Inspirujący finał Pucharu Polski

2017-05-04 00:14:24; Aktualizacja: 7 lat temu
Inspirujący finał Pucharu Polski Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Finał Pucharu Polski, mimo świetnej otoczki i bardzo dobrej frekwencji, był piłkarsko (kolejny raz) co najwyżej przeciętny.

Okazał się jednak inspirujący, bo można było dostrzec wiele aspektów, które nie są charakterystyczne jedynie dla Lecha czy Arki, ale generalnie dla polskich drużyn.

Kolejny raz potwierdziło się, że polskie zespoły mają największy problem z atakiem pozycyjnym, nie radzą sobie z głęboko cofniętym rywalem. Lech ma świetnie dopracowaną pracę bez piłki, widać, że filozofia trenera Bjelicy jest konsekwentnie wdrażana. Piłkarze po stracie często nie biegną z pretensjami do arbitra, ale od razu mają za zadanie ją odebrać. I to musi imponować, wielokrotnie we wtorkowym meczu dobre sytuacje rodziły się właśnie z szybkiego doskoku. To po szybkich odbiorach w 1. połowie mogli zamknąć mecz. To wreszcie po kontrze Majewski miał „piłkę meczową” na nodze. Jednak problemy zaczynały się, gdy Arka mogła się spokojnie ustawić z tyłu, a kolejne dośrodkowania trafiały w pierwszego obrońcę. Nie pomagało wyciąganie stoperów przez Robaka czy też kolejne rajdy Kostewycza lewą stroną.

Odniosłem wrażenie, że ostrożność przed finałem zawodników czy trenera brała się również ze świadomości, że to dla Lecha, biorąc pod uwagę presję finału itd., najtrudniejszy mecz w maju, w którym rozstrzygną się losy trofeów (taki „Puchar Maja” - pozdrowienia dla trenera Probierza). Poza spotkaniem z Bruk-Betem, poznański zespół czekają spotkania z drużynami, które nie stoją we własnym polu karnym i czyhają na kontry, tylko grają w piłkę. Nie wartościując takiego stylu, bo trudno wymagać od np. Arki, by przy takiej różnicy umiejętności miała grać inaczej, choć warto zaznaczyć, że w pierwszych 20 minutach wielokrotnie próbowała budować akcje od tyłu. Lech w meczach z Legią czy Lechią będzie miał mnóstwo okazji, aby pokazać swoją największą siłę – fazę przejścia, szczególnie z defensywy do ofensywy. W finale Pucharu Polski najczęściej się męczył z bardzo kompaktowo grającym rywalem.

***

Kolejna sprawa, którą można potraktować szerzej, to dyspozycja Tomasza Kędziory. Trudno zarzucać mu, że nie walczy, nie stara się, aby dać jak najwięcej drużynie. Jednak obserwując go kolejny raz w tym roku mam wrażenie, że on już doszedł do ściany swojego rozwoju w tym otoczeniu i brak mu impulsu, aby wejść na inny poziom. Dla niektórych takim bodźcem będzie walka o nowy kontrakt, co jest często spotykane w polskiej piłce. Gerard Badia zanotował kilka świetnych występów akurat, gdy ważyły się losy przedłużenia jego umowy z Piastem. W tymże Piaście w ostatnich tygodniach niespotykaną dotąd aktywnością (również w defensywie) charakteryzuje się Michał Masłowski, choć na razie mało z tego wynika. Wróbelki ćwierkają, że ma to związek z ewentualnym rozwiązaniem jego kontraktu w Legii, do czego szykuje się klub z Warszawy. 

Innym bodźcem może być rywalizacja. Wspomniany prawy obrońca Lecha nie ma obecnie nikogo, kto mógłby mu zagrozić w walce o miejsce w składzie. Nie ma już Kebby Ceesaya, jest jedynie młody Wasielewski, ale trudno go traktować jako rywala, który miałby już teraz naciskać na Kędziorę. Młodzieżowy reprezentant Polski ma przed sobą finały mistrzostw Europy odbywające się w Polsce. Na pozór to świetna okazja, aby się pokazać i powalczyć o transfer zagraniczny. Może jednak gra w Lechu mu odpowiada i transfer to nie jest dla niego aż tak wielka motywacja, jak wielu sądzi? W tej manii coraz wcześniejszych wyjazdów juniorów z Polski wielu zapomniało, że zdarzają się piłkarze zadowoleni z tego, co mają i nie potrzeba im więcej. Tylko to nie byłby dobry prognostyk dla rozwoju polskiej piłki, która dla zrobienia kroku w przód potrzebuje nienasyconych.

MATEUSZ JANUSZEWSKI
Autor współprowadzi portal zajmujący się statystykami – www.ekstrastats.pl