„Jesteś bez nogi! A ty bez ręki! I nie możesz otworzyć sobie piwa!” [WYWIAD]

2016-07-18 11:24:14; Aktualizacja: 8 lat temu
„Jesteś bez nogi! A ty bez ręki! I nie możesz otworzyć sobie piwa!” [WYWIAD] Fot. Transfery.info
Mateusz Michałek
Mateusz Michałek Źródło: Transfery.info

Kuloodporni Bielsko-Biała to najmłodszy ampfutbolowy klub w Polsce. Razem z ekipami z Góry, Krakowa, Szczecina i Warszawy rywalizuje w założonej jakiś czas temu Ekstraklasie.

Porozmawialiśmy sobie z Danielem Kawką, fizjoterapeutą i założycielem Kuloodpornych. - Na pierwszych treningach, gdy było nas mało, sam podwijałem nogę i grałem. Zmęczenie było niesamowite. Teraz to już nie dałbym nawet rady konkurować z naszymi zawodnikami - opowiada.


Dlaczego fizjoterapia, a nie piłka? Próbowałeś swoich sił na boisku?
Piłka była obecna w moim domu od zawsze. Zarówno dziadek, jak i tata są wielkimi kibicami futbolu. Za dzieciaka kopało się na podwórku z kolegami. Spędzaliśmy w ten sposób bardzo dużo czasu. W pewnym momencie wybudowano zresztą bardzo fajne boisko na naszym osiedlu. Warunki mieliśmy komfortowe, a to było naprawdę dawno temu. Mieliśmy jak rozerwać się po szkole. Brakowało jednak czasu, żeby pójść trenować do jakiegoś klubu. Po ukończeniu szkoły średniej stwierdziłem, że chcę zostać przy sporcie. I wtedy pojawiła się fizjoterapia.

Premierowy trening Kuloodpornych odbył się na początku 2015 roku. Pierwszą styczność z ampfutbolem miałeś jednak wcześniej, współpracując z Mateuszem Widłakiem przy reprezentacji Polski. Jak w ogóle do tego doszło?
Zaraz po studiach zacząłem pracę w zakładzie protetycznym, gdzie robiłem protezy nóg dla pacjentów po amputacjach. Jest taki wymóg, że w każdym zakładzie musi pracować fizjoterapeuta. Publikowałem w internecie przeróżne artykuły dotyczące fizjoterapii takich pacjentów zarówno z punktu widzenia protetyka, jak i fizjoterapeuty. Mateusz je znalazł. To był zupełny przypadek. Podobnie było zresztą z tym, jak dowiedział się o samym ampfutbolu. Jeszcze w trakcie studiów zobaczył film dokumentalny o ludziach, którzy mimo amputacji grają w piłkę w Afryce. Zaczął wtedy dowiadywać się czy w Polsce ktoś poszedł w ich ślady. Okazało się, że nie. Postanowił więc stworzyć pierwszą drużynę i potrzebował kogoś do pomocy. Zaproponował mi współpracę, a ja nawet przez chwilę się nie zastanawiałem. Zawsze lubiłem oryginalne projekty. Działaliśmy na odległość, on był w Warszawie, a ja w Bielsku. Udało nam się dotrzeć do potencjalnych 14 zawodników rozsianych po całej Polsce. Znaleźliśmy też trenerów, którzy mieli styczność z ampfutbolem na Czarnym Lądzie. Mocno zaangażowali się w projekt, w kadrze są zresztą do dziś.

Mniej więcej po trzech miesiącach zorganizowaliśmy pierwszy trening. Szczerze mówiąc, nie sądziliśmy, że nabierze to takiego rozpędu. Od samego początku zainteresowanie było spore, znaleźliśmy sponsorów... W końcu moja przygoda z reprezentacją dobiegła końca. Urodziło mi się dziecko i zabrakło czasu, żeby się w to dalej angażować. Wokół kadry pojawiała się jednak coraz większa liczba zawodników. Nie każdy się do niej łapał i tak zaczęły powstawać lokalne kluby. Była Góra, Warszawa, Kraków, Szczecin... Pewnego dnia pomyślałem, że to dobry moment na stworzenie drużyny na Śląsku.

Nazwę macie kapitalną.
Na początku szukaliśmy typowo piłkarskiej. Nic nie przychodziło nam jednak do głowy, więc razem z Podbeskidziem i Radio Bielsko zrobiliśmy konkurs. Kibice przesyłali swoje propozycje, z których wybraliśmy najlepszą. W jury byłem ja, dziennikarka radiowa i kapitan „Górali”, Marek Sokołowski. Pamiętam kilka innych opcji. Byli Tytani, Kulawi... Postawiliśmy na Kuloodpornych. Czas pokazał, że to był dobry wybór. Nazwa się sprawdziła. Po pierwsze jest bardzo chwytliwa medialnie. Po drugie ukazuje naszych zawodników troszeczkę jako takich superbohaterów. A warto ich w takim świetle przedstawiać.

Ale Kulawi też mieliby coś w sobie. Taka nazwa przede wszystkim ukazywałaby dystans, którego w ampfutbolu jest raczej dużo.
Na pewno. Trzeba powiedzieć, że ludzie po amputacjach często kryją jak tylko mogą swoje protezy. Zawodnicy, którzy do nas trafiają na początku wstydzą się swojej niepełnosprawności. Po jakimś czasie nabierają jednak tego dystansu. Dostrzegają, że amputacja jest czymś, co w pewnym sensie ich wyróżnia. Większość społeczeństwa siedzi tylko przed telewizorem czy komputerem i czyta jakieś motywujące memy, udostępniając je tylko dalej. A oni wcielają to wszystko w życie. Pomimo tego, że nie mają ręki lub nogi, grają w piłkę. Dla kogoś, kto słyszy o tym po raz pierwszy, brzmi to niezwykle abstrakcyjnie.


Często bywa tak, że zawodnicy przychodzący na pierwszy trening są bardzo sceptycznie nastawieni i dopiero za którymś razem zmieniają zdanie?

Tak jest z większością zawodników. Jest paru chłopaków, którzy przed wypadkami grali normalnie w piłkę i oni faktycznie przyszli z nieco innym nastawieniem. Za wszelką cenę zależało im na tym, żeby wrócić do treningów. Jest też na przykład chłopak, który wcześniej grał już w koszykówkę na wózkach. Większość osób przychodzi jednak z czystej ciekawości. Na początku chcą tylko postać z boku, popatrzeć jak to wygląda. Ani myślą o tym, żeby spróbować swoich sił. Reszta zawodników zachęca ich jednak do tego, żeby to zrobili. I gdy ktoś zaczyna, z reguły już zostaje. Spokój dają sobie nieliczni, a i to z reguły tylko wtedy, gdy w ich życiu pojawiają się jakieś nowe obowiązki i zaczyna im brakować czasu na hobby. Choćby właśnie przez narodziny dziecka.

Przed przyjściem na zajęcia każdy podchodzi do tego w taki sposób, że jak to można kopać piłkę nie mając nogi, poruszając się o kulach. Widząc to na własne oczy i dostrzegając, że treningi prowadzone są naprawdę profesjonalnie, ludzie zaczynają się jednak angażować.

Czujesz wdzięczność z ich strony? Ktoś ci kiedyś powiedział, że treningi zmieniły jego życie?

Sam może nie spotkałem się z takimi zwierzeniami. Spotykając się, skupiamy się głównie na piłce. Mamy bardzo mało czasu na rozmowy na jakieś inne tematy. Każdy z zawodników ma rodzinę, pracuje, studiuje... To są naprawdę zabiegane osoby.


Ile czasu musi upłynąć po amputacji, żeby osoba przyszła na trening?
Myślę, że rok to minimum. Wiadomo, że to indywidualna sprawa, ale wtedy można być już gotowym. Generalnie chyba nie ma u nas nikogo, kto przyszedłby wcześniej. Potrzeba jednak trochę czasu, żeby się psychicznie zebrać. Przychodzą jednak tylko najtwardsi z najtwardszych. Można to zresztą powiedzieć o każdym klubie. Informacja o Kuloodpornych dotarła do dziesiątek osób z regionu, które przeszły amputację. Na treningi mogłoby przychodzić ich o wiele więcej, ale jednak się na to nie decydują. Mimo wszystko wymaga to wyjścia z domu, dojechania na trening, ciężkiej pracy na samych zajęciach...

O jakich liczbach mówimy?
W Polsce dokonuje się 15 tysięcy amputacji rocznie. Ponad tysiąc dotyczy osób młodych. To naprawdę ogromna liczba. Zawodników, którzy regularnie trenują ampfutbol w naszym kraju jest z kolei 50. Istnieje pewna bariera. Największym problemem cały czas jest przyjście na pierwszy trening. Ci którzy to robią, przekonują się, ale niektórzy nie chcą przyjść w ogóle. Ale problemy z aktywnym trybem życia i większą ilością ruchu mają przecież też pełnosprawne osoby. Ktoś mówi, że chciałby schudnąć, zacząć trenować, biegać, ale na mówieniu się kończy. Taka osoba dalej tylko siedzi, a do tego źle się odżywia. Tylko niewielki procent faktycznie robi pierwszy krok, a potem jest wstanie wytrwać w postanowieniu.

Jeśli chodzi o ludzi niepełnosprawnych, pewnie sporo robi też wstyd. Poczucie wykluczenia.
To jeden aspekt. Drugi jest taki, że nie każda osoba po amputacji musi interesować się piłką nożną. Do tego ampfutbol jest sportem bardzo ciężkim fizycznie, a niektórzy po wypadkach miewają też uszkodzone inne części ciała. Z tych 15 tysięcy amputacji większość to miażdżyce i cukrzyce. Tacy ludzie już przed zabiegami byli słabego zdrowia. Amputacja nie poprawiała jakości życia, tylko je ratowała. Kolejną kwestią jest to, że celujemy głównie w mężczyzn. Grupa więc coraz bardziej się zawęża. Ale liczba trenujących i tak mogłaby być większa. Bywa i tak, że problemem są najbliżsi osób niepełnosprawnych. Troszcząc się o nich, czasami chcą zbyt dobrze. Otaczają tatę, męża czy syna nadmierną opieką, co jeszcze bardziej ich rozleniwia.

To występuje chyba głównie u dzieci?
Właśnie niekoniecznie. Bardzo często jest tak również z osobami dorosłymi. Najbliżsi mają ogromne poczucie odpowiedzialności. Przez naszą fundację próbujemy jednak zmieniać postrzeganie niepełnosprawnych. Osoba po amputacji, mając dobrą protezę, jest w stanie zrobić praktycznie wszystko. Ciężko wymyślić coś, czego nie byłaby wstanie wykonać. Trzeba traktować ją na równi z resztą społeczeństwa. Zbyt duży parasol bezpieczeństwa bywa szkodliwy.


Powiedziałeś, że celujecie głównie w mężczyzn. Spotkałeś się w ogóle z kobietą grającą w ampfutbol?
Tak. Nawet do nas czasami przychodzi jedna dziewczyna. Na co dzień trenuje wioślarstwo. Przeszła amputację ręki, ma specjalną protezę do wiosłowania. Trzeba jednak powiedzieć, że w pierwszej drużynie mamy teraz naprawdę silnych fizycznie facetów. Różnica byłaby bardzo widoczna, choć oczywiście jesteśmy otwarci na każdą osobę. Najlepiej byłoby, gdyby przy klubach działały sekcje stricte kobiece. To byłoby coś pięknego. Póki co, gdy ciężko znaleźć samych mężczyzn, nie jest to jednak realne. Ale rozwijamy się. Właśnie otworzyliśmy szkółkę dla dzieci. Będzie trudniej niż z zespołem seniorów, ale do końca roku chcielibyśmy mieć trzech juniorów.

Zgodzisz się, że osoby decydujące się na ampfutbol dają z siebie o wiele więcej niż normalni piłkarze?
Podstawową sprawą jest nauka poruszania się o kulach. To nie jest takie normalne, bo na co dzień zawodnicy chodzą przecież w protezach. To naprawdę ciężka sprawa. Na pierwszych treningach, gdy było nas mało, sam podwijałem nogę i grałem. Zmęczenie było niesamowite. Teraz to już nie dałbym nawet rady z nimi konkurować. Nasi trenerzy, którzy wcześniej współpracowali z osobami pełnosprawnymi, podkreślają, że zupełnie inna jest również mentalność. Nasi zawodnicy wiedzą, że pewnie nigdy nie będą mieli z tego grania pieniędzy. Mimo to z własnej woli przychodzą na treningi. To czyste hobby. Zupełnie inaczej robi się coś, za wykonanie czego otrzymuje się pieniądze. Często traci się wtedy poczucie odpowiedzialności za drużynę. „Nie uda się tutaj? Okej, po zakończeniu umowy, znajdę sobie inny klub”. W ampfutbolu czegoś takiego nie ma.

Jeśli chodzi o samą fizyczność, podejrzewam, że jest trudniej. W rozgrywkach międzynarodowych gra się dwa razy po 25 minut. W lidze połowa trwa 20 minut. Gramy trochę krócej, bo podczas turniejów rozgrywa się sporo spotkań. Obciążenia są naprawdę duże. Pamiętam jak trenowaliśmy z piłkarzami Podbeskidzia. Nie byli przyzwyczajeni do poruszania się o kulach i po pięciu minutach mówili, że siadają im ręce.

W tej normalnej piłce przyjemność z grania faktycznie u wielu zawodników zanika.
Być może najlepsi mają jeszcze w sobie ten pierwiastek pasji. Trenują więcej od innych, zostają na treningach... Może właśnie dlatego są lepsi od reszty. Nie znam się dobrze z pełnosprawnymi piłkarzami, ale moim zdaniem przez pieniądze często zatraca się pasję, ducha sportu. Nie chodzi zresztą o samych zawodników. Spójrzmy na kluby. Mało kto stawia na wychowanków. Oczywiście jakiś czas temu ci najwięksi w Europie dostrzegli, że warto to robić, ale w Polsce się to zatraciło. Teraz bardzo ciężko to odzyskać. Szkolenie młodzieży, współpraca z lokalnymi społecznościami - na tym powinien opierać się sport, tymczasem działania często są krótkowzroczne.

Mówiliśmy o dystansie do siebie. Na treningach często bywa śmiesznie?
I to bardzo (śmiech). Niedawno jechaliśmy 10 godzin na turniej do Szczecina. Po niektórych żartach to trzeba długo dochodzić do siebie. Poziom dystansu jest porażający.

Słyszałem o jakimś angielskim zawodniku, który na turnieju w Polsce postrzelonym golu odrzucił kule i udawał sikającego psa.
Tutaj już chyba nie chodziło o sam dystans do swojej niepełnosprawności (śmiech). Ale prześmiesznych tekstów jest mnóstwo. „Ty, no ręki nie dam sobie za to uciąć, bo już mi ucięli, ale nogę dam”.

Albo taki dialog:


-Ty jesteś bez nogi!
- A ty bez ręki! I nie możesz otworzyć sobie piwa!

Ale ciężko tak opowiadać, bo nie odwzoruje się tego 1:1. To trzeba usłyszeć na własne uszy.

Kontuzje. Jakie najczęściej przytrafiają się w ampfutbolu?
Przede wszystkim chodzi o rzeczy przeciążeniowe. Naciągnięcia mięśni kulszowo-goleniowych, problemy z Achillesem, ze ścięgnem podeszwowym... Mimo wszystko treningi są okazjonalne. Ktoś przez cały tydzień pracuje, nadchodzi dzień zajęć i nagle zaczyna ostro trenować na boisku. Ciało nie zawsze jest na to przygotowane. Nowych zawodników trzeba wprowadzać powoli. Piłkarze trenują od dziecka. Przechodząc poszczególne etapy, mają czas na spokojny rozwój. Nie ma takich przypadków, że do seniorskiej drużyny dołącza ktoś, kto nigdy wcześniej nie grał w piłkę. Jego ciało przygotowywane było do tego przez lata. Na dobrą sprawę kontuzje są jednak bardzo podobne do tych z piłki jedenastoosobowej.


Swego czasu próbowano otwierać ampfutbolowe kluby w Gdańsku, Katowicach, Lublinie, Poznaniu, Rzeszowie czy Wrocławiu. Nie wypaliło. Nie masz wrażenia, że Kuloodporni mają trochę łatwiej, bo mogą do was przychodzić ludzie z całego Śląska?
Faktycznie trochę ułatwia nam to sprawę, ale głównym problemem jest brak wolontariuszy. W Poznaniu czy Wrocławiu i wokół tych miast też mieszka przecież bardzo dużo osób po amputacjach. Nam tworzenie klubu zajęło blisko półtora roku. To była ciężka, wolontariacka praca. Sam miałem o tyle łatwiej, że mam własną działalność gospodarczą. Prowadzę swój gabinet i mogę poukładać sobie dzień tak, żeby spotkać się z radnym, mediami czy potencjalnymi sponsorami. Ktoś kto pracuje od godziny ósmej do 16 lub studiuje, ma o wiele ciężej.

Brakuje ludzi, którzy naprawdę poświęciliby się ampfutbolowi. Przede wszystkim trzeba być cierpliwym. My pierwsze kroki zaczęliśmy stawiać w grudniu 2014 roku. Na pierwszy trening, który odbył się w lutym 2015 roku przyszły cztery osoby. Tak naprawdę dopiero w styczniu 2016 mieliśmy kadrę gotową do gry w ekstraklasie. W miastach, w których się nie udało, zabrakło pewnie cierpliwości. Ludzie myśleli, że wszystko przyjdzie łatwiej i szybciej. Rezygnowali po dwóch, trzech miesiącach. Bardziej w tym widzę problem.

Jak patrzysz na samą ekstraklasę? Występuje w niej pięć drużyn, co kilka tygodni rozgrywacie turnieje. Osoba działająca w ampfutbolu może być w ogóle zadowolona z tego jak to wszystko w naszym kraju działa?
Ampfutbol jest w naszym kraju od pięciu lat i rozwija się naprawdę dynamicznie. Jesteśmy jedną z najmłodszych organizacji na świecie, a mało jest państw, które mają swoją ekstraklasę. Dla wielu możemy być wzorem. Jest nieźle, ale wiadomo, że daleko nam jeszcze do takiej Turcji, gdzie jest kilka poziomów rozgrywkowych i działa 40 klubów. Tam poszło to jednak w trochę inną stronę. Doszły wielkie pieniądze oligarchów, przychodzą zawodnicy z Afryki...

Czytałem, że przeprowadzane są tam nawet transfery. I to wcale nie za grosze.
Tak jest. Można to porównać do tego, co dzieje się tam w futbolu jedenastoosobowym. Pieniądze są ogromne. Ściągają wielkie gwiazdy, ale liga sama w sobie cały czas jest raczej słaba. Na dobrą sprawę to wcześniej notowali lepsze wyniki na arenie międzynarodowej. Oczywiście wielkie pieniądze to również korzyści. Sam ampfutbol na pewno na tym zyskał.

Myślisz, że za jakiś czas - przy zachowaniu - odpowiednich proporcji w Polsce będzie podobnie?Zawodnicy będą żyć z grania?
50 na 50. Potencjał na pewno jest. Kluczową rzeczą jest zmiana postrzegania sportu osób niepełnosprawnych przez społeczeństwo. Firmy muszą dostrzec, że mogą na takim sponsoringu zyskać naprawdę dużo wizerunkowo. Koszty prowadzenia klubu nie są duże. Może nie widzę czegoś takiego, że zawodnik będzie otrzymywał pieniądze bezpośrednio za samą grę, ale może zostać zatrudniony u sponsora. Bo mimo wszystko problem znalezienia dobrze płatnej pracy przez takie osoby cały czas istnieje.

Póki co, firmy wolą wyłożyć 200 tysięcy na klub w piłce jedenastoosobowej i być jednym z wielu sponsorów niż przeznaczyć 50 tysięcy na zespół ampfutbolowy.

Jakie cele są przed Kuloodpornymi?
Chcemy, żeby klub miał naprawdę stabilne fundamenty. Oczy cieszyłoby się, gdyby na treningi przychodziło 20 osób. Byłoby wtedy świetnie... Do tego kilku juniorów, o których już wspomnieliśmy. Chcielibyśmy mieć też klub partnerski z naprawdę fajnym zapleczem. Tak żeby zawodnicy mieli najlepsze warunki do rozwoju.