Jacek Kulig z FootballTalentScout: Praca dla Atlético byłaby zwieńczeniem całego mojego życia
2019-11-14 18:21:27; Aktualizacja: 5 lat temuJak w pojedynkę i bez wsparcia żadnych wielkich mediów stworzyć na Twitterze profil zajmujący się futbolem młodzieżowym, który właśnie przekroczył sto tysięcy obserwujących? Którzy piłkarze są teraz największymi talentami na świecie? Co musi się stać, by polski futbol powstał z kolan?
- Wszystko zaczęło się tak naprawdę od Facebooka. Do założenia Twittera zachęcili mnie pewnego dnia moi znajomi z forum swiatpilki.com. Na początku nie byłem przekonany do tego pomysłu i założyłem go tak naprawdę tylko dla bliskich znajomych. Nigdy nie przypuszczałem, że przekroczę granicę tysiąca obserwujących, nie mówiąc już nawet o stu tysiącach.
A skąd zamiłowanie właśnie do futbolu młodzieżowego?
- Wszystko zaczęło się na początku XXI wieku. Wtedy nie miałem jeszcze komputera i jeździłem do mojego brata. On miał tam grę Championship Manager, edycję bodajże 1998/1999 i zdarzało nam się grywać w nią razem. Braliśmy osobne drużyny i szukaliśmy tam nowych, młodych talentów. Mój brat miał na to oczywiście trochę więcej czasu, bo to był jednak jego komputer, a ja tylko kilka godzin, ale obu nam dawało to ogromną frajdę. Potem siadaliśmy wspólnie i porównywaliśmy, kogo udało nam się ściągnąć do naszych drużyn. Chyba nigdy nie zapomnę przez to o np. Cristianie Chivu, który grał wtedy w Universitatea Craiova (chwilę później trafił do Ajaksu, a karierę zakończył m.in. z wygraną w Lidze Mistrzów z Interem - przyp. red.). To była między nami taka rywalizacja polegająca na tym, komu uda się ściągnąć do siebie większe talenty.Popularne
I chyba to Panu lepiej wychodziło.
- Nie no, chyba lepszy był w tym mój brat, bo miał po prostu więcej czasu na ich wyszukiwanie, ale rzeczywiście - nie wychodziło mi to źle. Do dzisiaj pamiętam zresztą nieco więcej nazwisk z tamtej gry: z Rumunów był nie tylko Chivu, ale też Adrian Mihalcea, a do tego znani z późniejszych edycji tej gry Piotr Frankowski czy legendarny już w niektórych kręgach Marcin Harasimowicz.
Gra Pan do dzisiaj w tego typu gry?
- Nie, od kilku lat już nie gram, choć jestem częścią zespołu, który uaktualnia Championship Managera 2001/2002 na stronie champman0102.co.uk. Podpowiadam i doradzam tam w kwestii młodych talentów. Sam z kolei nie mam po prostu czasu na granie.
Skoro już o czasie mowa. Od początku prowadzi Pan FootballTalentScout samodzielnie. Dziennie pojawiają się dziesiątki nowych tweetów, postów czy wpisów na bloga. Czy jest to czasochłonne zajęcie?
- Bardzo. To nie jest tak, że te pomysły na posty przychodzą tak nagle. Trzeba po prostu posiedzieć nad tymi meczami i je oglądać. Ja sam zaliczam dziennie około pięć czy sześć godzin spotkań drużyn młodzieżowych. Tym większy ukłon w tym miejscu należy się mojej dziewczynie, która toleruje to, co kocham robić. Nie każda kobieta byłaby wyrozumiała, gdyby jej facet w sobotę zamiast zabrać ją do restauracji, siedziałby przez pięć godzin na InStacie i oglądał szesnastolatków. Wkładam w to naprawdę ogrom czasu.
Po uzyskaniu stu tysięcy obserwujących na Twitterze dziękował Pan swoim fanom na jednej z grup na Facebooku, gdzie wspomniał Pan, że nie zamierza się sprzedać za te przysłowiowych kilka dolarów. Czy jednak zakłada Pan, że w przyszłości będzie zarabiać na FootballTalentScout?
- Prawdę mówiąc, już teraz można by to robić. Dostaję propozycje sponsorowanych postów, tweetów czy artykułów na stronę. Mogę się oczywiście “sprzedać”, ale nie za proponowane mi kwoty. Dostawałem też wiele pozytywnych wiadomości od moich czytelników, że cenią w FootballTalentScout właśnie to, że brak tam reklam czy tego typu spamu. Mogę obiecać, że przynajmniej na razie tak też zostanie. To jest moja pasja, na której z pewnością chciałbym jakoś zarabiać, ale na pewno nie w taki sposób.
Ostatnio w sieci rozgorzała dyskusja na temat tego, czy dziennikarze powinni zgadzać się na współpracę z bukmacherami. Czy od nich też pojawiły się dla Pana jakieś oferty?
- Dostałem jedną taką propozycję i to od dosyć znanego bukmachera, ale od razu ją odrzuciłem. Moim zdaniem, zakłady bukmacherskie to nie jest fajna sprawa, więc tego typu współpraca kompletnie mnie nie interesuje.
Niedawno został Pan skautem w FC Famalicão. Jak do tego w ogóle doszło i na czym będzie polegała Pana praca w rewelacji tego sezonu ligi portugalskiej?
- Odezwał się do mnie szef skautów Famalicão, który zauważył mnie dzięki moim tweetom i postom. Chciał ze mną porozmawiać, a potem zaproponował, bym rozpoczął współpracę z klubem jako digital scout, czyli taki skaut wyjazdowy, działający na odległość. Mój obszar działania będzie skupiał się na Europie Wschodniej, choć zostałem też poproszony, by pomagać jako analityk kariery młodych piłkarzy. Choćby ostatnio zostałem zapytany o opinię na temat Gustava Engvalla z Mechelen. Moim głównym zajęciem będzie jednak wyszukiwanie i obserwowanie talentów z regionu, który znam najlepiej. Należą do niego Polska, Słowacja oraz Serbia.
To z pewnością jest dla Pana jako skauta duży krok w przód. Czy w związku z tym ma Pan jakieś plany wobec FootballTalentScout?
- Praca dla FC Famalicão to jest dla mnie gdzieś poniekąd spełnienie marzeń, ale nie mogę zapominać, że to wszystko jest możliwe właśnie dzięki FootballTalentScout i na pewno nie zamierzam tego projektu zostawiać. Plany są takie, by kontynuować to, co robiłem do tej pory. Chcę informować ludzi o przyszłych gwiazdach futbolu, robić codzienne raporty na stronę. Moja praca dla Famalicão nic w tej sprawie nie zmienia. FootballTalentScout będzie się dalej rozwijał w tym samym, obranym jakiś czas temu kierunku.
Czy praca dla Famalicão będzie się wiązała z wyjazdami? Czy może jako digital scout będzie Pan po prostu oglądał jeszcze więcej meczów w telewizji?
- Ten pierwszy skauting niemal zawsze jest w formie InStata czy oglądania wideo z meczów. Natomiast decydująca część całego procesu obejmuje już oczywiście obserwację piłkarza na żywo ze stadionu. Klub będzie mi udostępniał bilety na wszystkie mecze, na które będzie taka potrzeba. Tych najciekawszych zawodników będę więc oglądać z trybun.
- Moja praca będzie się składała z kilku etapów. Najpierw będę wysyłał raport do szefa skautingu. On po sprawdzeniu jego oraz samego zawodnika, będzie wysyłał mnie na stadion, by przypatrzeć się już z bliska takiemu piłkarzowi.
Pan prywatnie jest z kolei wielkim fanem Atlético Madryt. Przypuśćmy, że mamy do czynienia z sytuacją, kiedy musi Pan obejrzeć mecz któregoś z obserwowanych przez siebie piłkarzy, a w tym samym czasie swoje spotkanie rozgrywają “Rojiblancos”. Co Pan wybiera?
- Cóż… wybieram mecz Atlético. To drugie spotkanie obejrzę w takiej sytuacji po starciu ekipy Diego Simeone.
A czy na Wanda Metropolitano oprócz oczywistego przykładu João Féliksa czają się jeszcze jakieś inne wielkie talenty?
- A ile mamy czasu na tę rozmowę? (śmiech) Oczywiście jest tam sporo utalentowanej młodzieży. Victor Mollejo spisuje się całkiem nieźle na wypożyczeniu w Deportivo de La Coruña, które radzi sobie jednak bardzo słabo w Segunda División. Jest bardzo ciekawy ofensywny pomocnik Rodrigo Riquelme. Do interesujących piłkarzy należy też zaliczyć Sergio Camello, który jest nieźle usposobionym technicznie napastnikiem o profilu podobnym do Luisa Suáreza. Akademia Atlético działa w ostatnich latach świetnie i będzie wypuszczać w najbliższym czasie w świat kolejne perełki.
- Ja gdzieś poniekąd liczę, że ta moja praca dla Famalicão nie ograniczy się jedynie do Europy Wschodniej. Bardzo chciałbym móc typować nazwiska piłkarzy Atlético, którzy na wypożyczeniu w lidze portugalskiej mogliby odgrywać pierwsze skrzypce.
Skąd w ogóle w ostatnich latach ta rosnąca fascynacja futbolem młodzieżowym?
- Futbol tak się rozrósł, że kluby wydają na piłkarzy nieziemskie kwoty. Ludzie idą coraz głębiej i chcą te talenty wydobywać w coraz młodszym wieku, kiedy oni mają te 16 czy 17 lat i nie kosztują jeszcze tych horrendalnych pieniędzy. Piłka nożna jest jednak sportem globalnym, więc taki trend nie powinien dziwić. Jest coraz większe zapotrzebowanie na skauting, nie tylko w przypadku klubów, ale też tych zwykłych ludzi. Oni chcą wiedzieć, kto będzie tym następnym João Féliksem czy Kylianem Mbappé.
Ci dwaj należą jednak już do piłkarzy ustatkowanych. A kto jest teraz takim największym talentem wśród zawodników, o których niekoniecznie jeszcze wszyscy słyszeliśmy?
- Wymienię chyba trzech najciekawszych graczy. Mohamed Ihattaren z PSV, Reinier z Flamengo i Eduardo Camavinga ze Stade Rennais.
A jak wygląda to w przypadku naszego krajowego podwórka? Jak możemy ocenić nasze talenty na tle całego świata?
- Polska liga jest mega słaba, ale rodzą się tutaj talenty, których nie powinniśmy się wstydzić i ci piłkarza mogą zrobić naprawdę fajne kariery. W swoim notesie już teraz mam pięciu zawodników, których będę mocno polecał Famalicão, ale oczywiście nie mogę zdradzić ich nazwisk.
To może tak ogólnie: których polskich piłkarzy młodego pokolenia zalicza Pan do tych o największym potencjale?
- Mogę wymienić trzech, których uważam za największe talenty w polskiej Ekstraklasie. Numerem jeden jest Kacper Kozłowski z Pogoni Szczecin, numerem dwa - Filip Marchwiński z Lecha Poznań, a numerem trzy - Michał Karbownik z Legii Warszawa. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś ci piłkarze stworzą niesamowite trio w środku pola reprezentacji Polski. Chłopcy mają ogromny potencjał i znakomicie się przy tym zgrali: Karbownik może bowiem grać jako defensywny pomocnik, Kozłowski nieco bardziej w środku, a Marchwiński to typowy ofensywny pomocnik. Wiąże z nimi ogromną nadzieję i trzymam za nich kciuki.
Wszyscy trzej stają się coraz ważniejszymi punktami swoich klubów. Z pewnością pomogła im w tym nieco reforma związana z wprowadzeniem obowiązkowego młodzieżowca na boisku. Jaki Pan ma do niej stosunek?
- Jestem oczywiście za! Patrząc na obecny futbol w Polsce i w związku ze sprowadzaniem tego całego tabunu dziwnych zagranicznych piłkarzy do naszego kraju, jestem nawet za tym, by tę zasadę zaostrzyć i wprowadzić choćby regułę trzech obowiązkowych młodzieżowców na boisku. Dziwią mnie jedynie głosy sprzeciwu, bo to jest jedna z najlepszych decyzji, jaką Polski Związek Piłki Nożnej podjął w ostatnich latach.
Z czego wynika fakt, że w Czechach czy na Słowacji nieco wcześniej zrozumiano, że trzeba stawiać na młodych, a u nas ten proces zaczyna mieć miejsce dopiero teraz?
- No cóż… Niestety u nas wszechobecna jest jeszcze ta mentalność z lat 90., kiedy młodym piłkarzem był wciąż 25-latek, a nastolatek miał jeszcze czas na to, by wejść w świat dorosłego futbolu. Moim zdaniem, świetnym przykładem dla każdego polskiego klubu powinno być Dinamo Zagrzeb. Klub z małego kraju, który też nie dysponuje jakimś bardzo dużym budżetem, a swoją markę zbudował w ostatnich latach głównie dzięki swojej świetnej akademii. To samo stara się teraz robić Lech Poznań, któremu gorąco w tym kibicuję. Stawianie na młodych piłkarzy, którzy utożsamiają się z klubem i na boisku walczą, jakby oddawali życie za te barwy to dużo lepsze rozwiązanie, niż sprowadzenie 28-letniego obcokrajowca, który przyjeżdża tutaj odcinać kupony i na którym nic się nie zarobi. Dinamo, Sparta Praga to te kluby, które powinny być dla naszych rodzimych drużyn wzorem do naśladowania.
Czy w Ekstraklasie dużego wpływu na to, w jakim jest teraz ona stanie, nie miał fakt, że wszystko zaczęto tutaj nie od tej strony? Że zamiast budować bazy treningowe, stawialiśmy kolejne stadiony?
- Problem leży chyba gdzie indziej. Te bazy jako tako są, ale kompletnie nie przygotowujemy tutaj ludzi, którzy potem przecież mają wychować nam pokolenia nowych piłkarzy. Jeśli kogoś mogę skrytykować, choć mam nadzieję, że ta osoba się na mnie nie obrazi… Oglądałem wielokrotnie Legię Warszawa w Centralnej Lidze Juniorów pod wodzą Marka Saganowskiego. Ta Legia grała tragiczny futbol polegający na długiej piłce i głębokiej obronie. My powinniśmy uczyć piłkarzy od małego grania piłką od własnego bramkarza i wysokiego pressingu, czyli nowoczesnego futbolu! Jeśli ktoś dostaje pracę tylko dlatego, że kiedyś był piłkarzem, to ręce opadają. W tej pracy powinni realizować się pasjonaci, którzy naprawdę oddają temu kawałek swojego życia. To muszą być ludzie odpowiednio do tego przygotowani.
Czy znalazłby Pan jednak jakieś przykłady takich postaci w polskim futbolu? Kto powinien być wzorem dla innych w naszym kraju?
- Cała dyrekcja Lecha Poznań i trener Dariusz Żuraw. Stawiają odważnie na młodzież, a zarząd temu przyklaskuje. Poza tym jest też Zagłębie Lubin, gdzie pracują osoby, które mają na to wszystko jakiś konkretny pomysł. Może być to małą niespodzianką, ale z Ekstraklasy jedną z niewielu drużyn, którą dobrze mi się oglądało, był z kolei ŁKS. Pomimo okropnych wyników zespół Kazimierza Moskala grał naprawdę fajny futbol, przede wszystkim charakterystyczny. A to nie jest częste na krajowym podwórku, gdzie wiele rodzimych ekip co kolejkę grają ten sam futbol, taki trochę na jedno kopyto.
A nie wydaje się Panu, że czasem polskie kluby po prostu boją się stawiać na młodych piłkarzy? Że wydaje im się, iż łatwiej awansuje się do tej górnej ósemki, jeśli będą grać 30-letnim Słowakiem czy Czechem?
- To wszystko leży w głowach trenerów. Tu trzeba ogólnie zmienić mentalność całej naszej ligi i zacząć od zera, od samych podstaw. Co tu dużo mówić, upadliśmy na dno. Trzeba zmienić trenerów i działaczy, którzy wciąż tkwią w dawnych czasach. Muszą się znaleźć ludzie, którzy to zrozumieją i rozpocząć wszystko od nowa.
Czy podobnie sprawa ma się w przypadku rozgrywek młodzieżowych?
- W tym przypadku bardzo popieram pomysł odnośnie zmniejszenia górnej granicy wiekowej w Centralnej Lidze Juniorów, która w obecnym sezonie nie wynosi już 19, lecz 18 lat. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli taki 18-latek wciąż gra w CLJ, to raczej nie powinna być mu wróżona duża kariera. Moim zdaniem, ta liga powinna być dla najzdolniejszych 15- czy 16-latków. Dość żywo dyskutuję o tym polskim futbolu młodzieżowym na Twitterze. Raz wdałem się zresztą w dysputę z pracującym obecnie dla PZPN-u Michałem Zachodnym. Krytykowałem wtedy, że drużyny w CLJ grają głównie długie piłki, a ich gra jest bardzo powolna. Pan Michał się jednak ze mną nie chciał wtedy zgodzić. Uważam, że taki 18-latek powinien już normalnie trenować z pierwszą drużyną, jeśli myśli o tym, by osiągnąć coś w futbolu.
I na Zachodzie rzeczywiście to tak wygląda. Piłkarze debiutują na tym najwyższym poziomie w coraz to młodszym wieku. Czy jest jeszcze w ogóle możliwe, by ten proces trwał dalej?
- Tak, ten wiek wręcz już się zmniejsza. Najmłodszym piłkarzem, który zadebiutował w ligach TOP5 jest Harvey Elliott, który podczas swojego pierwszego meczu w Premier League miał zaledwie 16 lat i 30 dni, a debiutował przecież w nie byle jakim klubie, tylko w Liverpoolu. To się zmniejsza i będzie się zmniejszać, bo młodzi piłkarze są coraz lepsi i bardziej dojrzali. Tak się dzieje jednak na Zachodzie, a ten proces powinien również mieć miejsce w Polsce. Taki Kacper Kozłowski swoimi umiejętnościami przewyższa teraz pewnie przynajmniej połowę pomocników w całej lidze. Zresztą Pogoń Szczecin też należy chwalić za jej pracę z młodzieżą. Łęgowski, Kozłowski, Turski to tylko pierwsze z brzegu nazwiska w talii młodych graczy w zespole “Portowców”. Najważniejsze jest, by ci chłopcy jak najszybciej zaczynali grę na poziomie seniorskim. To nie musi być od razu Ekstraklasa, mogą zacząć od tych drugo- czy trzecioligowych rezerw. 90 minut na dorosłym poziomie jest warte tyle samo, co przynajmniej trzy spotkania w ekipie U-19.
Jako skaut musi Pan poniekąd przewidywać przyszłość - nie tylko młodych piłkarzy, ale i całego futbolu. Jak będzie się rozwijać piłka w najbliższych latach? Czy jeszcze bardziej postawi ona na technologię?
- Oczywiście. Jeśli w obecnych realiach płaci się za nastolatka ponad 120 milionów euro, są to zbyt wielkie pieniądze, by móc zaufać jedynie ludzkiemu oku. Piłka nożna będzie bez wątpienia coraz bardziej lgnęła do technologii.
A jaka przyszłość czeka Pana? Gdzie widzi się Pan za te pięć czy dziesięć lat?
- FootballTalentScout widzę w podobnym miejscu, w jakim jest teraz, czyli jako stronę numer jeden o talentach piłkarskich na świecie. Będę wciąż parł do przodu, bo piłka nożna i skauting to nie tyle moja pasja, co obsesja. Chciałbym na poważnie wejść w skauting, a na razie mam nadzieję, by ten projekt z Famalicão się udał. Zresztą mam już teraz w związku z tym masę pomysłów. Myślę, że za dziesięć lat będziecie o mnie mogli Państwo przeczytać w jakiejś gazecie.
Może będzie Pan wtedy pracował już w Atlético?
- Praca dla tego klubu byłaby zwieńczeniem całego mojego życia!