MACHITKO: Liga potrzebuje Eduardo
2018-01-05 11:57:05; Aktualizacja: 6 lat temu Fot. Transfery.info
Po transferze Eduardo da Silvy, byłego piłkarza Arsenalu i Szachtara Donieck, do Legii Warszawa zaskoczyła mnie liczba krytyków tego ruchu.
Oczywistymi są zagrożenia wynikające z takiej przeprowadzki. Przecież nie znamy warunków finansowych transakcji, czyli też tego, „jak to się wszystko spina”; nie znamy formy piłkarza, który nie grał przez ostatnie pół roku. Jak sam przyznał na prezentacji, decyzją trenera, który jednak w „Przeglądzie Sportowym” stwierdził, że była to kwestia kontuzji. W dodatku mówimy o 34-latku, który 25 lutego będzie obchodził swoje 35. urodziny. Dla wielu – mowa po prostu o drogim emerycie.
Nie oszukujmy się, Ekstraklasa jest transferowym dzikim wschodem Europy. Poza wyjątkami przyjeżdża się do niej, kiedy po prostu brakuje lepszych opcji; kiedy zachodnie ligi dawno o tobie zapomniały; kiedy nie jesteś w stanie dostosować się do reżimu treningowego. Z drugiej zaś strony – jako młody piłkarz wyjeżdżasz jak najszybciej przy pierwszej-drugiej nadarzającej się okazji. Jest to całkowicie logiczne i zrozumiałe.
Nasza liga jest jedną z najsłabszych w Europie. Fakt, nie opinia. Nasi młodzi zawodnicy z kolei częściej się nie sprawdzają niż sprawdzają w mocnych ligach zagranicznych (na pewno wyglądamy na tym tle dużo gorzej od np. Chorwatów, zostając już w tematyce „okołolegijnej”). Marny więc z nich towar eksportowy. To się musi zmienić – sensownie w tym kierunku podziałał w poprzednim letnim oknie Lech Poznań. Ale postawienie na młodzież (a w domyśle sprzedaż młodzieży) nie może oznaczać ślepego stawiania na młodych, gdy nie są na poziomie starszych zawodników. Umówmy się, w Ekstraklasie pod względem jakościowym konkurencję można uznać za niezbyt wymagającą.
Bardzo mierzi dwubiegunowe postrzeganie świata. Wielu ludzi podchodzi do odnowy Ekstraklasy na zasadzie „młodzi albo nic” (od razu przypomina się klasyczne „Nicea lub śmierć”). Polska liga tymczasem jest ligą specyficzną, bo w już dość zamożnym państwie, z dużym potencjałem ludzkim. Mamy duże, ładne stadiony, ale brak jakości na tychże.
Piłka nożna dostarcza przede wszystkim rozrywki. Rozrywka potrzebuje gwiazd. Te gwiazdy z kolei są kreowane z dostępnych zawodników lub trzeba je po prostu sprowadzić. W Legii po zawirowaniach ostatnich okien i niepowodzeniu w procesie zastąpienia dotychczasowych gwiazd doszło do dziwnej sytuacji (mowa o mistrzu Polski, jeszcze w poprzednim sezonie uczestniku Ligi Mistrzów), że kibic nie może „pójść dla kogoś” na stadion. Oczywiście najwierniejsi będę regularnie przychodzić, ale trzeba też czymś, w ogromie wyboru rozrywek, zachęcić całkowicie przeciętnego człowieka. Dlatego liga, jak człowiek wody, potrzebuje transferów gwiazd, przy nazwiskach których pierwszym odruchem tego właśnie przeciętnego człowieka nie będzie skojarzenie „szrot”/porzucenie tematu lub w najlepszym przypadku szybkie skorzystanie z Wikipedii.
Eduardo nie trzeba sprawdzać. „To ten z Arsenalu!”. Nieważne w tym momencie, ile ma lat. Gdyby był w rozsądnym wieku/miał za sobą znakomity sezon/nie znał się ze sztabem Legii, nie trafiłby do Ekstraklasy. Po prostu. Mierz zamiary na siły. W takim miejscu jesteśmy, że Eduardo jest naszym szczytem. Ale jednocześnie z tego ruchu cała Ekstraklasa może wyciągnąć dużo dobrego. Dzięki 33-letniemu Angulo sporo osób w świecie hiszpańskojęzycznym dowiedziało się, że nie taki dziki wschód, jak go malują, a były reprezentant Chorwacji to nieporównywalny kaliber zawodnika. Marketingowo już skorzystaliśmy.
Okres przejściowy wymaga gwiazd, nawet podstarzałych, ze znanymi nazwiskami. To uniwersalny schemat. Ci młodzi zawodnicy muszą mieć od kogo się uczyć, a kibice kogo podziwiać i dla kogo chodzić na stadion. I to wcale nie wyklucza postawienia na młodzież. Legia w tej chwili nawet specjalnie, prócz Sebastiana Szymańskiego, nie ma na kogo postawić (czasem przywoływany Jarosław Niezgoda w marcu kończy 23 lata, to już powinien być zawodnik w miarę ukształtowany).
Na końcu i tak, jak w życiu, najważniejszy okazuje się balans. Jeśli polityka transferowa czołowych polskich klubów nie będzie opierała się na transferach 34-letnich znanych niegdyś w piłkarskim świecie obcokrajowców, a będą stanowili oni tylko „wisienkę na torcie”, skorzystają na tym wszyscy. W tym młode talenty.