Chuca: Peter Hyballa chciał, żeby piłkarze cierpieli

2023-05-01 12:33:38; Aktualizacja: 1 rok temu
Chuca: Peter Hyballa chciał, żeby piłkarze cierpieli Fot. Marta Badowska / PressFocus
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Chuca, czyli Víctor Moya Martínez, jest wyróżniającym się zawodnikiem Miedzi Legnica w tym sezonie. W przeszłości grał w Wiśle Kraków czy Villarrealu. Zapraszamy na rozmowę.

Polscy kibice wiedzą, że grałeś w Villarrealu. Jak się tam znalazłeś?

Wszystko zaczęło się niewielkim klubie w mojej miejscowości. Podczas jednego z treningów skaut Villarrealu zaproponował mi, że mogę dołączyć do drużyny rezerw. Po rozmowie z rodziną stwierdziłem, że pojadę na turniej z Villarrealem, a potem zdecyduje o mojej przyszłości. Miałem wtedy niespełna 20 lat i to był mój milowy krok w stronę poważnego futbolu.

Twoim kolegą w drużynie był Pau Torres, obecnie grający w Villarrealu. Jest bardziej typem „pracusia” czy już od początku odznaczał się wielkim talentem?

Pau był bardzo dobrym zawodnikiem, odkąd go pamiętam. Zawsze reprezentował styl, z jakim kojarzy się „Żółtą Łódź Podwodną”. Według mnie to taka mieszanka. Nie można odmówić mu wysokich umiejętności, ale nie można przemilczeć tego, że na każdym treningu, w każdym najmniejszym ćwiczeniu, dawał z siebie sto procent. Ciężka praca i talent zaprowadziły go tam, gdzie obecnie jest.

Wspomniałeś o stylu. Co wyróżnia Villarreal na tle innych drużyn?

Moim zdaniem przede wszystkim posiadanie piłki, chęć operowania nią. Równie istotne jest to, że nie boją się stawiać na młodych zawodników, dają im szansę. Wyróżnia ich również akademia, którą starają się jak najmocniej rozwijać i dofinansowywać. Podchodzą do młodych piłkarzy indywidualnie, starają się zrozumieć ich problemy i jakoś im zaradzić.

Pamiętasz swój pierwszy mecz w barwach Villarrealu w LaLidze?

Oczywiście, że pamiętam. Graliśmy przeciwko Realowi Betis, wygraliśmy 3:1. Wszedłem na boisko w końcówce, ale to było niesamowite doświadczenie. Debiutować w zwycięskim meczu, to coś fantastycznego, bardzo trudno mi to opisać. Chyba trzeba to przeżyć.

Po murawie wtedy biegali Cristian Tello czy Joaquín, legenda ligi. Jakie to uczucie?

Wspaniałe. W moim zespole też byli świetni piłkarze. Z każdą akcją, z każdym dotknięciem piłki czułem się, jakby moje umiejętności się zwiększały. Miałem duże wsparcie i od trenera, i od kolegów z drużyny, ale także od kibiców, którzy bili brawa po mojej udanej akcji. Takich momentów się nie zapomina.

Później Twoimi kolegami byli Carlos Bacca, Pablo Fornals czy Rodri. Który z nich był najlepszy?

To trudny wybór wskazać jednego. Każdy na swój sposób był genialny. Bacca gra teraz w Kolumbii, ale wcześniej strzelał dla Milanu czy Sevilli. Pablo Fornals trafił do West Hamu gdzie dobrze sobie radzi. No i Rodri będący podstawowym zawodnikiem składu Manchesteru City. Uwielbiałem z nimi grać, bo jakbym nie podał, oni dawali sobie radę. Jeśli miałbym wskazać któregoś z nich, to chyba Rodriego. Grał w Atletico Madryt, teraz kolejny raz walczy o mistrzostwo Anglii.

Z Rodrim gracie na podobnych pozycjach.

Nie do końca. Ja mam więcej zadań ofensywnych, bardziej angażuję się w ataku, natomiast on to typowa „szóstka” potrafiąca świetnie odbierać piłkę, dysponować nią. Ma bardzo dobre warunki fizyczne, na treningach niezmiernie ciężko było mu odebrać piłkę, czasami dwóch, trzech zawodników nie mogło tego zrobić.

W 2018 roku poszedłeś na wypożyczenie do Elche. Miałeś inne oferty w tamtym czasie?

Miałem inne oferty, ale wybrałem Elche, ze względu na to, że miałem bliżej do swojego domu i rodziny. W tamtym czasie trenerem był José Pacheta, który nie dawał mi wiele szans na grę. Zdecydowałem się pójść na wypożyczenie, żeby złapać więcej minut, ale nie wyszło tak, jak chciałem.

Jakie były te inne kluby?

Pytało o mnie CD Lugo, CD Tenerife i kilka innych, ale w tej chwili już nie pamiętam.

Wspomniałeś trenera José Pachetę, który kilka lat temu pracował w Koronie Kielce. Jakbyś go opisał?

Nie chcę zbyt wiele o nim mówić, bo nie miałem wiele szans na grę, więc mógłbym być nieobiektywny, a tego nie chcę.

W 2019 roku trafiłeś do Wisły Kraków. Dlaczego?

Całe swoje życie grałem w Hiszpanii i kiedy dostałem tę ofertę, chciałem spróbować czegoś nowego. Przekonała mnie historia Wisły, jej wielkość, atmosfera wokół niej. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że nie mogłem lepiej wybrać.

Pamiętasz pierwszy mecz na Reymonta. Strzeliłeś gola w doliczonym czasie gry, dającego Wiśle zwycięstwo.

Nigdy tego nie zapomnę. Byłem w klubie kilka dni, wszedłem na samą końcówkę i dałem drużynie zwycięstwo. To taka chwila, którą pamięta się na całe życie. Po meczu otrzymałem wiele wiadomości od kibiców Wisły, z podziękowaniami i pochwałami. Generalnie fani Wisły są jednymi z najlepszych w Polsce, zawsze tworzyli świetną atmosferę, wspierali nas kiedy przegrywaliśmy. Każdy mecz domowy był dla mnie ogromną przyjemnością.

Ówczesnym trenerem był Maciej Stolarczyk. Co o nim sądzisz?

Mój początek w Krakowie był bardzo trudny. Nie znałem wtedy dobrze języka angielskiego, więc nie mogłem swobodnie komunikować się z ludźmi. Nie wiedziałem, co czeka na mnie w nowym zespole. Otrzymałem od niego duże wsparcie, spokojnie mi wszystko tłumaczył. Odpowiadał mi jego styl gry, stawiał na posiadanie piłki, grę na małej przestrzeni, czyli to, co najbardziej lubię.

Który z zawodników wprowadzał Cię do zespołu?

Vullnet Basha. Znałem go wcześniej. Wiele mi opowiadał o Wiśle, o Krakowie, pomógł mi załatwić mieszkanie i samochód. Dobrze mówi po hiszpańsku, więc na samym początku wszystko mi tłumaczył.

W tamtym sezonie Wisła zanotowała passę dziesięciu porażek z rzędu. Jak reagowała drużyna?

To są mega ciężkie chwile dla każdego piłkarza. Trenujesz, poprawiasz swoje błędy, a i tak nie wychodzi. Masz wiele myśli w głowie, starasz się, ale nie możesz. Czuliśmy dużą presję ze strony kibiców, staraliśmy się do każdego spotkania podchodzić osobno, ale za każdym razem coś brakowało. Byliśmy niesamowicie sfrustrowani.

Pamiętasz mecz z Legią Warszawa? Przegraliście 0:7. Co wydarzyło się w szatni? Co mówił Maciej Stolarczyk?

Nie przypomnę sobie, co powiedział trener. My nie mówiliśmy nic, siedzieliśmy ze spuszczonymi głowami. Chyba nikt nie znajdował odpowiednich słów na to, co się wydarzyło. Dla kibiców to traumatyczne przeżycie tak wysoka porażka z klubem, który jest historycznym rywalem.

Co zrobił Artur Skowronek, że w końcu zaczęliście wygrywać?

Przyjście nowego trenera to dla każdego zawodnika szansa na pokazanie swoich umiejętności i wejście do pierwszego składu. Co zmienił? Przede wszystkim nastawienie, taktykę i personalia. Szansę dostali zawodnicy, którzy wcześniej siedzieli na ławce lub grali mało. Nasza ciężka praca na treningach wreszcie przyniosła efekty i to dodało nam skrzydeł.

Po tym, jak Skowronek stracił pracę, nowym trenerem został Peter Hyballa. To prawda, że był nieprofesjonalny, robił niestosowne rzeczy?

(Śmiech) Nie wiem, co mówił, czy co robił w stosunku do poszczególnych zawodników, ale wiem, że miał kilku piłkarzy, za którymi, delikatnie mówiąc, nie przepadał. Była grupa zawodników, z którymi wiele rozmawiał, tłumaczył wiele rzeczy. Byli również tacy, z którymi rozmawiał mało, albo w ogóle.

Pewnego razu podszedł do mnie w szatni i powiedział, że jak nie zacznę grać tak, jak on chce, to mogę sobie szukać nowego klubu. Mówił, że my, Hiszpanie, lubimy tiki-takę, długo utrzymywać się przy piłce, a on nie chce tak grać. Byłem skonsternowany, nie wiedziałem nawet jak zareagować. To jeden z moich najtrudniejszych momentów w Krakowie.

Niedawno rozmawiałem ze Stefanem Saviciem, Twoim byłym kolegą z zespołu, a obecnie piłkarzem Warty Poznań. Powiedział, że Hyballa bywał zbyt bezpośredni. Zgadzasz się z nim?

Zgadzam się. Hyballa często mówił coś, czego nie powinien. Na treningach bywało ekstremalnie ciężko. Pamiętam, że jednego dnia mieliśmy dwie jednostki treningowe, na których przebiegliśmy w sumie około 25 kilometrów. Wydaje mi się, że nie przepadał za zawodnikami, którzy mieli inną wizję, inny styl gry, chcieli grać bardziej otwarty futbol.

Po sezonie odszedłeś z Wisły? To była Twoja decyzja, czy byłeś nakłaniany do tego?

Zagrałem wtedy w 12 spotkaniach, nie miałem za sobą dobrego czasu. Skończył się sezon, dochodziło do wielu zmian, nie czułem się dobrze. Nikt ze mną nie rozmawiał w tamtym czasie, nie dostałem żadnej pomocy ze strony klubu. Miałem jeszcze rok kontraktu, ale wspólnie zdecydowaliśmy, że odejdę.

Miałeś jakieś oferty po odejściu?

Nie, bo grałem bardzo mało. Wróciłem do Hiszpanii i czekałem na oferty. Po jakimś czasie zgłosiła się do mnie Miedź Legnica. Zadzwonił do mnie trener Wojciech Łobodziński. On również grał w Wiśle Kraków, wyjaśnił mi wiele rzeczy i zaproponował transfer. Nie miałem innej alternatywy, a oferta z Legnicy była bardzo przekonująca i dlatego tam trafiłem.

Po awansie do Ekstraklasy, dla Miedzi głównym celem było utrzymanie, który ciężko będzie zrealizować. Jak oceniasz ten sezon w Waszym wykonaniu?

Jesteśmy w ekstremalnie trudnej sytuacji. W szatni dużo rozmawiamy, nie zwieszamy głów. Walczymy w każdym meczu o trzy punkty i na pewno się nie poddamy. Chcemy zrobić wszystko, co się da. Będziemy próbować wyprzedzić Lechię Gdańsk, która jest bezpośrednio nad nami w tabeli.

Miedź to dla Ciebie bardzo ważny klub.

Tak, oczywiście. Zaufali mi, kiedy byłem na zakręcie swojej kariery, dali okazję do gry, pomogli mi się odbudować. Bardzo dużo im zawdzięczam i jestem im bardzo mocno wdzięczny.

Jak oceniasz warsztat trenerski Wojciecha Łobodzińskiego?

Chciał grać ofensywnie, co mi się bardzo podobało. Stawiał na granie piłką, wypracowywanie sytuacji podaniami. Rozmawiał z nami, wiedział jaki styl do nas pasuje. Jest bardzo młodym, który zdobywa jeszcze doświadczenie w tej roli.

Twój kontrakt kończy się 30 czerwca. Zostaniesz w Legnicy?

Jeszcze nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Zostało nam pięć ważnych spotkań do końca. Porozmawiam z moją rodziną, agentem i wtedy podejmę decyzję.

JAKUB SKORUPKA