Neymarowa korporacja chce wejść na szczyt. I jest przy tym piekielnie logiczna!

2017-08-04 10:38:44; Aktualizacja: 7 lat temu
Neymarowa korporacja chce wejść na szczyt. I jest przy tym piekielnie logiczna! Fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

Neymar, zmieniając Barcelonę na Paris Saint-Germain za 222 miliony euro, został najdroższym zawodnikiem w historii, a Neymarowa korporacja wielkim beneficjentem rosnącego futbolowego biznesu.

Jak na skalę rekordu, nie był to transfer szczególnie problematyczny. Ze względu na zadziwiającą niefrasobliwość działaczy Barcelony przy podpisaniu z Neymarem umowy rok temu, kwota zawarta w klauzuli kontraktowej była we współczesnych realiach finansowych po prostu atrakcyjna. Dlatego negocjacje nie okazały się konieczne. Brazylijczyk wykupił swój kontrakt i związał się z Paris Saint-Germain. Transfer nie był także szczególnie szokujący na poziomie reklamowym - Nike przenosi swoją gwiazdę z jednego sponsorowanego przezeń klubu do drugiego. Wszystko gra i napędza rynek. To się samo sprzedaje.

Kwota niektórych szokuje, ale nie wybija się ona ponad rynek transferowy. W tym momencie za zupełnie przeciętnych zawodników często płaci się 20-30 milionów euro. Brak porównywalnej transakcji w minionych latach wynika nie z niewystarczających możliwości finansowych, ale z panującego przekonania, że najlepsi zawodnicy w szczytowych momentach karier klubów nie zmieniają. Przezorność i długoterminowe planowanie to jednak podstawa każdego dużego biznesu, nie inaczej tutaj. Dlatego można wyśmiewać ogromne kwoty w klauzulach piłkarzy, ale dają one bezpieczeństwo. Florentino Perez, prezydent Realu Madryt, to jako doskonały biznesmen także w świecie pozapiłkarskim doskonale rozumie. Lepiej wpisać 500 milionów w kontrakt Jamesa, potem sprzedać za nieco ponad 1/10 tej kwoty, niż w razie eksplozji talentu żałować utraty gwiazdy w zasadzie niezastępowalnej. Tak jak Neymara w przypadku Barcelony.

Neymar jest nie tylko produktem piłkarskim. Innymi słowy - to nie tylko piłkarz, ale też ogromna korporacja, kierowana przez szarą eminencję w osobie Neymara seniora, ojca zawodnika. PSG kupiło prócz umiejętności piłkarskich też Neymarową korporację. Zakup tak dużej firmy za 222 miliony euro? Nie wydaje się to przesadne. Zwłaszcza, kiedy automatycznie zmienia optykę i PSG przestaje być klubem aspirującym, tylko dołącza do grona największych. Wygranie tytułu Ligi Mistrzów wydaje się w tych warunkach nie kwestią „czy”, tylko „kiedy”.

PSG otwiera sobie też oczywiście tym ruchem wiele rynków. Tych największych. Portugalskojęzyczna część Ameryki Południowej, Azja, Stany Zjednoczone. Pod względem popularności w mediach społecznościowych Neymar już teraz jest trzeci - tylko za gigantami Cristiano Ronaldo i Lionelem Messim. Tyle że od pierwszego jest młodszy o siedem lat, od drugiego - o pięć. To do niego należy przyszłość. Gwiazd w piłce jest przynajmniej kilka, ale globalnych superproduktów? W tej chwili trzy. I wcale nie jest powiedziane, że łatwo przyjdzie wykreowanie kolejnych. Skalę popularności Neymara pokazuje choćby to, że na Instagramie pod względem liczby osób obserwujących pokonał już swojego idola Messiego (79 vs 77 milionów; dla porównania PSG - 8,5 miliona; liderem pozostaje CR ze 107 milionami).

Z perspektywy PSG transfer jest więcej niż logiczny. Neymara też bardzo łatwo zrozumieć. Brazylijczyk w Barcelonie wygrał wszystko w zaledwie cztery lata. Wszystko, prócz wymarzonej Złotej Piłki, zarezerwowanej dla wspomnianego wyżej duetu. Dlatego teraz odchodzi, by wreszcie być liderem, jakim się czuje od wielu lat, często w pojedynkę wygrywając mecze dla reprezentacji Brazylii. Neymar chce być największy, chce być najlepszy, bo takie ma możliwości. Przekonanie o wielkości pochodzi z bliższego i dalszego otoczenia. Trudno, by w tym momencie na dłuższą metę godził się z rolą „tego trzeciego”. Miast tego, woli zbudować swój mit od nowa w PSG. Dlaczego tam? Bo na tym poziomie finansowym wielkiego wyboru nie ma. Transfer do Realu Madryt był wykluczony, a Premier League kusiła jakby mniej. Wybór ograniczył się do jednego klubu. I wcale nie należy mu w tej sytuacji współczuć, bo dostanie od niego wszystko.

Neymar odchodzi z Barcelony pokojowo. Nie można mieć do niego pretensji o braki w znajomości prawa wśród katalońskich działaczy. Bonus lojalnościowy? Bierze, co swoje. Nie ma powodu, by rezygnował choćby z euro zapisanego w umowie. Z perspektywy kibiców hiszpańskiego klubu wypada tylko sobie życzyć, że dojdzie do nauki na błędach (uzależnienie bonusu lojalnościowego od pozostania zawodnika w środku okna transferowego jest może i jeszcze większym kuriozum, niż wysokość kontraktowej klauzuli).

Neymar oczywiście zarobi ogromne pieniądze, a właściwie zarobi je Neymarowa korporacja. 30 milionów euro na rękę, oczywiście abstrakcyjna kwota, ale odpowiadająca statusowi w światowym biznesie. To nie jest przepłacenie zawodnika, czego dopuszczali się w ostatnich oknach Chińczycy. Tutaj kwota oddaje wartość piłkarza. Sportową i marketingową. 

PSG nie od razu sprowadziło brazylijską gwiazdę, bo pod taką transakcję było trzeba przygotować grunt. Przypadku nie stanowiło ściągnięcie Daniego Alvesa. Bo piłkarze, o czym niektórzy zapominają, to też ludzie, a w związku z tym niezwykle ważne są relacje. Może nie to przesądziło (jak w przypadku Romelu Lukaku dołączającego w Manchesterze United do najlepszego kumpla, Paula Pogby), ale z pewnością przy transferze pomogło. Tak jak inni Brazylijczycy już obecni w kadrze PSG: Marquinhos, Thiago Silva, Thiago Motta (tak, tak, to naturalizowany Włoch, ale z urodzenia Brazylijczyk) i Lucas. Trudno ukryć, że w kontekście Mistrzostw Świata w 2018 roku kadrze Canarinhos takie zgrupowanie gwiazd może tylko pomóc.

Neymar postępuje logicznie. Umówmy się, już transfer do Barcelony był w sporym stopniu motywowany ekonomicznie. Że przy okazji zrealizował marzenie o grze z Messim i wygraniu Ligi Mistrzów? Tym lepiej dla niego. Teraz czas na zmianę. Czas pokaże, na ile korzystną. Ale żeby być najlepszym w świecie piłki zdominowanym przez Messiego i Ronaldo, trzeba zaryzykować. Neymar ma zaledwie 25 lat i nic do stracenia.

PAWEŁ MACHITKO