyn, z których tylko jedna była zainteresowana zwycięstwem. Górnik Łęczna ciągle nie może wygrać w stolicy Podlasia.

Walka o awans do czołowej ósemki Ekstraklasy wchodzi w decydującą fazę. Ligową sobotę rozpoczął pojedynek "Jagi":  do stolicy Podlasia przyjechał Górnik Łęczna, dwunasta drużyna w zestawieniu. Oba zespoły są zainteresowane miejscem w grupie mistrzowskiej, a dzisiejszy mecz miał pokazać, komu bardziej zależy na spokojnej rundzie finałowej.

Niegościnny Białystok

Górnik Łęczna wydawał się idealnym przeciwnikiem na zmazanie plamy po słabym meczu w Gdańsku. „Żółto-Czerwoni” zagrali katastrofalne spotkanie, a na domiar złego o „Jadze” dłużej mówiło się dzięki wzorowej postawie Bartłomieja Drągowskiego i Michała Probierza. Dlatego z wizytą  „Zielono-Czarnych” wiązano duże nadzieje. Podopieczni Jurija Szatałowa nie radzą sobie na stadionach rywali: w tym sezonie wygrali tylko dwa starcia, zremisowali pięć i aż sześciokrotnie wracali na tarczy.

Finisz rundy zasadniczej dodawał dodatkowej dramaturgii sobotniemu spotkaniu: Jagiellonia zajmuje obecnie 10. miejsce w tabeli z identyczną liczbą punktów co ósma Lechia Gdańsk. Łęcznianie tracili do niej tylko dwa punkty, ale aby zwyciężyć musieli wydobyć z siebie dodatkowe pokłady motywacji. Podopieczni trenera Szatałowa jak dotąd nigdy nie wygrali w Białymstoku (biorąc pod uwagę wyłącznie spotkania ligowe), a seria ośmiu meczów bez zwycięstwa na wyjeździe nie jest wyłącznie dziełem przypadku.

Dodatkowo klub z województwa lubelskiego nie mógł wystawić dziś Jakuba Świerczoka (pauza za czwartą żółtą kartkę) i Grzegorza Piesio (uraz mięśni brzucha). Białostoczanie musieli wykorzystać tę szansę. 

Zatrzymać Bonina

I zrobili to, ale nie obyło się bez problemów. Już pierwszy kwadrans pokazał, że goście z Łęcznej nie będą zainteresowani grą w piłkę. W swoim stylu cofnęli się na własną połowę i czekali na przeciwnika, aby w odpowiednim momencie wyprowadzić zabójczy kontratak. Jednak brak Świerczoka i Piesia spowodował, że cała odpowiedzialność za kreowanie sytuacji spoczęła na Grzegorzu Boninie, który osamotniony nie był w stanie przełamać białostockiej obrony (jedna indywidualna akcja na cały mecz to za mało). Dobre rozpracowanie rywala i solidna gra dwójki środkowych obrońców (Guti z Tarasovsem) bezsprzecznie pomogły gospodarzom. 

Kolejny raz w tym sezonie potwierdziło się, że Jagiellonia wygrywa jeśli defensywa zespołu nie popełnia błędów. Dziś Bartłomiej Drągowski został zmuszony do dwóch interwencji, a jego koledzy mogli skupić się na kreowaniu sytuacji pod bramką przeciwnika. Oczywiście atak pozycyjny nie jest mocną stroną „Żółto-Czerwonych”, ale gospodarze nie chcieli pozostawić rozstrzygnięcia przypadkowi i ze wszystkich sił starali się strzelić bramkę. Na szczęście mało efektywnym piłkarzom trenera Probierza w sukurs przyszli Przemysław Frankowski i Konstantin Vassiljev. Wymieni zawodnicy byli mocno krytykowani po ostatnich spotkaniach z Pogonią Szczecin i Lechią Gdańsk, ale dzisiejszą postawą hojnie odpłacili się za zaufanie swojego szkoleniowca. Były zawodnik Lechii Gdańsk udzielał się zarówno w defensywie jak i ofensywie, a Estończyk dobre spotkanie ukoronował piękną bramką, która może wygrać konkurs na gola 27. kolejki.

Jagiellonia kolejny raz wykorzystała atut swojego boiska i pokonała przy Słonecznej Górnika Łęczna. Białostoczanie w najlepszy możliwy sposób zareagowali na porażkę z Lechią Gdańsk, ale mogą żałować, że swojej przewagi nie udokumentowali większą liczbą bramek. Wysoka wygrana lepiej odzwierciedlałaby wydarzenia na boisku, gdzie oglądaliśmy najsłabszego Górnika w tym sezonie.