Yaya Toure, jego agent i rasowa paranoja
2014-07-12 20:43:05; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
- Nikt nie przejmuje się złym sędziowaniem przeciwko zespołom z Afryki, bo są z Afryki - mówił niedawno Yaya Toure. - Yaya jest niedoceniany, gdy chodzi o zdobywanie nagród indywidualnych, bo nie jest biały - wtóruje mu jego agent, Dmitri Seluk.
Ciężko nie wyczuć tutaj, że mamy do czynienia z porządną paranoją na punkcie koloru skóry, którym bardzo łatwo jest usprawiedliwić jakiekolwiek niepowodzenia. No bo wystarczy rzucić oskarżenie o rasizm i od razu podnosi się dyskusja, od razu jest szum, od razu znajdą się obrońcy uciśnionych, którzy bez zapoznania się ze sprawą zawołają zgodnie: "rasiści!"
Tak było choćby w przypadku Luisa Suareza, który miał nazwać Patrica Evrę "negrito" ("czarnuszkiem"). Wcale nie była ona tak jednowymiarowa, jak wydaje się niektórym, wcale nie było tak, że Suarez był tym złym, a Evra tym nieskazitelnie czystym, któremu się dostało, bo jest czarny. Opinia rasisty za Suarezem ciągnie się jednak i ciągnąć będzie pewnie do końca kariery. Tak wyglądała ostatnia strona Daily Mail dzień po transferze Urugwajczyka do Barcelony:
Suarez został zresztą - i chyba co do tego wszyscy się zgodzimy - w stu procentach zasłużenie zawodnikiem roku Premier League według PFA (Związku Profesjonalnych Piłkarzy), a także FWA (Stowarzyszeniu Dziennikarzy Piłkarskich). Drugie miejsce w drugim z plebiscytów zajął Steven Gerrard, trzecie - Yaya Toure. Jasne, można stawiać Gerrarda ponad Toure, można cenić go za to, co zrobił w tym sezonie mniej, niż Iworyjczyka. W głosowaniu FWA Toure był więc gorszy od Gerrarda, w innych głosowaniach, choćby w kilku angielskich dziennikach, był lepszy. Suarez - oczywiście poza konkurencją. "No big deal", jakby to pewnie ujęli brytyjczycy. Nie dla Toure, nie dla jego agenta, Dmitriego Seluka.
- Gdyby Yaya był biały, na sto procent wygrałby którąś z tych nagród - twierdzi Seluk. - To, co robił Yaya w pomocy City było wyjątkowe, zgadzam się z Mourinho, który twierdził, że zwycięzca powinien być z drużyny zdobywcy tytułu.
Kiedyś Toure właściwie mówił, że nie wszystkie słowa jego agenta powinno się traktować serio, bo to człowiek. który zwykł mówić wszystko, co tylko ślina mu na język przyniesie. Na swoje nieszczęście, ostatnio też inne z niepowodzeń, mianowicie odpadnięcie Wybrzeża Kości Słoniowej z mundialu usprawiedliwiał... uprzedzeniami rasowymi wśród sędziów.
- Chciałem, żeby Samaras został ukarany za nurkowanie, a Grecy dostali rzut karny. A wcześniej, z Japonią? zasłużyliśmy na dwie jedenastki, którym nam nie podyktowano. Ale ludzie mają to gdzieś, bo jesteśmy z Afryki. Kogo interesuje los afrykańskich drużyn?
Punktem wspólnym tych dwóch wypowiedzi są oskarżenia o rasizm. O to, że komuś brakuje tolerancji i maniery stawiania na równi - mówiąc najkrócej - białych z czarnymi. To przecież takie wygodne - oskarżyć kogoś o rasizm i mieć spokój. Pewnie gdyby Toure na mundialu zagrał na swoim poziomie z najlepszych meczów z Manchesteru City, nie Grecy zagraliby z Kostaryką w 1/8 finału, a Yaya z kolegami. A tak...
No tak, rasizm.