Śląsk powiela transferowy schemat. Co z tego wyjdzie?
2015-01-20 16:48:09; Aktualizacja: 9 lat temuNadzwyczaj aktywny na rynku jest tej zimy Śląsk Wrocław. Zespół Tadeusza Pawłowskiego zasiliło czterech zawodników. Dwaj z nich wpisują się w niemal identyczne ramy.
We Wrocławiu zameldowali się Bartosz Machaj, Andrei Ciolacu, Peter Grajciar i Milos Lačný Dwaj ostatni trafiają do Śląska, będąc w bardzo podobnej sytuacji. Dlaczego?
Tak, obaj przechodzili nie tak dawno poważne kontuzje. Jeśli są na nie wyjątkowo podatni, Śląsk może z nich nie mieć wielkiego pożytku. Tutaj jednak duży plus stawiamy przy coraz rozsądniejszemu zarządzaniu w klubie, który nie zaoferował Słowakom długich umów, a identyczne, półroczne kontrakty. Obu - z możliwością przedłużenia o kolejne dwa lata.
Ryzyko zostaje więc zminimalizowane, a patrząc już na CV samych zawodników pokusimy się o stwierdzenie, że gdyby nie znaleźli się na zakręcie i ostatnio nie wylądowali na peryferiach futbolu (Grajciar w 2. lidze czeskiej, Lačný w Kazachstanie), byliby pewnie poza zasięgiem Śląska. Jeszcze do niedawna bardzo cenieni w ojczyźnie - Lačný należał do najlepszych strzelców Fortuna Ligi w minionym sezonie, kilka lat temu zdecydowało się na niego nawet Dundee United. Grajciar natomiast zaliczał się do najbardziej efektywnych skrzydłowych w Czechach i był podstawowym graczem Sparty Praga, wcześniej z powodzeniem grając w tureckiej Super Lig.
Czy płacenie tym rekonwalescentom przez pół roku się opłaci? Co do Grajciara mamy więcej wątpliwości ze względu na okres stracony przez kontuzję, natomiast mniej jeśli chodzi o czysto piłkarską klasę. U Lačn go znak zapytania stawiamy tu i tu - wszyscy pamiętamy Michala Hubnika, który również w lidze słowackiej strzelał komu popadnie. W Legii był pośmiewiskiem.
Jeśli obaj odpalą, pierwsi wstaniemy i będziemy bić brawo. Jeśli nie? Cóż, przynajmniej Śląsk mądrze rozegrał negocjacje w kwestii czasu trwania ich kontraktów i aż tak wiele ewentualnym niewypałom nie zapłaci.